– Dalej się szlajasz bez celu?
– A no… – Pablop spojrzał na Nerona. – Co tam w menu?
– To co zawsze – mężczyzna wzruszył ramionami.
– Może być.
Wyjął z kieszeni portfel. Zważył go na dłoni, nie kryjąc przy tym grymasu – z każdym dniem coraz lżejszy i chudszy. Neron widząc to pokręcił tylko głową z politowaniem.
– Dzisiaj na koszt firmy, niech będzie moja strata – powiedział.
– Daj spokój, nie jest aż tak źle – wytrzepał na blat kilka monet.
– Właśnie widzę, ale jak tam wolisz. Przy okazji, jeśli szukasz pracy…
– Już ci mówiłem, że to nie dla mnie – uniósł dłoń, dając znak, że ucina temat.
– Tak tak, jasne… Twój portfel, twoje życie, twoja sprawa.
Pablop uśmiechnął się w odpowiedzi i usiadł na wolnym stołku. Łokciami oparł się o blat baru, po czym ciężko westchnął. Tak naprawdę znalazł kilka nieźle płatnych fuch, ale nie chciał się żadnej podejmować. Po redakcji jakoś nie widział siebie w żadnym „normalnym”, nudnym zawodzie. Potrzebował wrażeń, przygód, a nie nudnego biura i ustalonych godzin pracy.
– Ten Alex to nieźle wszystkich w konia zrobił – Neron podsunął talerz z jajecznicą – Żeby tak wyjechać, i nawet ani słowem…
– Wariat, po prostu. Niczego innego nie było można się po nim spodziewać – zatrzymał widelec w połowie ruchu – Chociaż nie, poprawka. Po nim wszystkiego można się spodziewać.
– Ważne, że się znalazł. Gdzie on w zasadzie wybył?
– W świat, nie sprecyzował. Pogoń za marzeniami i takie tam…
– No cóż, najważniejsze, że się znalazł. Dobra, jedz sobie, ja wracam do roboty.
Pablop w odpowiedzi kiwnął tylko głową. W kontekście ostatnich kilku dni takie zniknięcie mogło się wydawać dziwne, ale akurat w przypadku Alexa wszystko co dziwne jest normalne. Przynajmiej całość historii ułożyła się w coś sensownego. W redakcji doszło do wycieku gazu – efekt oszczędzania pieniędzy i łatania wycieków taśmą klejącą oraz plasteliną. Prędzej czy później musiało się to stać, i całe szczęście, że nie w godzinach pracy. Śledztwo zakończyło się szybko, bo i powód był oczywisty. Alex już na samym początku odgrażał się, że sam zbada co się stało. Ostatecznie nie znalazł jednak nic poza tajemniczą szkatułką, z którą udał się do ślusarza. Okazało się, że w środku był tylko stary tekst rewolucyjny i jakiś zegarek. Alex wziął sobie zegarek, a resztę z roztrzepania zostawił u staruszka. Wrócił do domu, spakował się, i wyjechał. Oczywiście, zamiast zadzwonić do kogoś, to po prostu napisał list i zostawił go na stole w swoim mieszkaniu.
To co działo się później, to jedno wielkie nieporozumienie. Ślusarz do którego udał się Alex, miał nie do końca dobrze z głową. Gdy dotarły do niego pogłoski o zaginięciu redaktora, ubzdurał sobie jakiś magiczny portal i śledzących go ludzi. Z tym wszystkim poszedł do Pablopa, który mu nie uwierzył. Staruszek wrócił do swojego zakładu, po czym się powiesił. Później okazało się, że w jego krwi znaleziono ponoć jakieś substancje psychoaktywne pochodzące z leków które zażywał. Oczywiście Pablop o tym jeszcze nie wiedział, dlatego wszystko wydało mu się podejrzane. Kierowany przeczuciem udał się do redakcji z tajemniczą szkatułką. Nim jednak tam dotarł, spotkał Genzo, który odnalazł list Alexa. A skoro tajemnica zniknięcia się wyjaśniła, to poszli wychylić kilka głębszych, i film się urwał.
Gdy obudził się rano z potwornym kacem, pamiętał jakieś niestworzone rzeczy. Biały pokój, postać bez żadnych cech, pojawiające się znikąd papierosy, film ze zniknięciem Alexa. Zastanawiał się, czy aby na pewno skończyli imprezowanie na alkoholu, bo wszystko wydawało się tak prawdziwe, że na początku nawet w to wierzył. Dopiero później, gdy ból głowy przemijał, wróciło mu trzeźwe myślenie. Po prostu nawalił się do nieprzytomności i miał zwidy. W dodatku wyraźnie pamiętał, że łykał jakąś kapsułkę. Na wszelki wypadek próbował się jeszcze dopytać Genzo co się działo, ale ten miał w pamięci po prostu wielką, czarną dziurę.
Tak naprawdę, jedyną nierozwiązaną zagadką były pieniądze, które Domin rzekomo trzymał w redakcji, a po których nie znaleziono śladu. Sam fakt tego, że naczelny chował forsę, nie dziwił nikogo. Paool z pewnością dobrze opłacał redakcję, mimo to wypłaty były skromne, a samo biuro się sypało. Środki musiały przechodzić przez ręce naczelnego i gdzieś trafiać. To chyba jednak pozostanie tajemnicą. Paool odcina się od wszystkiego, bo on tylko płacił, a reszta to sprawy redakcji. Domin z kolei podupadł psychicznie, i pewnie gdyby gazetka była wciąż wydawana, to wkrótce pojawiłby się raport z przyjęcia kolejnego pacjenta na oddział psychiatryczny. A kasy jak nie było, tak nie ma.
Pablop dojadł ostatnie kęsy jajecznicy, zostawił kasę na blacie i machnął dłonią do Nerona krzątającego się przy kuflach
– To ja się zbieram, dzięki za jedzenie.
W zamyśleniu nie zauważył nawet wątłej postaci siedzącej w kącie tawerny. Za to ona bacznie go obserwowała. Gdy skończył, rzuciła na blat kilka srebrników i podążyła w ślad za redaktorem.
***
Ciche pukanie rozeszło się po biurze. Ionn podniósł wzrok na drzwi i odłożył okulary na bok.
– Wejść – rzucił krótko, nieco zmęczonym głosem.
– Panie komendancie… – w drzwiach stanął młody mężczyzna ubrany w policyjny mundur.
Ionn westchnął ciężko i przetarł oczy.
– Nie mów, że znów to samo.
– Niestety – mężczyzna podszedł do biurka i położył na nim teczkę z dokumentami.
– Odłóż mi to tam – wskazał na jedną z półek – Nie będę tego przeglądał, streść po prostu.
– Wygląda na to, że to ciąg dalszy ostatniej serii. Denat nie miał żadnych zaburzeń psychicznych, żadnych długów czy innych motywów. Po prostu skoczył.
– Ku**a – Ionn uderzył pięścią w stół – Co się ostatnio dzieje w tym mieście?! Czy wszystkich popi******ło?
– Może… może powinniśmy dać to do mediów, zanim samo wypłynie?
– I powiedzieć, że po mieście być może grasuje seryjny zabójca, który swoje ofiary wybiera losowo? – komendant potarł skronie i odetchnął głęboko. – Musi być jakiś związek między ofiarami, wspólny mianownik. Jakaś sekta, cokolwiek.
– Staramy się to ustalić, ale wie pan jak jest…
– Ta… informujcie mnie na bieżąco.
Mężczyzna skinął głową i opuścił biuro, zostawiając komedanta ze swoimi myślami. Ionn odchylił się lekko na fotelu i przymknął oczy. Wiele miał spraw w swojej karierze, ale jeszcze żadna nie była tak dziwna. Żadnych dowodów na udział osób trzecich, ale ciężko uwierzyć w przypadek, jeśli dochodzi do pięciu samobójstw w ciągu jednego miesiąca. „Tu coś musi być… potrzebuję kogoś z zewnątrz” – pomyślał, po czym chwycił telefon. Po chwili usłyszał znajomy głos po drugiej stronie.
– Pablop? Cześć, słuchaj… Co? Jaki mandat? Niee, mam sprawę, ale nie na telefon. Wpadłbyś do mnie? O, to fajnie, mi pasuje. Do jutra. Zaraz, czekaj! Jaki mand… Ahh, rozłączył się.
***
– Co jest… gdzie ja…
Białe pomieszczenie, mocne światło, krzesło, stolik.
– Witam ponownie.
– Kur***… to znowu ty?! Czego ode mnie chcesz?!
Postać siedziała przed nim, jakby była tu od początku, choć wiedział, że jeszcze przed chwilą był sam. To się znów działo.
– Otrzymał pan dzisiaj telefon od komendanta policji.
– Ja pie***le… I co ku**a w związku z tym?
– Komendant poprosi pana o pewną przysługę. Powinien się pan zgodzić.
– Znów się nawaliłem?
– Wciąż pan nie wierzy?
– A jak myślisz? Czemu ja w ogóle z tobą rozmawiam, przecież nie istniejesz.
– Ma pan rację, to tylko sen.
Rozległo się głośne, ogłuszające brzęczenie. Nieprzyjemny, świdrujący dźwięk nie tylko wwiercał mu się w uszy, ale przenikał całe ciało.
– Kur***… – krótki zamach, głośne uderzenie o ścianę – …mać!
Pablop usiadł na łóżku i spojrzał na teraz już całkiem cichy i zniszczony budzik. Wskazówki zatrzymały się dokładnie na godzinie siódmej trzydzieści. Trzeba było się powoli zbierać. Wstał i podszedł do lustra.
– Wariujesz, prawda? Po prostu wariujesz, nic więcej. Wszystko da się logicznie wytłumaczyć – powiedział sam do siebie i obmył twarz zimną wodą.
To było jasne, że Ionn poprosi go o coś, inaczej by nie dzwonił. Postać nie powiedziała niczego, czego sam by nie wiedział. To był tylko sen i jego podświadomość. Pewnie przy poprzednim razie było tak samo. Trochę faktów zmieszanych z filmową fabułą.
Uśmiechnął się, zadowolony tym wyjaśnieniem. Wziął szybki prysznic, zarzucił wyjściowe ciuchy i opuścił mieszkanie.
Nie uszedł daleko, gdy podszedł do niego zakapturzony mężczyzna, wciągając go w zaułek ulicy.
Zdezorientowany nawet nie próbował się bronić.
-Tylko nie wrzeszcz, jak panienka – usłyszał znajomy głos.
-Domin! Cholera, przecież mogłeś po prostu zadzwonić! Co Ty człowieku wyprawiasz?
-Nie drzyj się tak, nie chcemy przecież, żeby i nam się stało coś podobnego do historii Alexa, no nie?
-Przecież Alex się znalazł. Ten kretyn zawsze chodził swoimi ścieżkami.
-I Ty w to wierzysz?
-Noooooo… – Pablop urwał, sam już nie był pewien.
-No to skoro już to sobie wyjaśniliśmy, to idziesz do Ionna i dowiedz się wszystkiego. Poczekam na Ciebie u siebie. Musimy pogadać.
-A skąd Ty wiesz…
-Nieważne, idź już!
Skonsternowany Pablop ruszył w stronę komisariatu.
***
– Panie komendancie? Przyszedł redaktor Pablop.
– Ex-redaktor – dało się słyszeć gdzieś z korytarza.
– Wpuścić – powiedział Ionn i odłożył przeglądane dokumenty.
Pablop wszedł do biura spokojnym krokiem, odwiesił kapelusz na wieszak, po czym rozsiadł się na krześle.
– No to jestem. Co to za sprawa?
– Jak zwykle od razu do rzeczy, co? Chciałem zaproponować koniak, ale jak wolisz…
– Miły Ionn? To musi być coś poważnego.
Komendant uśmiechnął się i pchnął jedną z teczek w jego kierunku.
– Sam oceń. Naleję.
Ionn wyjął z szuflady dwie szklanki i butelkę Burbonu. Pablop w tym czasie przeglądał dokumenty. Na jego twarzy wymalowywało się coraz większe zaintrygowanie.
– To wszystko serio w ciągu miesiąca? Pięciu skoczków?
Ionn nie odpowiedział, tylko podsunął szklankę z alkoholem.
– Może wisieli komuś kasę?
– Nic nam o tym nie wiadomo.
– Choroba psychiczna?
– Nie stwierdzono.
– Sekta?
Ionn upił łyk i spojrzał poważnie na Pablopa.
– Problem w tym, że nie ma żadnego powiązania.
Były redaktor pokiwał głową.
– No to mamy dwie opcje… Przypadek, albo ktoś im pomógł. Czemu o tym jeszcze nie jest głośno?
– Chciałbym uniknąć niepotrzebnej paniki i szczucia na siebie ludzi. Wiesz jak to jest, zaraz każdy każdego będzie podejrzewał. Zresztą, potencjalny morderca mógłby zrobić się jeszcze bardziej ostrożny.
– Czyli liczysz, że popełni błąd?
– Nie. Liczę, że to jednak przypadek, i że już więcej się nie powtórzy. Ale sam widzisz, jak to wygląda.
– Dobra, ale chyba nie wezwałeś mnie tutaj, żeby mi to pokazać?
– Chcę, żeby ktoś spojrzał na to świeżym okiem. Ty, jako dziennikarz, możesz dostrzec coś, co nam umyka.
– Czyli prosisz mnie o pomoc?
– Hm… nazywaj to sobie jak chcesz.
***
Zasłony były opuszczone, przez co w pomieszczeniu panował mrok. Jedynym źródłem światła była świeczka stojąca pośrodku zakurzonego stolika. Wokół niego, na niskich taboretach, siedziały trzy osoby. Jedna z nich skrywała twarz pod głębokim kapturem. Drugą był Pablop. Trzecia natomiast westchnęła ciężko i popatrzyła z politowaniem na obu mężczyzn.
– Domin, czy Ty musisz odstawiać taki teatrzyk? – zapytała wskazując na świeczkę i ogólnie wodząc wzrokiem po pokoju.
– No on to ma nierówno pod sufitem od zawsze – skwitował Pablop. – My się chyba nie znamy.
– No właśnie miałem Ci przedstawić Kicię – skrzywił się Domin – I co jest nie tak w tym wystroju? Przecież jest idealne. Nadaje klimatu, wprowadza aurę…
– Domiiin… – westchnęła Kicia.
– Dobra, i tak nie zrozumiecie…
– Cześć… Kicia. – powiedział Pablop. – Dobra, ja jestem zapracowanym człowiekiem. Bardzo zapracowanym. Streścisz mi to jakoś?
– No dooooobrze baaaaardzo zapracowany człowieku. Dostałeś zlecenie od komendanta policji. Swoją drogą mandat mogłeś sobie zostawić, nie budziłby podejrzeń.
– Jakich podejrzeń i o czym Wy w ogóle gadacie? – nie wytrzymał Pablop.
– Domin, weźże odsłoń choć trochę te kotary i wytłumacz, gamoniowi, w co się wpakował.
Zakapturzona postać zerwała się z miejsca i rozłożyła ręce.
– Pablopie! Czy jesteś gotów, aby…
– Domin… – dało się słyszeć plaśnięcie dłonią w czoło.
– No co?
– Mam sama wyjaśnić?
– Dobra, dobra… eh. – Domin usiadł i zdjął kaptur. – Więc tak…Wiesz zapewne co się stało z Alexem i jak to wyglądało. Potem może uda się go namierzyć, ale teraz musimy się skupić na wykonaniu zadania, które poniekąd dał Ci Ionn. Mówię poniekąd, ponieważ on musi znaleźć swojego sprawcę, a my musimy znaleźć to, czym ten sprawca się posługuje.
– Łooooooo, powoli człowieku, w co Ty mnie chcesz wpakować?
– Ty się sam już w to wpakowałeś, nieprawdaż?
– O czym Wy mówicie?
– O Twoich kontaktach z nieznanym.
– Jakich… – Pablop urwał, bo w tym momencie świat zaczął mu się rozmazywać przed oczami.
– Dobra! – wykrzyknął – Wierzę, tylko znów mi nie pierzcie mózgu!
Świat wrócił do normy. Znów widział w pokoju dwie osoby.
– Chcecie mi wmówić, że te… stworzenia są prawdziwe i że Alex jednak się nie znalazł. A i jeszcze, że te samobójstwa mają coś wspólnego z tym wszystkim? Zwariowałem… Albo nie! Wy jesteście szurnięci!
– Weź się w garść! – westchnęła Kicia – Tyle już widziałeś i nawet byłeś skłonny w to uwierzyć, a teraz idziesz w zaparte. Tak, to prawda.
– No… – Domin wyciągnął dłoń i położył na ramieniu Pablopa. – Nie zwariowałeś, mi możesz zaufać.
– Proszę cię… Jesteś ostatnią osobą, której mógłbym zaufać. Ale dobra… Mniejsza o większość. Dobra, wysłucham was, świry. Gadajcie.
– Dobra… – Domin oparł się łokciami na stole. – Sprawa jest poważna. Bardzo poważna. Wyobraź sobie, że jest sobie notes.
– Notes? – uniósł brwi Pablop.
– No notes… Spójrz… Gdzieś tu powinienem mieć takie coś… Daj chwilę…
– Domin… On raczej wie, co to notes… – westchnęła Kicia.
– Aaa… No może… Dobra, więc jest… Notes.
– I? – Pablop skrzyżował ręce na piersi.
– Wyobraź sobie… – Domin otworzył notes i zaczął w nim bazgrolić. – O, patrz tutaj!
Przysunął mu otwartą kartką pod sam nos.
– Nie będę nigdy prosił o premię… – Przeczytał na głos Pablop.
– Piękne słowa… piękne…
– Dooomin… – znów westchnęła Kicia.
– Aa, no tak… Nie będziesz chciał premii, rozumiesz? – Domin z podnieceniem pomachał notesem tuż przed twarzą Pablopa.
Pablop poczuł dziwne mrowienie z tyłu głowy i ze zdziwieniem odkrył, że wcale nie chce prosić o premię. Kicia spojrzała na niego z zaciekawieniem i zwróciła się do Domina.
– To na pewno nie jest artefakt?
– Nie, to akurat podejrzewam, że robią nasi znajomi, ale podoba mi się!
Pablop jęknął.
– Dajcie już spokój, No łyknę wszystko, co mi tu wmówicie!
– Nieważne! – wykrzyknął Domin. – Notatka. Notes! To jest ważne.
– Domin, ja serio nie rozumiem… – Pablop ze zrezygnowaniem rozłożył ręce. – Tłumacz mi prosto, jak krowie na rowie.
– No więc tak… Zamilczcie oboje i słuchajcie mnie uważnie! – Domin znów teatralnie rozłożył ręce i zadarł podbródek. – Ten notes… Te kilka kartek… To magia!
Znów dało się słyszeć plaśnięcie w czoło ze strony Kici.
– Jaka znowu magia? – zapytał Pablop.
– Magia! Ja ci tu napisałem, że nie będziesz chciał premii, i ty jej nie chcesz!
– W zasadzie to bym…
– Nie chcesz! Rozumiesz?! Nie chcesz!
– Kicia, kochana, kimkolwiek jesteś, wyjaśnij mi proszę – Pablop ze zrezygnowaniem zwrócił się w stronę kobiety.
– Ehh… okej – Kicia rozejrzała się po już jasnym mieszkaniu. Siedzieli w pokoju z aneksem kuchennym. Podeszła do lodówki. Dwóch mężczyzn obserwowało ze zdziwioną miną, co właściwie się dzieje. Tymczasem ona otworzyła lodówkę i z uznaniem popatrzyłam na zaopatrzenie. Wyjęła warzywa i kilka udek z kurczaka. Podeszła do stołu i rozłożyła wszystko patrząc pytająco na współtowarzyszy.
– Głodni? – zapytała – Widzę, że ciężko Wam zebrać myśli na głodnego, więc coś upichcimy. Domin, jeśli masz to coś polej i zabierać się do obierania warzyw.
Obaj panowie wzruszyli ramionami i zaczęli wykonywać polecone drobne prace. Kicia doprawiła mięso i wrzuciła razem z przygotowanymi warzywami do piekarnika. Już po jakiejś chwili dało się poczuć wspaniały zapach przygotowywanego obiadu. Domin wygrzebał skądś piwo i przy pełnych kuflach zasiedli przy stole.
-No dobrze, to teraz spokojnie czekając możemy sobie powyjaśniać pewne kwestie. Ktoś wszedł w posiadanie pewnego artefaktu. Ionn już na pewno naświetlił ci mniej więcej sprawę samobójstw.
– Tak, ale ofiary są bez powiązania.
– Prawda, nie ma powiązania. – przytaknęła Kicia. – Posłuchaj, nie chcę ci tego tłumaczyć w szczegółach, ale mniej więcej to co gada Domin jest prawdą.
– Czekaj, czekaj! Chcesz mi powiedzieć, że magia istnieje? – Pablop wywrócił oczami.
– Boże.. czemu akurat na mnie to spadło… – zakryła twarz dłońmi. – Wyobraź sobie, że masz kartkę papieru, dzięki której możesz kontrolować ludzi.
– Hę? – Pablop przekrzywił głowę.
Kicia przymknęła oczy i wzięła kilka oddechów na uspokojenie.
– Tak, notes który wpływa na umysły. Możesz na przykład kazać dwóm idiotom rzucić się z mostu.
– Hę? – Pablop i Domin spojrzeli się na Kicię.
Zapach pieczonej potrawy rozniósł się po pomieszczeniu. Kicia wstała i nałożyła każdemu solidną porcję.
– Dobra. Wy jedzcie, bo przynajmniej w ten sposób Wasze mózgownice zaczną pracować, a ja w tym czasie wyjaśnię. Pablop, miałeś do czynienia, jak z resztą każde z nas z… – zawahała się przez chwilę – nazwijmy ich roboczo Shapeshifterami.
Pablop pokiwał głową, przestał już się dziwić temu co widzi i słyszy.
– To są poszukiwacze artefaktów o niewyjaśnionej dla nas mocy. Ja miałam również z nimi styczność tuż po zniknięciu Alexa. Doszli do wniosku, że sami sobie u nas nie poradzą, więc zaczęli szukać ludzi do pomocy. Trafiło na mnie, ponieważ jakimś dziwnym trafem, nie działają na mnie ich sztuczki, ani też podobno moc artefaktów. Domin z kolei natknął się na nich…
– Ff łedacji – dokończył Domin z pełnymi ustami, po czym przełknął strawę. – Byłem zainteresowany nimi od dawna, od początków istnienia redakcji, jeszcze długo zanim was poznałem. W zamierzchłych czasach, gdy wszystko…
– Było lepiej i tak dalej, łapię, przewiń taśmę bo szkoda czasu na wspominki.
Domin rzucił Pablopowi gniewne spojrzenie, po czym wrócił do opowieści.
– No więc mieliśmy taką serię dziwnych zniknięć. I to nie jakieś płotki, tylko członkowie ówczesnej rady. Sprawa była dziwna, dlatego zacząłem się przyglądać. W dodatku zaczęły się pojawiać wzmianki o jakichś dziwnych istotach widywanych w okolicznych lasach. No a później redakcja wyleciała w powietrze.
– Zaraz, mówiłeś, że to było dawno.
– No bo było.
– Przecież minęło ledwo parę dni. – zdziwił się Pablop.
– A ty myślisz, że to był pierwszy raz?
– Chcesz mi powiedzieć, że specjalizacją twoich redakcji jest wylatywanie w powietrze?
– Przypominam ci, że ostatnio też do niej należałeś!
– Chłopaki! – Kicia nie wytrzymała.
– W każdym razie… – kontynuował Domin – Jak już redakcja wyleciała w powietrze, a rada się ostatecznie rozpadła, zacząłem działać trochę szerzej, ale ciągle mi umykali. Później pojawiłeś się ty, ruszyła nowa redakcja. Wtedy oni sami się do mnie zgłosili. Potrzebowali środków, ale… No, przecież nie mogli zgłosić się oficjalnie o dofinansowanie, co nie? Więc zrobiliśmy taki myk. Niczego nieświadomy Paool finansował nową redakcję która bardzo chętnie popierała jego rządy, a redakcja po cichu przekazywała pieniądze dalej.
– Technicznie rzecz ujmując pracujemy teraz dla nich. Finansują nasze działania i pomagają w tym, żeby nie zwracać uwagi zwykłych ludzi na zjawiska, których nie mogą pojąć. W ten właśnie sposób musieliśmy do opinii publicznej wypuścić historyjkę o zegarmistrzu i Alexie. Zapewne te samobójstwa również nimi zostaną, albo będziemy musieli je jakoś inaczej przedstawić.
– No dobrze… załóżmy, że Wam wierzę. Do czego niby jestem w tym wszystkim potrzebny? – zapytał Pablop
– Zgodziłeś się połknąć pigułkę, która nie usuwała Ci wspomnień, w przeciwieństwie do tej, którą wybrał Genzo, więc niejako sam zgodziłeś się na współpracę. – odparła Kicia – Mnie próbowali również w ten sposób zwerbować, ale im się to nie udało, bo podobno jestem na to odporna. Przetestowali na mnie również działanie innych artefaktów i o dziwo też nie działały. Dostaliśmy zadanie odnalezienia tego notesu i złapania tego, kto go wykorzystuje. Mnie nic nie grozi. Ty Pablop, masz ochronę od Shapeshifterów, którzy w razie czego zareagują, gdybyś był w niebezpieczeństwie. Domin natomiast potrafi wyczuwać artefakty gdy ktoś z nich korzysta.
– Hę? A ty od kiedy umiesz takie rzeczy?
– Od kiedy porwali mnie we śnie kosmici – odparł Domin ze śmiertelnie poważną miną.
– Dla mnie bomba… A myślałem, że to Alex jest świrem. – uśmiechnął się Pablop. – No dobra. Powiedzmy, że tak będzie. Złapiemy go i ten jego magiczny pamiętnik. I co? Sprawa załatwiona? Uwolnię się wtedy od was? I od tych… szejpcośtam?
– Yhm… To nie takie proste… – Kicia podrapała się w głowę. – Ale po kolei, w tej chwili sprawa notesu jest najważniejsza. Musimy obmyślić dokładny sposób działania. Na razie nawet nie wiemy kogo szukamy. Pablop, Ty w redakcji byłeś kimś w rodzaju śledczego. Może masz jakiś pomysł?
– Za dużo tego jak na jeden raz… Słuchajcie, było fajnie, dzięki za żarcie, ale… Na nic się jeszcze nie zgadzam. Muszę to przemyśleć, ustalić kto jest wariatem a kto nie. Odezwę się do was… jakoś. – wstał i ruszył w kierunku drzwi – Albo i nie odezwę… Zobaczymy. To cześć!
Drzwi zamknęły się z dość mocnym skrzypieniem, w pomieszczeniu zostali Kicia i Domin.
– No i poszedł… To w jego stylu – pokręcił głową.
– Skoki pojawiają się coraz częściej. Według tego, co ustaliła policja, prawdopodobny kolejny atak powinien nastąpić w ciągu najbliższych dwóch dni. Do tego czasu musimy mieć plan, Pablop wywęszy na pewno, gdzie się dzieje coś, co może wzbudzać podejrzenia. Z tego, co mi o nim mówiłeś, pójdzie do domu i po 5 minutach stwierdzi, że jednak przygoda czeka i pójdzie węszyć.
***
Pablop leżał na łóżku patrząc bezcelowo w sufit. Zegar wystukiwał miarowo czas. Myśli biegały wokół najnowszych rewelacji.
– No i co ja mam z tym wszystkim zrobić? Magia… No kur*** zachciało im się jakichś głupot. Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że im kur*** wierzę!
– Dobra – krzyknął na głos zrywając się na równe nogi – czego chcecie i jak mam w tym wszystkim pomóc?
Pokój zaczął się powoli zmieniać Białe pomieszczenie, mocne światło, krzesło, stolik.
– Monotematyczni jesteście – westchnął siadając za stolikiem – Jakieś podpowiedzi?
– Bardzo nam miło, że w końcu możemy normalnie porozmawiać.
– No nie mam chyba większego wyboru, prawda? – Pablopowi wydawało się, że w rozmytej strukturze postaci widzi jakiś cień uśmiechu. Wolał nie patrzeć, tylko słuchać.
– Już może Pan patrzeć, specjalnie dostosowałam swój wygląd do możliwości Pańskiego umysłu.
Przed Pablopem siedziała zgrabna brunetka o orzechowych oczach, ubrana w krótką mini spódniczkę.
– Ymm – odezwał się głupkowato, by po chwili dojść do siebie i kontynuować skupienie uwagi na istocie sprawy, nie na cudownych kształtach rozmówczyni.
– O notesie wiemy sporo, niestety jest dla nas nieuchwytny. Dlatego zdajemy się na Wasze umiejętności. Wiadomo nam, że potrafi zmieniać wygląd i że uwielbia się ukrywać wśród innych, podobnych jemu czyli zapewne w miejscach, gdzie będzie jednocześnie niewykrywalny i dotykany przez wiele osób. Nie wiadomo, czy steruje nim jakiś pozaziemski właściciel, czy samodzielnie podejmuje decyzje. Na razie wiemy tylko, że jest śmiertelnie niebezpieczny dla waszych umysłów, co z resztą Pan widział w aktach policyjnych, ale wykorzystuje też wasze umysły do przemieszczania się czy zmiany wyglądu. Po prostu każe to komuś zrobić.
– Wśród podobnych sobie… – Pablop westchnął – takich miejsc może być wiele. W mieście mamy bibliotekę, księgarnię i szkołę. Żaden ze skoczków nie był nieletni.
– Tu już nie jesteśmy Panu w stanie pomóc, Możemy jedynie obiecać, że będziemy bacznie obserwować i w razie niebezpieczeństwa interweniować.
Postać zniknęła wraz z całą scenerią, w której prowadzili rozmowę. Pablop stał na środku swojego własnego pokoju, pogrążony w myślach.
– Ofiary nie pochodziły raczej ze szkoły, więc zostaje biblioteka i księgarnia. Księgarnia raczej ostatnio podupadała i miała kłopoty finansowe, więc skoro lubi być dotykany, to zostaje biblioteka. Notes nimfoman o zdolnościach kontrolowania myśli… Noooosz kur***, czego jeszcze się można spodziewać?
Nie myśląc już więcej sięgnął po telefon i wybrał numer Domina.
– Dobra ekipo dziwnej maści, zbierajcie swoje zadki i spotykamy się w bibliotece. Domin i lepiej, żebyś faktycznie umiał tego skur***la rozpoznać, bo chciałbym odzyskać swoje dawne życie w miarę sprawnie. Pakujcie się, a ja Wam wszystko wyjaśnię przez telefon.
***
Piętnaście minut później Domin z Kicią spotkali się pod drzwiami miejskiej biblioteki. Budynek był nowoczesny i zwracał na siebie uwagę przechodzących. Zwiększenie czytelnictwa wśród lokalnej ludności było wpisane w budżet miejski jeszcze za czasów świetności redakcji. Domin miał nawet zapłacone z góry, za poświęcenie kilku rubryk w każdym wydaniu gazety na promocję. Czekali na zjawienie się Pablopa.
– Mówił czy ma jakiś plan? – zapytała Kicia
– Nie. On zawsze improwizuje. Kiedyś się to źle skończy, ale wpakowaliśmy się już i tak dość głęboko, więc nie ma to większego znaczenia.
– Obyśmy zdążyli przed kolejną ofiarą.
– Do wieczora jest jeszcze trochę czasu, a to coś jak dotąd kazało ludziom skakać wieczorami.
– No to mamy jeszcze ze dwie godziny na znalezienie gnojka. – westchnęła Kicia spoglądając na zbliżającego się w ich kierunku mężczyznę.
– No co robaczki? Gotowi na poszukiwania? – Pablop bezceremonialnie ich wyprzedził i wkroczył do środka. Podążyli za nim bez słowa.
– Gdzie szukamy? – Zapytała Kicia szeptem
– Tam, gdzie najwięcej ludzi zagląda, czyli raczej dział statystyczny odpada. Musimy się zdać na umiejętności tego tu. – wskazał palcem na Domina
– Dobra, już nie gadaj tyle – szepnął Domin. – Idziemy po kolei.
Wkroczyli do nowocześnie wykończonego pomieszczenia. Pod oknami ustawiono stoliki z miejscami dla czytelników, a przez środek do przeciwległej ściany ciągnęły się cztery rzędy przesuwanych na korbę regałów z książkami. Pomieszczenie było ciasno zapakowane olbrzymią ilością wiedzy na papierze.
– Dużo tego – Domin westchnął i zamknął oczy. – Okej, teraz dajcie mi się skupić.
Zapadła cisza. Krótka cisza.
– No i masz już coś? – zapytał Pablop.
– Nie…
– A teraz?
– W sumie…
– Masz?
– Nie, jednak nie. Chociaż… czekaj. Czuję… schabowego.
Kicia przewróciła oczami i weszła w alejkę między rozsuniętymi regałami. “Wszystko na mojej głowie, jak zawsze” westchnęła w myślach i zaczęła przesuwać dłonią po grzbietach książek.
– W czymś pomóc? – podszedł do niej wysoki, chudy mężczyzna.
– Ah, nie, dziękuję. Tak tylko rozglądam się za czymś ciekawym. – odparła z uśmiechem.
– Dobrze, proszę wołać, gdyby potrzebowała pani pomocy. I przepraszam, tylko sięgnę po to…
Kicia odsunęła się trochę, pozwalając mężczyźnie zdjąć z półki jakąś książkę. Przeczucie podpowiadało jej, że coś jest nie tak. Sięgnęła szybciej po książkę, którą chciał zabrać mężczyzna. Otworzyła na ostatniej zapisanej stronie. Widniał tam napis:
– Zabij ją!
Nim zdążyła cokolwiek zrobić, mężczyzna wyrwał jej z ręki notes i pchnął w kierunku ściany, sam uciekając w przeciwnym.
– A ja ci mówię, że żeberka. – stanowczo stwierdził Pablop.
– Nie, jestem pewien, że schabowy – Domin nie odpuszczał. Już miał kontynuować, gdy nagle zesztywniał. – Coś jest nie tak…
Nagle w pomieszczeniu rozległ się zgrzyt mechanizmu i przesuwanych regałów, a sekundę później kobiecy krzyk, który niemal od razu urwał się w akompaniamencie dźwięku łamanych kości. Pablop i Domin spojrzeli w kierunku alejki, w której przed chwilą była Kicia. Alejki już nie było, a od dużej korby odbiegał chudy mężczyzna.
– Co jest… – Pablop złapał się za głowę. – To on, jest mój!
– Pablop! On ma ten dziennik! Czuję go! Czuję jego strach! – zawołał za nim Domin – Nie otwieraj go, tylko Kicia mogła się oprzeć poleceniom.
– Ta… sprawdź co z nią! – krzyknął, znikając za drzwiami, którymi przed chwilą wybiegł bibliotekarz.
***
– Zabezpieczyliśmy obiekt. Już nie wyrządzi szkód. – powiedziała brunetka o orzechowych oczach.
– Mhm… – skinął głową Pablop.
Kobieta spojrzała w stronę biblioteki, oświetlonej światłem lamp ulicznych. Wejście było odgrodzone taśmą policyjną.
– Strata… My jej nie rozumiemy. W każdym razie nie tak jak wy.
– Daruj sobie. Masz swój notes, dla mnie to koniec sprawy.
– Tej… tak. Świat jest jednak pełen takich rzeczy. Tajemniczych. Niebezpiecznych. O wielu sami nie mamy pojęcia.
– Może gdybyście ich nie szukali, to dzisiaj nikt by nie zginął? Pomyśleliście o tym w ten sposób? – Pablop obrócił się w jej stronę. – Jak to Domin powiedział? “Czuję jego strach”? Wiem, że nie mówił o tamtym facecie.
– Tak, mówił o dzienniku. Może się to Wam wydawać dziwne, ale artefakty, mogą przybierać różne postacie. Żywe i te ze świata nieożywionego. Taki dziennik można porównać do… do niebezpiecznego zwierzęcia z Waszego świata, ale musimy najpierw zbadać, czy ktoś go przypadkiem nie kontroluje.
– Czyli zrobiliście ze mnie myśliwego? Świetnie… A właśnie, co z tym sku****lem?
– Rozumiem, że pyta pan o ostatnią ofiarę dziennika?
– Nie powiedziałbym, że to on tu jest ofiarą…
– Cóż, jego umysł… Dziennik wywołał nieodwracalne zmiany. Jest z nim znikomy kontakt, ale powiedzmy, że to już nasz problem. Czy to pana satysfakcjonuje?
– Bez różnicy – wzruszył ramionami, odwrócił się i ruszył przed siebie. – Nie wiem jak ty, ale ja zabieram stąd Domina i idziemy się napić.
– Do zobaczenia. – kobieta uniosła rękę, po czym po prostu rozpłynęła się w powietrzu.
Autorzy: kiciakamyk i Domin