Za oknem w które spoglądał dało się zobaczyć szybko przemykających w deszczu ludzi. Jedni okryci szczelnie kapturami inni pod kolorowymi parasolami starali się jak najprędzej uciec od szarości tego dnia. Wszyscy jakby w zmowie nosili szarobure płaszcze i niczym nie wyróżniające się nakrycia głowy. Jedynym kolorowym elementem tego dnia były parasole. Jakby w swojej zmowie zapomnieli, że może padać deszcz i chwytali te które akurat były pod ręką. Szum deszczu wprowadzał w senny nastrój. A może to nie był odgłos spadających kropel, który tak działał.
Domin odwrócił wzrok od okna. Siedział przy nowiutkim, gustownym biurku, na cudownie wygodnym obrotowym fotelu. Nie był to jego stary, ulubiony fotel, ale sponsor się postarał. No właśnie – sponsor. Jakaś nikomu nieznana osoba. Pablop jak to zwykle zakręcił, tu popytał, tam podpuścił i się ktoś pojawił. Nawet sam Pablop nie wiedział, kto to, no ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. I tak oto po raz kolejny siedział za biurkiem w redakcji. Pokój był prosto, ale gustownie umeblowany. Jego biurko z ciemnego drewna wyróżniało się od innych. Kazał je ustawić naprzeciwko drzwi, żeby mieć widok na całą redakcję. Pozostali mieli mniejsze, jasne biureczka poustawiane parami, tak że siedzący spoglądali na siebie znad monitorów laptopów. Za sobą miał olbrzymie okno, w które uwielbiał spoglądać, poszukując pomysłów. Po lewej stronie na ścianie stał wielki regał z różnymi czasopismami i szufladami na ich pomysły czy materiały. Po prawej za drzwiami przesuwnej szafy można było sobie zrobić kawę z nowiusieńkiego ekspresu. Nad nim cała półka wypełniona różnego rodzaju herbatami dla najwybredniejszych podniebień. Z drugiej strony znajdowała się szafa na płaszcze, która w połowie wypełniona była jakimiś dziwnymi ciuchami. Nie wnikał skąd się tam wzięły. Może to dziewczyny przytargały, kiedy nie widział. Naprzeciwko niego z jednej strony drzwi wisiał wielki ekran do rzutnika. Wszelkie narady i prezentacje mogły teraz odbywać się multimedialnie. Po drugiej stronie wisiała olbrzymiej wielkości tablica korkowa, na której mogli przywieszać swoje pomysły i oczywiście stały punkt każdego wydania – memy.
Szum klimatyzacji i wentylatorów pracujących komputerów był chyba tym dźwiękiem, który tak sennie działał. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do tych wszystkich zmian. Miał nadzieję, że tym razem nie skończy się tak jak poprzednimi. Westchnął i pochylił się nad materiałami dostarczonymi, przez nowych stażystów. Ciągle ich poznawał i nie do końca był pewien, do czego są zdolni.
Po prawej przy jednym z biurek siedział wysoki mężczyzna z delikatnym zarostem. Thomashino pracowicie wystukiwał coś na klawiszach laptopa. Co jakiś czas zatrzymywał się, odchylał w fotelu i mruczał coś do siebie, by już po chwili zasiąść z powrotem do pisania. Naprzeciw niego w najbardziej zacienionym kącie pokoju, wybrał sobie miejsce A.A. Z takim to nigdy nic nie wiadomo, pomyślał Domin. A.A. – Anonimowy Alkoholik? Arkusz Autorski? A może Amazoński Automobilista? Jeśli musiał wstać zakładał kaptur i przemykał szybko do ekspresu po kawę, po czym tym samym tempem wracał do swojego biurka i tak spędzał całe dnie.
Z lewej strony ustawione były dwie pary biurek. Tuż przy tablicy korkowej znalazła sobie niszę ToNieJa – blondynka z głową zawsze pełną pomysłów. Pracowicie drukowała obrazki i wieszała je na tablicy, czekając na aprobatę szefa. Obok niej zasiadała niska brunetka, zaczesująca włosy w koczek. Beatka uwielbiała rozmawiać z ludźmi i godzinami potrafiła nie odkładać słuchawki. Domin zaczął się nawet zastanawiać, czy aby na pewno pracuje, ale dopóki dostarczała materiały, nie było potrzeby żeby to sprawdzać.
Dalej siedział Argendor, człowiek z głową w chmurach. Małomówny i ciągle nieobecny. Nawet na narady nie sposób go było wyciągnąć. Siedział i pisał, pisał, pisał. Przylegające do niego biurko przy oknie zajęła Kiciakamyk, niska blondynka, która zawsze miała coś do wtrącenia od siebie.
Ciszę monotonnego stukania w klawisze, przerwał huk otwieranych drzwi
– Czołem! – wykrzyknął Pablop. Ubrany był w hawajską koszulę i lniane spodnie. Na wierzch narzucił długi płaszcz. W jednym ręku trzymał kapiący parasol, w drugim aktówkę.
– Czy mógłbyś chociaż przez pierwsze dni nie trzaskać drzwiami. Daj się nacieszyć ładnym wnętrzem choć przez moment. – fuknął na niego Domin.
– A ciesz się ile wlezie! Na zdrowie! Ja tylko na chwilę.
Wszyscy ze zdziwieniem popatrzyli na przybyłego. Nawet Argendor oderwał się na chwilę od klawiszy.
– Kiedy myślę, że już mnie nic nie zdziwi, pojawia informacja o zebraniu, gdzie wszyscy mamy złożyć życzenia Kici, tyle że Kici nie ma na liście zaproszonych…
– Że co? – wykrzyknęła Kicia oblewając się właśnie pitą kawą
– Pablop….. – westchnęli zebrani
– No co?
– Spinacz chciał ją zaprosić, jak już wszyscy będą – powiedziała ToNieJa
– Aha… no to Kicia nie słuchaj tego.
– Ja pierniczę… zabiję go. – wykrzyknęła Kicia i ruszyła w stronę drzwi.
Domin zakrył twarz rękoma, Thomashino westchnął.
– I wszystko popsułeś.
– Przynajmniej już wiadomo, kogo nie zapraszać na imprezy niespodzianki – westchnął jeszcze raz Domin i zaczął się zastanawiać, czy Spinacz przeżyje to spotkanie. W ciszy, jaka zapadła dało się słyszeć stłumiony chichot z najciemniejszego zakamarka redakcji. A.A. próbował ukryć chichot pod swoim kapturem, ale trochę mu to nie wyszło. Po chwili wszyscy ryknęli śmiechem. Nawet Kicia nie mogąc się powstrzymać oparła się o ścianę i zaczęła zanosić się śmiechem.
– Nie wiem o czym mówisz. – odpowiedział skonsternowany Pablop – Ja z resztą w innej sprawie.
Otwierając aktówkę podszedł do biurka wciąż rechoczącego Domina i położył na nim jakiś świstek papieru.
– Co to jest? – wykrztusił próbując się uspokoić redaktor naczelny.
– Rachunek za moje usługi.
– No przecież dostałeś ostatnią wypłatę.
– Tak, ale kontrakt mi się kończy, a była umowa, że będzie premia, więc tu masz wyszczególnione, ile mi wisisz.
Domin spojrzał na papier i wybałuszył oczy
– Ile?
– No to jak już sprawy formalne mamy za sobą, to się chcę z wszystkimi pożegnać! Jak ta łajza mi w końcu zapłacił, to mogę iść na zaległy urlop.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi.
– Bajobongo! Przyślę Wam kartkę z Hawajów!
Minął w drzwiach osłupiałą Kicię i dziarsko opuścił redakcję.
W ciszy jaka zapadła, dało się usłyszeć szept Kici.
– Ty mu płacisz?
– Spinacz, Kicia, Spiiiiiinaaaacz! Miałaś iść go zabić – z zadziwiającym refleksem opanował sytuację Domin.
– A tak. – skonsternowana Kicia zamknęła za sobą drzwi, zostawiając pozostałych redaktorów w nie mniejszym szoku.
– Za tą łajzę, to w życiu nie zobaczysz premii – bąknął pod nosem Domin, uważając żeby nikt go nie usłyszał.
Autor: kiciakamyk