Wielkie, rzeźbione, dwuskrzydłowe drzwi imitujące drewno zamknęły się za nimi bezdźwięcznie. Kiciakamyk i Giebeha stanęli w holu sądu korporacyjnego.
– Zobaczysz, już niedługo się to skończy. Nie mają żadnych dowodów, że Ty stoisz za sabotażem i zniszczeniem okrętu, a tym bardziej za spiskiem przeciw korporacji. – Powiedział Giebeha.
– A to że ktoś wyłączył kamery w jednym z pomieszczeń technicznych między maszynownią a chłodziwem reaktorów? A to że system tego nie zarejestrował? Nie wszczął alarmu? Ba! Nawet żadnej notki nie było na ten temat. Nic. Ktoś kto to zrobił musiał mieć najwyższy stopień dostępu do systemu. Czyli JA, TY… sztab… i to od ilu? Od 5 miesięcy! Komputer od tak sobie stracił nagle jedno pomieszczenie z czujek i nie zauważył tego?! Jak mi to wytłumaczysz?! Zjedzą nas żywcem Giebeha! Jak nie wyślą nas do kolonii karnej gdzieś przy pulsarze to będzie sukces. – Wyrzuciła z siebie emocje. Oboje ruszyli nieśpiesznym krokiem w stronę wyjścia.
– Ale zrozum. Brak logów w systemie, brak dowodów. Przesłuchali już wszystkich jakich mogli, i nic. Sztab nie ma dowodów przeciw nam a korporacja będzie chciała zamieść sprawę pod dywan by im słupki na giełdzie nie spadły. Sprawę zamkną jako niewyjaśnione zdarzenie. A wiesz ile okrętów im znika bez śladu na rubieżach? Będzie dobrze, zobaczysz sama. – Przekonywał Giebeha.
– Może masz i rację. Jakby mieli jakieś poszlaki już bylibyśmy w komorach neuroblokacyjnych. Wiesz ile mnie przesłuchiwali? Prawie miesiąc. Już myślałam że mi wypalą mózg.
– I widzisz, nic podejrzanego nie znaleźli. Mnie trzymali sześć dni i też nic nie znaleźli.
– Co tak krótko?
– Mam swoje znajomości. – uśmiechnął się tajemniczo Giebeha. – Zobaczysz, jeszcze tydzień, góra miesiąc i po sprawie. A wtedy wystąpisz o nowy przydział, nowy statek… Już nawet załogę zbieram. – uśmiechnął się szeroko.
– Że co?! – krzyknęła Kiciakamyk. Zatrzymała się w półmroku złapała za ramię Giebeha zmuszając go by się zatrzymał i obrócił do niej. – O nie Giebeha, jeśli ten cyrk się skończy tak jak mówisz, to ja idę na emeryturę! Zrobię jak major DonGenzon, odwieszę mundur.
– Emeryturę? – Zdziwił się Giebeha. – W twoim wieku? Ile Ty masz lat Kiciu?
– Nie wiesz? Masz wgląd w dokumenty. Mój wiek jest jawny. Mam 96 lat. – rzuciła mu kokieteryjne spojrzenie.
– Mówię o biologicznych. – Sprostował. – No ile? 30? 35?
– Blisko jesteś, ale nieważne.
– I co chcesz na tej emeryturze robić? – Wszedł jej w słowo. – Przeprowadzić się w okolicę ziemi, znaleźć męża, mieć z trójkę dzieci i jakieś zwierzę?
– Giebeha. Nieważne! Mam dość! Chcę się wycofać! – ruszyli dalej. – czy Ty nie rozumiesz że to był zamach? Ktoś kto zorganizował coś takiego musiał mieć OGROMNE WPŁYWY aby przeprowadzić akcję tak, by nie zostawić śladów. I myślę, że to, iż nie zostały żadne poszlaki wskazujące na mnie to czysty przypadek. I nie chodzi tu tylko o zhakowanie pokładowej SI, ale jeszcze o to, co spowodowało eksplozję reaktorów! Przecież one NIEEKSPLODUJĄ! – Prawie wykrzyczała ostatnie słowa.
– To, że w oficjalnych raportach nie ma wzmianki o przypadkach eksplozji tych reaktorów to jedno. A to, czy znany jest czynnik dzięki któremu można doprowadzić do ich eksplozji, to drugie. – Powiedział tajemniczo Giebeha.
– Znalazłeś jakieś informacje? – Zapytała cicho.
– Nie, ale będę jeszcze szukał. – odpowiedział. Ruszyli dalej. Na korytarzu prowadzącym do wyjścia nikogo nie było. Co parę metrów mijali tylko w pełni zautomatyzowane posterunki kontrolno-wartownicze. Przy główniejszych musieli się zatrzymywać w celu identyfikacji. Ostatni znajdował się przy wyjściu z budynku, i po jego przekroczeniu wyszli na zewnątrz. Znajdowali się na jednej z największych stacji- mieście znajdującej się na orbicie wokół Słońca, między Marsem i Jowiszem. Pas asteroid, który niegdyś się tu znajdował, dawno został wyeksploatowany i przemielony na piasek. Posłużył do budowy stacji-miasta o dumnej nazwie „ Polis 3”. Według statystyk mieszkał tutaj na stałe jakiś milion ludzi. Kiciakamyk zamyśliła się. Ta stacja to nie było miejsce, gdzie chciałaby spędzić resztę życia. Ani ta, ani żadna inna. Ona potrzebowała prawdziwej przyrody, nawet jeśli byłaby terraformowana. Cóż, Ziemia odpadała ze względu na cenę. Nikogo prócz mega bogaczy, polityków, właścicieli korporacji, wziętych aktorów i artystów nie było stać na mieszkanie na Ziemi. No chyba, że się miało na tyle szczęścia, by się na niej urodzić. A ona do nich nie należała. Zebrane fundusze ledwo pozwalały na kupno kawalerki na Marsie. Taki los urodzonych na „Polisach” jak się określało mieszkańców stacji-miast. Z zamyślenia wyrwał ją Giebeha.
– Zobaczysz, że wyjdzie na moje. Jeśli tak jak mówisz był to zamach, czego nie neguję i też biorę pod uwagę, to łatwiej będzie nas dorwać jak będziemy w cywilu, gdzieś sami.
– Nas? Też chcesz odejść? – Zapytała zaskoczona.
– Nie Kicu. Co Ja bym robił w cywilu? Latał transportowcem od stacji do stacji, od planety do planety? – Zaśmiał się. – Posłuchaj. Kiedy skończy się ta farsa, wystąpisz o przydział okrętu. Ja poprę i się zgłoszę na Pierwszego oficera, uruchomię kontakty i zaraz lądujemy w symulatorze szkoleniowo- adaptacyjnym.
– Zaraz! Czemu szkoleniowo-adaptacyjnym? – wtrąciła mu się w słowo.
– Ponieważ wdrażają nowy typ okrętu. Z nowymi rozwiązaniami technicznymi i przede wszystkim nowym dużo lepszym SI. Ma być doskonalszy, szybszy, i bardziej… „Ludzki”. – Podeszli do pojazdu transportu publicznego stojącego przy gmachu korporacji o starodawnej nazwie TAXI. Drzwi pojazdu schowały się w boku i wsiedli do środka.
– Daj identyfikator, odprowadzę Cię. – Zaproponował Giebeha. – Przyłożył identyfikator Kici do panelu w podłokietniku fotela i zaraz go jej oddał. – Do kwatery. – Powiedział do pojazdu który zaraz ruszył. – Chętnie bym wypróbował takie nowe cacko. – Uśmiechnął się do niej szeroko.
– Zaraz, zaraz. To znasz tajne nowe projekty i tak sobie o nich otwarcie i publicznie mówisz? – Zdziwiła się lekko zmieszana.
– Jak publicznie? Jesteśmy tylko we dwoje. A i tak ONI wiedzą że JA wiem i tylko przed sobą udajemy, że nic nie wiemy. – roześmiał się. – Poza tym i tak po kampanii zostalibyśmy skierowani do głównej stoczni na przeróbki. A sama wiesz jak to wychodzi, kiedy ze starego chcesz zrobić nowe. A tak dostaniemy nowy przydział i nowiutki pachnący okręt. Co Ty na to?
– Giebeha. Ja naprawdę chcę odejść. – Westchnęła zmęczonym głosem.
– Zobacz. – nie zwracał na jej odpowiedź uwagi. – Mam nawet listę chętnych służenia pod Twoim dowództwem Pani Komandor. – Mówiąc to wyjął z kieszeni komunikator, przyłożył kciuk i w powietrzu wyświetliła się lista z nazwiskami. Kicia rzuciła tylko przelotnie okiem na rzędy liter i cyfr.
– Przecież to są nazwiska mojej załogi z Feniksa. Powiedziała ze zdziwieniem unosząc głos. – Jak zdążyłeś do nich dotrzeć?
– No tak! …No tych co przeżyli i są lub będą zdolni do dalszej służby. – Zawiesił głos na myśl o tych którzy zginęli i zaginęli. – Pochodziłem, popytałem, podzwoniłem. Dużo osób łatwo było znaleźć, choć część z tych którzy wyszli cało dostała już nowe przydziały, to ci tutaj – pokazał na listę ruchem głowy – są albo na urlopach, albo w komorach regeneracyjnych, ALE! Teoretycznie dostępni od ZARAZ. – dokończył entuzjastycznie. Pojazd w końcu dotarł na miejsce, zatrzymał się i jego drzwi się schowały. Kiciakamyk wysiadła na ulicę i zanim drzwi pojazdu zdążyły się zamknąć za nią zatrzymała je ręką. Schyliła głowę na bok aby spojrzeć swojemu rozmówcy w oczy i zmęczonym głosem z rezygnacją powiedziała.
– Słuchaj. Ja naprawdę chcę odejść. Jestem już bardzo zmęczona tym wszystkim i nie zmienię już raczej decyzji. Długo gryzłam się z tą myślą i wiele nocy nie przespałam zanim podjęłam decyzję. Przykro mi, że tak się namęczyłeś próbując mnie przekonać, ale nie słuchasz mnie. Mówię NIE.
– Giebeha spojrzał na jej zmęczoną i zrezygnowaną twarz. Wiedział, że ostatni miesiąc był dla niej ciężki, że przeżyła ogromny cios i męczarnię ze strony „Zjednoczonego Sztabu Dowódców”.
– Dobrze. – Westchnął ciężko. – Przepraszam że Panią tak męczyłem. Dowidzenia Pani Komandor. – wyjął swój identyfikator, dotknął nim do panelu. – Do mojej kwatery. – powiedział. Drzwi pojazdu zamknęły się.
Trzy tygodnie później z braku jednoznacznych dowodów oczyszczono wszystkich oskarżonych ze stawianych przez „Zjednoczony Sztab Dowódców” zarzutów. Komandor Kiciakamyk, Pułkownik Giebeha oraz kilku innych oficerów odetchnęli z nieskrywaną ulgą. Karę zawieszenia na pół roku ziemskiego dostał tylko Główny Inżynier Systemowy za „niedopatrzenie obowiązków” co przyjął spokojnie i pogodnie. Sprawa cała została nienagłośniona i zamieciona pod dywan, tak jak mówił Giebeha. Wychodząc z Sali Rozpraw Kiciakamyk wyglądała dużo lepiej, zdrowiej i młodziej niż przy ostatnim spotkaniu z Giebehą. Giebeha szybkim krokiem nie czekając na nikogo opuścił gmach Sądu i wsiadł do pojazdu TAXI. Gdy pojazd dostał cel podróży i drzwi już się zamykały Giebeha zauważył kątem oka ruch i drzwi z hukiem się otworzyły. Do środka wsiadła lekko zziajana Kiciakamyk. Spojrzała na zaskoczonego Giebeha.
– Mogę się dosiąść? Cholera, nie sądziłam że mam tyle siły. – Uśmiechnęła się przepraszająco.
Odprowadzę Cię, jeśli pozwolisz. – uspokoiła oddech i dodała. – Muszę Ci przyznać, że miałeś rację.
– Ja mam rację w wielu przypadkach Pani Komandor. – Odpowiedział oficjalnym tonem, co ją lekko zaskoczyło. Musiał wyczuć jej zmieszanie bo szybko dodał – Teraz to nawet ze sztabu nie będą się nas czepiać. A przynajmniej nie oficjalnie. – Przez pewien czas jechali w milczeniu patrząc każde z nich w swoje okno.
– Tooo… Pokażesz mi jeszcze raz tą listę? – Przerwała milczenie.
– Wiedziałem że jednak dasz się namówić. – uśmiechnął się szeroko Giebeha.
Autor: argendor