Tydzień wcześniej
Mariusz obudził się nagle w środku nocy. Spojrzał na zegar na szafce przy łóżku. Była 3:12. Która to już noc z kolei? – pomyślał. Nie liczył tego. Nie pamiętał kiedy ostatni raz przespał spokojnie całą noc. Chyba jeszcze zanim przeprowadził się do nowego domu. Całe życie mieszkał na dużym, betonowym osiedlu, ale mając dość ciągłego hałasu i tłoku postanowił przenieść się w spokojniejsze miejsce. Bardzo szybko trafiła się prawdziwa okazja, dom na skraju miasta, w rejonie katowickiego Lasu Murckowskiego, z dala od innych zabudowań. Prowadziła do niego wąska, gruntowa dróżka. Może byłby to delikatny minus, gdyby musiał ją pokonywać przy obfitych deszczach – ale nie powinien być to problem dla jego terenówki. W domu tym mieszkało wcześniej starsze małżeństwo. Powiedzieli mu, że w ich wieku bezpieczniej i wygodniej „przenieść się do cywilizacji”, gdzie będą mieć blisko sklep, czy lekarza. Są za starzy, aby żyć na odludziu. Postanowił nie zwlekać z decyzją, aby czasem ktoś go nie uprzedził. To naprawdę była okazja. Dziwił się strasznie, że dom ten kosztował mniej, niż miał otrzymać za swoje 90-metrowe mieszkanie na osiedlu Paderewskiego. Dlaczego ludzie tak ciągnęli do tej betonozy, że ceny poszybowały do tego poziomu? Lecz nie było to jego zmartwienie. Już nie. Zamieszkał tam z Sarą, trzyletnią suczką owczarka niemieckiego. Bardzo podobała mu się panująca wokół cisza, lecz szybko zaczęły go dręczyć przebudzenia w środku nocy. Początkowo jako przyczynę tego stanu rzeczy upatrywał właśnie w tej spokojnej okolicy. W końcu kiedyś za jego oknami panował niekończący się hałas związany z jeżdżącymi bez ustanku samochodami, pociągami, czy startującymi z lotniska Muchowiec samolotami. Teraz co najwyżej słyszał szum drzew, czy pohukiwania sów. Sara bardzo szybko wyczuła niepokój Mariusza i przybiegła do sypialni. Położyła mordkę na materacu i patrzyła na niego czułym wzrokiem.
– Ty też nie możesz spać? – zapytał i pogłaskał ją po głowie – Teraz już chyba nie ma sensu próbować zasnąć, co?
W głowie Mariusza kołatało się teraz zbyt wiele niepokojących myśli, a znał tylko jeden sposób, żeby ją z tych myśli oczyścić. Sara już wiedziała co się święci, jakby czytała w głowie Mariusza, na znak czego wesoło zamerdała ogonem. Ku uciesze swej towarzyszki Mariusz ubrał się i wkrótce oboje udali się na nocną przebieżkę po leśnych ścieżkach, które zdążył już poznać bardzo dobrze.
Nie ma nic lepszego na świecie, jak pozytywne zmęczenie. Oboje doskonale o tym wiedzieli. Mariusz wziął szybki prysznic, po czym zabrał się za przygotowywanie śniadania. Chodząc po kuchni cały czas czuł za sobą oddech swojej przyjaciółki. Sara czekała z niecierpliwością, aż dostanie swój największy przysmak, jakim była kanapka z pasztetem. Żadna psia karma nie mogła się równać z obłędnym smakiem tych kanapek. Mariusz wiedział, że dopóki nie nakarmi „bestii”, ta nie wypuści go z kuchni. Nie chcąc testować cierpliwości Sary przygotował jej przysmak, po czym sam skonsumował mussli.
– Dziś moja droga zostaniesz na trochę sama. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? – powiedział do psa.
Sara zwiesiła smutno głowę. Przyzwyczaiła się do pracy zdalnej Mariusza i jego ciągłej obecności. Mariusz korzystał z dobrodziejstw globalizacji, pracował dla amerykańskiej korporacji z branży IT na warunkach, jakich nie mógł mu zaproponować nikt w kraju. Tworzył projekty dla klientów w wielu krajach świata. Tym razem z usług korporacji skorzystała wschodząca i mocno rozpychająca się na rynku firma, która na swoją część administracyjną wybrała nowoczesny biurowiec, w samym centrum Katowic.
– Nie smuć się, jak wrócę, pojedziemy nad jezioro.
Sara zaszczekała głośno i zamerdała ogonem, po czym odprowadziła swojego towarzysza do drzwi. Mariusz wyjechał z gruntówki na drogę krajową nr 86 i już po kilkunastu minutach jego oczom ukazał się nowoczesny biurowiec. Zadziwiała go zawsze ta konstrukcja. Jakby ktoś trącił trzy ustawione na sobie klocki, a te przesunęły się względem siebie. Jak to się jeszcze utrzymywało, nie miał zielonego pojęcia. Wjechał na parking podziemny, gdzie szybko znalazł wolne miejsce postojowe, po czym skierował się do windy i wjechał na 18 piętro. Biuro jeszcze świeciło pustkami, pierwsze osoby zaczną przychodzić pewnie za godzinę. Skierował się do przydzielonego mu pokoju.
– W końcu postanowiłeś się u nas pojawić? – usłyszał nagle głos za plecami.
– A Ty chyba nigdy stąd nie wychodzisz, co? – odpowiedział.
– Może czasem do bufetu.
Mariusz obrócił się i jego oczom ukazała się Marzena Ros. Była asystentką właściciela, choć wszyscy zgodnie twierdzili, że to ona rządzi biurem, podczas gdy właściciel, zwany przez wszystkich Bossem, najczęściej przebywał w delegacji spotykając się z klientami i otwierając nowe oddziały firmy. Niektórzy pracownicy mówili, że wkrótce oficjalnie zostanie ogłoszona głównym managerem oddziału katowickiego.
– Nie wyglądasz najlepiej. Chyba jednak ucieczka na odludzie nie posłużyła? – stwierdziła Marzena.
– Jak najbardziej posłużyła. Muszę tylko przywyknąć do nowych warunków. Sara już polubiła nowe lokum.
– Nie wątpię, ale Ty wyglądasz jak zombie. Sypiasz w ogóle? Może wziąłeś sobie na głowę zbyt dużo projektów?
– Nie, to nie to. – odpowiedział Mariusz – ostatnimi czasy budzę się w środku nocy. Na dodatek zawsze o podobnej porze, około 3 w nocy.
Marzena zrobiła wielkie oczy i podeszła kilka kroków w kierunku Mariusza.
– Mówisz poważnie?! – zapytała – wiesz co to oznacza?
– ..,że powinienem się wcześniej kłaść spać? – odpowiedział informatyk i uśmiechnął się złośliwie.
– To nie jest zabawne! – Oburzyła się Marzena – Ta pora, o której się budzisz, to… godzina duchów!
Autor: Thomasinho