Tarran zdołał w końcu wyrwać się z macek osłupienia. Ruszył w kierunku polany nie bardzo wiedząc, co ma zrobić. Wokół czuć było obecność innych stworzeń. Jak na razie nie zginął z rąk smoka, więc zwykłe stworzenia wydały mu się niewielkim zagrożeniem. Smoki! Naprawdę były smokami! Nie było czasu na zastanawianie się, czy to, co zobaczył było prawdą. Polana była mokra, więc nie przyśniło mu się to. A może nadal śnił? Nieważne, trzeba coś zrobić. Tylko co? Kotłujące się w głowie myśli nie dawały mu spokoju. Nie wiedział, co ma począć. Może zanurkować, ale przecież nie wyciągnie sam wielkiego smoka z jeziora. Gdy tak pełen rozterek szedł w stronę jeziora, z przeciwnej strony lasu wypadła wataha wilków. Dużych wilków. Okrążyły jezioro w biegu i w biegu również zaczęły zmieniać postać. Rosły, pyski zaczęły się wydłużać, tułów przybierał kształt pół człowieka, pół wilka. Stanęły na tylnych łapach i zaczęły przeraźliwie wyć. Osłupiały Tarran spojrzał na niebo. Tam z kolei krążyły ptaki różnych gatunków i rozmiarów. Wszystkie razem śpiewały niepokojącą pieśń krążąc nad jeziorem. Pieśń nawoływała, budziła nieznane. Przeszywała i niepokoiła, a jednocześnie budziła nadzieję. Ostrożnie zaczął krążyć wokół polany razem z wszystkimi jej mieszkańcami. Chciał się dostać do jeziora, jednak zwarty krąg stworzeń mu to uniemożliwiał. Widziały go, ale nie atakowały. Bał się podejść dalej. Instynkt myśliwego podpowiedział mu, że za nim z lasu wychodzi coś jeszcze. Na polanę wjechał oddział konny. Piękne, olbrzymie rumaki, dosiadane na oklep przez odzianych w skóry jeźdźców. Tarran dostrzegł rogi na łbach koni, a dosiadający ich pasażerowie byli obojga płci. Byli uzbrojeni w łuki, niektórzy posiadali jedynie dziwnie wygięte laski. Gdy się zbliżyli, Tarran niedowierzając stwierdził, że jest to oddział elfów, dosiadających jednorożców!
***
Poczuł niepokój. Uczucie, że coś niedobrego się dzieje. Może dźwięk? Nie, chyba mu się wydawało. Zerwał się na równe nogi i pośpiesznie zaczął ubierać. Instynkt, o którym już dawno zapomniał, dał o sobie znać. Dziwne, zepchnięte na granicę świadomości uczucie. Pamiętał je, ale wiele lat nie było mu do niczego potrzebne. Mimo tego wiedział, że nie wolno go zignorować. Przymierze zawarte przed wiekami musi trwać i każdy wiedział, że kiedyś nastąpi dzień, kiedy zostanie naruszone. Zbyt wielu nie zgadzało się z ukryciem prawdy. Niestety władca słabł i coraz bardziej było widać ruchy promujące wyzwolenie. Przepowiednia może stać się prawdą, a wtedy może nastąpić zagłada. Zakładając pospiesznie lniane spodnie i tunikę starał się wsłuchać w zapomniany głos i skupić na tym, co mu chce przekazać. Chwila ciszy, uspokojony oddech. Usiadł z powrotem na łożu i zamknął oczy. Zmysły zaczęły się wyostrzać. Słuch jednak nie zawodził, słyszał odległy ryk bólu. Powoli jego mózg zaczął dopuszczać do siebie dawno zapomniane sygnały. Tak, działo się coś niedobrego. Strach, ból, zaskoczenie, wycie stada, nawoływanie ptaków. Wyostrzone do granic możliwości zmysły wskazały mu kierunek. Nie otwierając oczu wstał z łoża i biegiem wskoczył na parapet okna, by w ciągu kilku sekund z niego wyskoczyć.
Leciał! Zapomniane doznania powróciły. Jego ciało znów poczuło przyjemny powiew powietrza pomiędzy szkrzydłami. Tak dawno nie latał! Radość nie trwała jednak długo. Pieśń wzywała. Wydał z siebie ogłuszający wizg i odleciał w kierunku, którym kierował go instynkt. Orle oczy widziały dalej niż zwykłe ludzkie. Potężny tułów lwa dawał siłę. Skrzydła bez żadnych problemów dźwigały olbrzymie ciało. Z oddalo doleciał go nawoływanie pobratymców. Jak on również się przebudzili.
***
Niespodziewanie uwagę Tarrana przykuł głośny wizg i odgłos trzepotu skrzydeł. Z kilku stron nad polanę zbliżały się wielkie stworzenia na skrzydłach. Cztery gryfy dołączyły do krążących nad jeziorem ptaków. Pieśń nabrała na sile. Spośród elfów wyłonił się chyba najstarszy wyglądem smukły mężczyzna zsiadł z rumaka i podszedł na skraj tafli jeziora. Bose stopy zamoczył do kostek, wsparł się na zakręconej, wysokiej lasce i dołączył do śpiewu. Po chwili tafla jeziora zaczęła się marszczyć, by z coraz większą intensywnością przejść w bulgotanie. Fale robiły się coraz większe. Mężczyzna stał niewzruszenie i dalej śpiewał. Nagle z głębin jeziora zaczęła wyłaniać się głowa podobna do węża. Tuż za nią olbrzymie smukłe ciało. Jego zwoje z wysiłkiem unosiły tuż nad powierzchnię wody nieprzytomnego zielonego smoka. 4 gryfy podleciały nad powierzchnię wody i delikatnie chwyciły Lanę. Wąż zwolnił uścisk i już po chwili bezwładnie zwisający smok zsotał wyniesiony przez gryfy na skraj jeziora. Woda była już spokojna, zwierzęta ucichły. Elfy okrążyły Tarrana i delikatnie wiodąc go ze sobą podeszły do smoka. Powoli wszystkie stworzenia na polanie wracały do swoich zwykłych postaci. Wilki ponownie były tylko wilkami. Wycofały się do lasu, ale można było wyczuć ich obecność. Ptaki pochowały się w koronach drzew. Gryfy okazały się dwoma pięknymi, acz groźnie wyglądającymi kobietami i dwoma potężnej postury mężczyznami. Cała czwórka zapewne wiedziała, jak władać orężem i musiała być niepokonana w walce. Elfi starzec obszedł Lanę dookoła. Wymruczał kilka słów, dotknął skrzydła, po czym wolnym krokiem pokierował się w stronę Tarrana. Pozostałe elfy zsiadły z wierzchowców. Naprędce powstało coś w rodzaju małego obozowiska. Starzec usiadł na kamieniu i wskazał Tarranowi miejsce obok. Spojrzał na niego i rzekł:
– Wybrała Ciebie, więc teraz Ty musisz dopilnować, żeby nic jej nie przeszkodziło w powrocie do zdrowia.
Tarran, pomimo tego, że zwykle nie miał problemów z wysławianiem się, po raz kolejny tego dnia stwierdził, że musi wyglądać głupkowato, z cały czas rozdziawionymi ustami. Przełknął ślinę i wielkim wysiłkiem woli spróbował zebrać myśli.
– Ale co ja mogę zrobić? Jestem tylko człowiekiem. – odparł patrząc z niedowierzaniem na leżącego smoka i cztery postacie siedzące tuż obok niego, które jeszcze przed chwilą były gryfami.
– To nie ma znaczenia, kim jesteś. Tak jak do tej pory nie miało znaczenia, kim byliśmy my wszyscy. Bardzo dawno temu zostało zawarte przymierze, na mocy którego każde stworzenie zmiennokształtne przyjmuje ludzką postać i nie wykorzystuje swoich nadprzyrodzonych mocy. Po wielu wojnach zapewniło to równowagę na świecie. Do dzisiaj. Ale o tym możemy porozmawiać innym razem.
Lana jest smokiem. Dopóki jest nieprzytomna, może leczyć skrzydło. Ale też dopóki nie odzyska przytomności, nie może wrócić do ludzkiej postaci. Potrwa to zapewne jakieś 2 doby. Do tego czasu musisz jej pilnować.
– Ale, co mam robić? Przecież sam nie odeprę żadnych ataków innych smoków czy… – tu przerwał zastanawiając się ile jeszcze dziwnych stworzeń może zobaczyć – …innych… – dokończył niepewnie.
– Twoje zadanie będzie polegało jedynie na tym, żeby utrzymać ją śpiącą. Resztą zajmą się inni.
To mówiąc starzec wręczył Tarranowi flakon.
– Będziesz jej to wsmarowywał w nozdrza o świcie i o zmierzchu. Cztery razy wystarczy.
Masz też zapewnione schronienie na ten czas.
Tarran odebrawszy pakunek, rozejrzał się dookoła. Elfy w mgnieniu oka zbudowały solidny szałas, ułożyły krąg na ognisko i w dodatku naznosiły chrustu. Z lasu kilka wilków wyszło niosąc w pyskach zające, czy kuropatwy. Ułożyły je obok paleniska i niespiesznie odeszły z powrotem na skraj lasu. Po zakończonej pracy elfy dosiadły wierzchowców i bez słowa odjechały. Wąż ponownie zanurzył się w głębinie jeziora, a wojownicy – gryfy zniknęli, zanim zdążył się zorientować. Został sam z olbrzymim smokiem, który teraz oddychał miarowo w leżąc w bezruchu. Usiadł u wejścia szałasu i zaczął intensywnie analizować, czy dalej śni, czy to na pewno jest jawa.
Autor: kiciakamyk