Sen

Od rana w redakcji panował spokój.

Thomasinho siedział, niemal leżąc rozłożony na swoim gamingowym krześle, z nogami opartymi na biurku. Liczył nierówności na suficie popijając przy tym drinka w szerokiej szklaneczce do szkockiej.

Kiciakamyk z drugiej strony sali mruczała wesoło pod nosem utwór, który tylko jej był znany. Przeglądała przy tym kolorowe ilustracje, przekładając je z jednej sterty papierów na drugą.

Beatka z grymasem siedząc przy biurku nieopodal, nerwowo poprawiała tekst na komputerze. „Taak, gołębie” – wypowiedziała. „O! i wtedy wszedł Domin i otworzył wszystkie okna! Mam to!” Podkreśliła, krzycząc na całą redakcję co przez chwilę przykuło uwagę Thomasinho.

Argendor stał natomiast przy oknie zapatrzony gdzieś w siną dal i zastanawiał się w myślach: o jakie znowu gołębie chodzi?

Wtem na salę wszedł Domin. Zatrzymał się na chwilę tuż za drzwiami, złapał ręką za potylicę po czym wyszeptał sam do siebie „moooja głoowaa”. Rozejrzał się spokojnie po sali redakcji po czym zapytał:

– Gdzie znowu jest Azumi? I gdzie jest Lucky Luciano? Zaraz dostanę szału, wiecznie się spóźniają, jeden i drugi!

Jego brwi były przy tym zmarszczone, a małe czarne punkty źrenic zaczęły się powoli powiększać. Wzrok Domina utknął w ciemniejszej części pokoju. Załoga milczała więc dalej kontynuował.

– Przecież my dzisiaj musimy jakoś zakończyć sezon redakcji! Swoją drogą moglibyście tu trochę posprzątać i przewietrzyć! Syf i chlew.

W ciemniejszej części pokoju na małym stoliku brydżowym stało parę szklaneczek po whisky i brandy, porozrzucane po nim oblepione napitkiem i jedzeniem karty, popielniczka z której prawie wypadały pety papierosów oraz resztki zagryski i napojów. Była to pozostałość po wczorajszym wieczorku karcianym, który miał natchnąć redakcję do ostatniego przedwakacyjnego wydania i wprowadzić załogę przy tym w tryb wakacyjny. Pomysł Lucky`iego, jak zwykle… ale coś jednak poszło nie tak. Impreza w pewnym momencie przerodziła się w niekontrolowaną libację alkoholową a bohaterowie totalnie popłynęli. Co jest w redakcji pozostaje jednak w redakcji, chociaż… z drugiej strony… czy aby na pewno?

– Co jes… Co jest do cholery!? Dlaczego moja szklanka od burbona jest wyszczerbiona? Humor Domina pogorszał się z każda chwilą.

– To Azuuumi – Odparł powoli i ze spokojem Thomasinho i kontynuował po chwili – Założyliśmy się, że nie stanie na rękach na stoliku jak wczoraj wyszedłeś.

– No i co, stanął? – Zadał pytanie zdumiony Domin.

– Nie. I teraz popijam właśnie wygraną z tego zakładu – Thomasinho z zadowoleniem delikatnie zakręcił alkoholem w szklance po czym kontynuował – Ale jak próbował, był już za bardzo porobiony, a dodatkowo Lucky kopnął w stolik i Azu stracił równowagę. Dobrze, że stołu nie połamał. No ale szklanki i butelki poleciały na wszystkie strony i na szefa ulubioną szklankę poleciała butelka, wyszczerbiając ją – zakończył Thomasinho.

– Dwaj idioci! Gdzie oni są! – Domin denerwował się coraz bardziej.

– Ale szefie… – kontynuował Thomasinho – melanż był epicki, a Aziego mianowaliśmy nawet komendantem melanżu na koniec, ale chyba za dużo wypił aby to pamiętać.

Wtem z głośnym impetem wszedł do redakcji Azumi, omal nie uszkadzając drzwi do sali.

– Czołem brygado! – krzyknął wesoło, będąc ciągle jeszcze na delikatnym rauszu.

– O wilku mowa! – głośno zaoponował Domin. – A o stole i mojej szklance pogadamy później! – nadając śmiertelnie poważny ton temu zdaniu akcentując jednak najbardziej słowo „szklance”.

-Przywiozłem tę szklankę z… – Domin kontynuował ale nikt jednak nie słuchał. Beatka Szczęśliwa tylko uśmiechała się pod nosem i wstała aby otworzyć szeroko okno.

– Szefie a jak Twoja głowa? – Zapytał głośno Azumi mając już dosyć monologu Domina i próbując zmienić temat.

Wyrwany ze szklano szklankowego letargu Domin otrząsnął się nagle niczym okruchy potłuczonego szkła rozrzucone po podłodze…

– Co? Co? Aaa moja głowa. No a jak myślisz? – Spojrzał złowrogo na Azumiego, jakby to była jego wina.

– A bo mam tu takie „śmieszne papierosyyyy” – Kontynuował Azumi, akcentując bardzo yyy, próbując naśladować przy tym trochę Domina, po czym kontynuował: – i pomyślałem sobie… – wtem jednak z impetem przerwał mu Domin.

– Ty już lepiej nic nie myśl! Od myślenia jestem tutaj ja! – Domin pozostawał ciągle wściekłym. – I gdzie jest Lucky, pytam się kolejny raz!? Gdzie ten cholerny Lucky Luciano!? Odkąd dołączył do naszego składu, postawił całą redakcję na głowie! Jak nie kłótnie i pijackie burdy to imprezy.

Domin ze swoją wściekłością nakręcał się jeszcze bardziej ale załoga nie zważała na to kompletnie uwagi. Jedynie na twarzy Azumiego rysował się zawadiacki uśmiech. Thomasinho natomiast tylko przechylał co jakiś czas swoją szklaneczkę z trunkiem karmiąc swoje kubki smakowe grandsem wymieszanym z colą, odrobiną wody doprawioną miętą z cytrynką. „Hmm zajebiste” pomyślał. Ten autorski przepis sprzedał mu wczoraj Lucky. Mięta i woda z cytryną w rozrzedzonym colą trunku na kaca działało jak złoto, ale dzień wcześniej kopało w łeb jeszcze bardziej, wręcz niemiłosiernie po zastosowaniu odpowiednich proporcji. Thomasinho wyrwał się nagle z myśli.

– Lucky miał coś rano załatwić. Dzwonił, że będzie później – wypowiedział Thomasinho.

– Tak wczoraj coś mówił, że rano go nie będzie – podkreśliła Kiciakamyk, po czym odłożyła kolejne dwie kartki z ilustracjami.

– Przecież musimy we wtorek zamknąć sezon a czasu tyle co nic! – nakręcał się Domin po czym zapytał -Dobra co macie?

-Noooo! A ostatnio Lucky nie zrobił opowiadania! – wyrywał się Azumi, ponosząc rękę do góry jak pierwszoklasista.

– Nie, nie zrobił… tylko nie napisał – poprawił go Domin.

– Dobła dobła, Lucky na discordzie też robi literówki, sam go poprawiałem! – podkreślał i gwiazdorzył dalej zafiksowany Azumi.

– Mógłbyś już skończyć tę durną przepychankę z nim… a swoją drogą dawaj te swoje śmieszne papierosy. Nic chyba konstruktywnego dzisiaj bez nich nie wymyślimy – zakończył Domin.

Oczy Beatki i Kicikamyk rozbłysnęły. Beata szybkim krokiem podeszła ponownie do okna tym razem jednak szarpiąc za firankę i zasłaniając tym samym częściowo widok na wnętrze redakcji dla przypadkowych gapiów z pobliskiego biurowca, gdzie w ukryciu, z jednego okien obserwował ich zresztą Pablop.

Po chwili w pokoju zrobiło się sino od dobrze skręconego dżoja a Domin prawił do swoich załogantów:
-Moi drodzy, dwa miesiące nas nie będzie. Potrzebujemy prawdziwej bomby! Czegoś co zwali czytelników z nóg, tak aby nie zapomnieli o nas przez wakacje.

– Wiem! – Krzyknął Azumi po czym podekscytowany kontynuował dalej – Szefie możemy dać takiego śmiesznego mema z Luckim jak podchodzi do samochodu i ogólnie jest skąpo ubraną kobietą a pod spodem damy jego nick a w środku tego… – Nie zdołał jednak dokończyć ponieważ przerwała mu Kiciakamyk wchodząc w słowo:

– A w aucie siedzi koleś i podpisalibyśmy pod tym autem WB!

– Hmm tam chyba powinno być odwrotnie, auto podpisane Lucky a kobieta jako WB? – wtrącił Thomasinho, po czym ponowie przechylił szklaneczkę.

– Dżinius Kicia! Kurna Dżinius! Zostań dzisiaj po afterjob to coś Ci pokażę! – dodał z amerykańskim akcentem Domin. Argendor oderwał w tym momencie wzrok od ekranu swojego telefonu, w który wpatrzony był od dłuższej chwili i z uwagą przysłuchiwał się konwersacji.

-Ale boss! Potrzebujemy czegoś świeżego! Czegoś, czego jeszcze nie było, czegoś zo zawrzy publiką, gorącego jak słońce a przy tym orzeźwiającego zmysły spragnionego czytelnika niczym woda – stwierdził Thomasinho.

– Słooońceee i woooda – wypowiedziała powoli Beatka Szczęśliwa, spoglądając za okno, które chwilę wcześniej przesłaniała firanką. – Żóóóółty i nieebieeeski – kontynuowała dalej i przez chwile wydawało jej się, że w oddali przez szparę w firance chyba widzi Pablopa…

– Czy to nieeee… zresztą nieważne… po czym po chwili wystrzeliła – Wiem, wiem, wiem! Mam to! – krzyknęła, po czym, zaczęła skakać w radości do góry. – Słuchajcie! Mam zajefajną idęę! Prawdziwa miazga! Zróbmy memy z minionkami! – Beata nakręcała się coraz bardziej.

-Tyyy to dobre jest! – wtórowała Kiciakamyk.

– To mi się podoba! Zajefajna wizja Beti! – dodał Thomashino, po czym Azumi osłupiał.

Domin zawiesił się na chwilę po czym po chwili oznajmił:

-Łooł! Dys is Amejzing! I nas redakcję też tak przedstawimy – jako minionki – każdy każdego! Zrozumiano? Zabierać się lenie goł to łork, do roboty!

Humor Domina poprawił się nie tyle za sprawą magicznego działania papierosa co stworzenia nowej innowacyjnej wizji wydania.
– Taaaa memy minionki – dżizus! jestem dżinialny kurna dżinius! – przypisywał sobie pod nosem dalej zasługi Domin.

– Ale jak to! Szeefie, przeecieeeż… – oponowała Beatka Szczęśliwa, ale wtem Domin przerwał i dumnie ogłosił:

– No dobrze już dobrze… Beti! Dostajesz w tym miesiącu w ramach wyróżnienia od redakcji talon na wakacje pod gruszą. Mamy tam jakieś monej w kasie bo nie zdążyłem jeszcze opłacić zaległych rachunków za gaz, powinno wystarczyć na podróż w te i z powrotem, a jak zabraknie pokryjesz z własnej kieszeni – Domin stał przy tym wyprostowany i dumny jak paw.

– Szefie, ale gdzie te wakacje? – zaintrygowana Beata dopytywała, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy.

– Jak to gdzie? W Radomiu! – odparł śmiertelnie poważnie Domin i dalej kontynuował:

– Napiszesz przy okazji po wakacjach artykuł o bezrobociu i związanych z bezrobociem powiększającym się gronem uzależnionych od Forge of Empire na tym obszarze.

Mina Beaty zbledła a Azumi zaczął się głośno śmiać.

– A TyyyyyY, mnie Azumi nie denerwuj już lepiej. Wiersze napisałeś? – przerwał głośne śmianie się Azumiego. Ten popatrzył na niego, po czym odpowiedział:

– Spokojnie szefie, wiersze wierszami ale teraz słuchaj tego, mam prawdziwą bombę. – podłubał przy tym palcem w nosie, marszcząc oczy na widok tego co wyciągnął z nozdrza. – Miałem tę wizję schowaną głęboko w głowie od dawna. Zrobimy mema! Mema z Lucky Luciano! Mema: minionka Hitlera! – kontynuował dalej Azumi. – Hahahahaaaa! – śmiał się Azumi ale na sali wszyscy osłupieli.

– Nie! – przerwała Kiciakamyk, kiwając głową na lewo i prawo, po czym dodała – Lucky będzie gangsterem, o! Albo jeszcze lepiej! Zrobimy z niego 007, styl jak włoski mafioso. Wiecie dwa gnaty, dwa tłumiki, stylowy garniak i koniecznie czerwony krawat! Dwa gorące smukłe gnaty jak dwa oblicza! Sami wiecie przecież, nigdy nie wiadomo kiedy on coś pisze serio a kiedy żartuje albo i próbuje wywieźć nas w pole, no robi nas w konia.

– Nooo! I zawsze jest najmądrzejszy a wczoraj jak polewał to widziałem, że sobie lał więcej łychy do drinów po kryjomu – przekrzykiwał Azumi.

– Ty już lepiej odstaw te Twoje śmieszne papierosy! – stanowczo zaoponował Domin. – Też mi daaaa bomb. – wypowiedział po namyśle po czym dodał:

– Zrobimy tak! – Domin stanął jak reżyser kina akcji rozkładając ręce niczym dyrygent przed orkiestrą symfoniczną… w tej chwili jednak jego gesty i niewypowiedziane słowa przerwał odgłos otwieranych drzwi… A do sali redakcji wpadł niczym tornado Lucky Luciano. Nastała cisza, a Lucky od wejścia zaczął głośno krzyczeć:

– Czy wyście zwariowali kompletnie!? Po pierwsze czemu nie poczekaliście na mnie!? Po drugie dżojami wali już na dole, jeszcze przed drzwiami! A z tymi minionkami to chyba już z koni pospadaliście! – Lucky rozkręcał się coraz bardziej:

– Nie! Nie będzie żadnych minionków! -Po czym przyłożył sobie dwa palce prawej ręki pod nos imitując wąs Hitlera i głośno się roześmiał.
– Eeeesz Tyyy. – Lucky popatrzył na Azumiego po czym rozpłaszczył zamknięte usta i pokiwał kpiąco głową potakując.

– Skąd oooon…. No skąąąd on dooo choleeery… – mruczał z niedowierzaniem pod nosem Azumi nie bardzo wiedząc co się właściwie dzieje.

Lucky spojrzał na niego z politowaniem i chociaż nie palił to niczym w najlepszej telewizyjnej reklamie z lat 90-ych zaciągnął się jak James Bond malboro setką, który to papieros wziął się w jego ręku nie wiadomo skąd. Po czym strzepnął popiół na podłogę i wypowiedział powoli i ze spokojem, bardzo pewny siebie (bo musicie wiedzieć, że Lucky zawsze jest bardzo pewny siebie, może nawet za bardzo pewny siebie według niektórych):

– Ja wieem wszystko. Podnosząc na koniec brwi do góry. Po czym wypuścił dym z papierosa w kierunku Azumiego dodając po chwili:

– Chłoopcze. – Twardo akcentując „cze”.

Domin spojrzał nerwowo na popiół na podłodze a potem na Luckiego, również nie bardzo zdając sobie sprawę co się właściwie dzieje i od kiedy Lucky jest z nim na Ty.

-No dobra już dobra Domin. Nie denerwuj się tak. – głośno kontynuował Lucky uśmiechając się szczerze po czym po chwili dodał:

– Przecież wiesz, że z argumentami się nie dyskutuje. Praaaawdaa? Zakończył pytaniem robiąc przy tym szelmowski uśmiech…

Azumi obudził się przerażony.

Wszystkie postacie i wydarzenia opisane w opowiadaniu są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo do osób żyjących oraz wydarzeń jest przypadkowe. A może jednak nie? 😊

AutorLucky Luciano

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *