Home / Opowiadania / Lucky Luciano / Zapomnieć o przyszłości – Część I: Bez nadziei

Zapomnieć o przyszłości – Część I: Bez nadziei

Kolejna warstwa betonu odpadła na ziemię z wielkim rumorem ogołacając kolejne pręty zbrojeniowe z nadproży i stropu, które ledwo już się trzymały i wisiały kołysząc się delikatnie.
Salwy oddawane przez czołgi antygrawitacyjne były cykliczne siejąc ogromny popłoch oraz zabijając liczną część załogi.

– Juuuż po nas. Drżącym głosem wypowiedział jeden z żołnierzy schowany w ruinach budynku we frontowej jego części, tuż przed samymi balkonami. Budynek czy też to co z niego zostało za grubymi warstwami betonu zapewniał niewidoczność dla systemów termowizyjnych przeciwnika. Mimo to obiekt był ostrzeliwany przez czołgi.
Kolejne wystrzały spowodowały zawalenie się górnej konstrukcji na tyłach budynku pozostawiając na polu bitwy tylko dwóch żołnierzy.

– Mój egzoszkielet jest rozszczelniony, mam wyciek. To te pieprzone odłamki betonu i stali.
– Gdzie są te cholerne działa!? Czemu nie strzelają?

Żołnierz wpadał w coraz większe przerażenie, oddychając coraz szybciej. Przyłbica jego egzoszkieletu zaczynała lekko parować a w dolnej jej części wyświetlały się na czerwono komunikaty o licznych uszkodzeniach. Powiadomienia migały na przemian niczym szalone a z głośników wewnątrz hełmu wydobywało się szybkie pikanie powiadamiające o krytycznym stanie systemów podtrzymujących funkcje życiowe… Cisze przerwał głos z radiostacji krótkich fal, który nawiązał kontakt. Był to Mike, który jako drugi ocalał ponieważ wybiegł z tylnej części budynku chwilę przed jego zawaleniem uciekając do najbliższej zabudowy na tyłach.

+ Spokojnie John, oszczędzaj tlen, widzę Twoje odczyty. Musisz się uspokoić. Jestem z tyłu, schowałem się w posterunku wartowniczym pod dachem. Widzę Cię stąd dobrze i być może, pomimo włączonego kamuflażu, właśnie zarejestrowałem ruch nieprzyjaciela w zaroślach, które się poruszyły. Zdaje się, że stoją w bezruchu i skanują pole. To jakieś 500-550m przed Tobą. 50m przed Tobą na uboczu gór widzę fragment nawigatora satelitarnego, to jeden z naszych. Jest jednak za wysoko i nie odbiera naszych krótkich fal. Niestety nie widzicie się wzajemnie. Zagłuszyli nas John, działają tylko fale krótkie i pewnie nikt nas nie słyszy. Jedyna szansa to przesłać koordynaty przez przekaźnik satelitarny do nawigatora satelitarnego a ten z kolei oznaczy laserem pole dla artylerii na oślep. To nasza jedyna szansa, może jeśli zrobią zmasowany atak w to pole, to wyłączą je z gry. Szukaj przekaźnika satelitarnego, tylko tak możemy przekazać sygnał do nawigatora.
Mike przerwał monolog. Nastała cisza, John nie odzywał się. Słychać było tylko jego głośny nerwowy oddech. Mike spokojnie próbował wyrwać kompana z letargu osłupienia i nawiązywał kontakt dalej.

+ Skup się! Czy widzisz przekaźnik?
W końcu John przemówił.

– To cholerne pikanie, zaraz zwiruję! (stan Johna nie zmieniał się)

+ John powtarzam, skup się! Oddychaj głęboko ale powoli, nie marnuj tlenu, nie mamy czasu! Czy widzisz przekaźnik albo coś co może wskazywać na jego obecność w pobliżu?

John nerwowo rozglądał się wokół betonowej zabudowy a właściwie zgliszczy jakie po niej zostały.

– Nie.

+ John musisz go znaleźć w tych ruinach i nadać sygnał zanim przeformują szyk na nowo i oddadzą kolejną salwę po której ruszą znowu do przodu. Za Tobą po prawej na 4 godzinie – czy to nie martwy Tayler z Chuuu… Boże to Chuck! Co oni z nim zrobili…

+ Sami nie damy rady, zostaliśmy tylko we dwóch.

– Tak, wszyscy zabici za mną był Chuck, Tayler, Norton, Martin i Zola oni wszyscy nie żyją…

– Jak chcesz namierzyć te pieprzone czołgi przecież mają włączone systemy?

John zdaje się w szoku nie wyłapał większości przekazu jaki chwilę wcześniej sprawował mu Mike.

+ Nad nami, przed Tobą jest nawigator satelitarny jeśli wyślemy mu, Ty wyślesz (podkreślił krzycząc) koordynaty pozycji jaką obstawiam, to ten naświetli laserami pole dla artylerii aby ta mogła wykonać robotę. Będą długo przeładowywać po wystrzale więc jeśli jestem w błędzie John to z nas już nic nie zostanie.

– Chyba nie mamy nic do stracenia, jestem tu uziemiony.

+ Spróbuj się podczołgać na tyły, przekaźnik musi gdzieś tam być, przecież nie wyparował i miejmy nadzieję, że dalej działa.

John niezdarnie i obolały zsunął się w głąb pogorzeliska, jego hełm był coraz bardziej zaparowany z powodu nieszczelności. Niewiele widział przed sobą. Kiedy podczołgał się do grupki martwych kompanów nerwowo przesuwał fragmenty gruzu z ich ciał nie patrząc na ich twarze. Odwracał wzrok, wykrzywiał minę. Bał spojrzeć się w ich pokryte pyłem oczy.

+ Świetnie John nie poddawaj się, szukaj dalej.

John słabł z każda chwilą jednak pomimo braku sił rozglądał się i odsuwał kolejne fragmenty gruzu. Nagle wśród zgliszcz zupełnie obok dostrzegł długi wystający kabel zakończony srebrną wtyczką. Podczołgał się do niego i nerwowo ciągnął szarpiąc nim na boki, betonowe zgliszcza jednak nie dawały za wygraną.

– Mam! Mam! Ale nie mogę go wydostać, wystaje tylko kabel. Spróbuję podpiąć się może sygnał wyjdzie. Nawigator jest dość blisko może uda się przesłać sygnał.

John, otworzył klapę w rękawie swojego egzoszkieletu, tuż przed lewym przedramieniem i wpiął wtyczkę w port obserwując wyświetlacz.

Na małym ekranie szybko ładował się pasek połączenia ale po załadowaniu do pełna ukazał się słaby procentowy stan baterii, który drastycznie spadał oraz komunikat „brak sygnału”.

– Mike ona jest przywalona, sygnał jest za słaby do połączenia, nie mogę jej wydostać. John starał się poruszyć ciężkimi kawałami betonu jakie przykrywały radiostację.

+ Parę metrów dalej widzę solidny kawał profilu, może uda się nim podważyć zgliszcza.

John podczołgał się ponownie po czym zaczął szamotać się ze sporym kawałem żelastwa. Zanim udało mu się odintegrować go od reszty zgliszczy minęła dłuższa chwila. Mike obserwował całe przedsięwzięcie nerwowo spoglądając co jakiś czas na krzaki, których ruch w wyniku przemieszczających się czołgów zauważył wcześniej. Systemy wizyjne zamontowane w jego hełmie przybliżały wielokrotnie obserwowane miejsce nie wychwytując jednak żadnego ruchu.
W tym czasie John wrócił na miejsce wraz z uwolnionym już grubym stalowym profilem, i wsunął go w szparę pomiędzy betonowymi płytami próbując poruszyć nimi. Niestety usypisko ani drgnęło.

+ Świetnie John, nie poddawaj się, słychać było głos jego kompana, który ponownie wrócił wzrokiem w kierunku Johna. John jednak z każdą chwilą miał coraz mniej siły doskwierający mu ból w wyniku wszystkich obrażeń był coraz mocniejszy.
Kolejno skracał dystans wsuniętego profilu i pod różnymi kątami próbował ponownie. Zgliszcza powoli zaczęły ustępować. Po kilku zmaganiach przy akompaniamencie słów Mike`a w końcu udało wydostać się przekaźnik satelitarny. Ten wydawał się całkowicie zdewastowany. Mały owalny talerz przekaźnika satelitarnego był cały zdeformowany, ramię utrzymujące go nie utrzymywało żadnej pozycji zapadając się pod własnym ciężarem a ogniwa baterii wyciekały.
Po ściance toczyła się gęsta chemiczna piana która rozprężona z mieszanką gazów na zewnątrz zaczęła wchodzić w reakcję i rozpuszczać powoli elementy obudowy baterii. Szamotanina spowodowana chęcią uwolnienia radiostacji przyspieszyła proces uszkodzenia baterii, rozszczelniając jeszcze bardziej poziom jej obudowy. John nerwowo ustawiał przekaźnik satelitarny, rozpoczął ponownie proces połączenia, trzymając lewa ręką talerz przekaźnika skierowany ku orbicie a drugą obsługując panel na lewym przedramieniu. Brak sygnału, brak sygnału ciągle wyświetlał się ten sam komunikat a lektor informował o krytycznym stanie zasilania. Po chwili ciąg wyświetlanych znaków zmienił się na „łączność” a John wykrzyczał.

– Działa, dawaj te cholerne koordynaty!

+ Moment! Mike spojrzał na oddalone krzaki, które teraz były w totalnym bezruchu a na panelu wyświetliły się koordynaty.

+ Dyktuję: 52 13 10 23 N

Nim jednak dokończył urządzenie przestało się łączyć a w lewym rogu panelu na jego przedramieniu ikona naładowania baterii urządzenia wskazywała 0%.

– Mike!?

+ 21 00 21 44 E

– Mike!? – Ponownie wykrzyczał John, po czym zapadła chwilowa cisza.

– Nic z tego. Bateria zdaje się właśnie zakończyła swój żywot.

John rozpaczliwie rozglądał się po tym co zostało z jego kompanów. Wszystkie kombinezony jego kolegów z korpusu były mocno uszkodzone. Nie było szansy na pozyskanie energii w wyniku przetransferowania jej na zewnętrzne moduły zasilające.

– Jest tylko jedno wyjście.

+ John uciekaj stamtąd, masz jeszcze szasnę. Uciekniemy na tyły posterunków.

– Nie Mike. Ja nie dam rady stąd uciec w tym stanie.

Popatrzył na uszkodzenia w swoim egzoszkielecie. Pot z jego czoła spływał po nosie formując się w kroplę aby po chwili opaść w dół zatrzymując się na miękkim podbiciu hełmu. Systemy klimatyzujące przestawały powoli działać.

– Oni tylko czekają aż wyjdę z ukrycia. Na pewno ciągle skanują pole a po kolejnej salwie przybliżą się tutaj, wtedy obaj będziemy już bez szans.

– Zresztą… za chwilę i tak skończy mi się tlen i padnie zasilanie..

+ Jeśli dotrzesz do mnie, to moje systemy są nieuszkodzone i tlen nie będzie problemem.

– To tylko wydłużyłoby mój czas o nieznaczące minuty, może trochę dłużej… – Głos Johna z każdą wypowiadaną sekwencją zdań był coraz bardziej spokojny.

– Dobrze wiesz co trzeba zrobić, póki mam jeszcze zasilanie.

+ Nie stary nie rób tego wyjdziemy z tego, Ty i ja zobaczysz!

John jednak nie słuchał, usiadł z trudem i w bezruchu popatrzył na przekaźnik po czym wyłączał po kolei większość modułów swojego egzoszkieletu. Następnie wyłączył filtry i system klimatyzujący, kończąc na systemach kontrolujących oraz podtrzymujących życie. Ustawił czas pompowania i ochładzania tlenu na 5min. Nadwyżkę energii przekierował do modułu zasilającego R5 podpiętego do paska pod górną warstwą pancerza.

+ Jesteś tam?

John ignorował Mike`a. Po chwili Mike usłyszał charakterystyczne kliknięcie wypinanego modułu R5, wiedział co to oznacza. Zaniemówił. John chwycił za uszkodzony moduł R5 umieszczony w przekaźniku. Piana przy kontakcie z jego egzoszkieletem zaczęła jeszcze głośniej syczeć. Powoli wżerała się w warstwy ochronne rękawiczek. John wyrzucił stare ogniwo modułu R5 z ręki po czym zamontował to wyjęte uprzednio ze swojego egzoszkieletu. Oddychało mu się coraz ciężej a bez systemów chłodzenia pot zaczynał ściekać po jego oczach.

– Dawaj te koordynaty. – Wypowiedział ponownie powtarzając procedurę zmuszającą, przekaźnik satelitarny do pracy. Zanim dokończył zdanie system załadował się.

Ze stoickim spokojem pogodzony z sytuacją Mike dyktował.

+ 52 13
+ 10 23 N
+ i dalej 21 00
+ 21 44

Ledwo widząc cokolwiek na wyświetlaczu, John zaznaczył jeszcze poniżej pola koordynatu „położenie wroga” oraz określił ilość salw artylerii: tura 1-1. Dopisując: „Zmasowany atak całej artylerii będącej w zasięgu celu.” Podpisano kapitan John Prise. John spojrzał jeszcze raz na zgliszcza dookoła niego po czym wybrał opcję „wyślij”. Na wyświetlaczu pojawił się napis „przekaz” a zanim cyfry wzrastały kolejno 0..17..33..48..52..64..77..81

– Mike? – Wypowiedział spokojnie John.

+ Tak? – odpowiedział mu kolega,

– Pozdrów ode mnieeee…
Nastała cisza, po czym stracił przytomność, wypuszczając trzymany talerz przekaźnika z lewej ręki a samemu uderzając tułowiem o podłoże.

Autor: Lucky Luciano

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *