Home / Opowiadania / A.A. / Winna dolina

Winna dolina

Ostatnie promienie słońca już dawno opuściły dolinę. Wioska zaczęła zbierać się do snu. Płonące świece w domach gasły jedna po drugiej, skrywając okolicę w mroku. Jedynie blask księżyca oświetlał to miejsce przytłumionym światłem. Las dookoła był spokojny, wiatr ledwie delikatnie smagał liście drzew. Pohukiwanie sów rozchodziło się echem i odbijało od drewnianego muru okalającego wioskę. Żaden śmiałek nie miał dość odwagi zapuszczać się w ciemny las nocą. Lokalne legendy mówiły o leśnych wróżkach, które wabiły mężczyzn na polanę. Po czym po nocy przyjemności znajdowano ich kości całkowicie pozbawione mięsa. Nikt tak naprawdę, nie wierzył w te legendy, ale nie mieli zamiaru tego sprawdzać.
O poranku brama została otwarta, wędrowiec wtoczył się przez nią do środka, obudzony nagłym upadkiem. Strażnicy patrzyli na niego z przerażeniem, jak leżał u ich stóp.
-Witam – powiedział mężczyzna o głębokim głosie, machając do nich z ziemi. – To Istar, tak? Dobrze trafiłem?
Strażnicy spojrzeli na siebie i jeden z nich powiedział:
-Tak, ale kiedy przybyłeś? Jakim cudem nic ci się nie stało? – zapytał lekko łamiącym się głosem
-A co miało mi się stać? A, mówicie o wróżkach? – powiedział podnosząc się z ziemi i otrzepując kurz. – Miłe dziewczynki, nie w moim typie niestety, ale pokazały mi drogę do was.
-Ty chyba sobie jaja robisz? – powiedział drugi ze strażników, poprawiając chełm.
-Oczywiście że tak, ja tam nie wierzę w te legendy, ale skoro już o legendach mowa, to ponoć macie tutaj legendarnych winiarzy, którzy z lokalnych ziół robią przecudne mikstury. A już ta legenda jest jedną z tych, w które wierzę.
-Ano mamy i tylko dlatego wylazłeś na ten środek niczego? Żeby skosztować naszych trunków? – powiedział pierwszy, patrząc podejrzliwie na wędrowca.
-I tak i nie. Skosztowanie tych eliksirów to nie jedyny mój cel, jeszcze pozyskanie kilku buteleczek, do degustacji w mieście. Otóż moi drodzy panowie jestem właścicielem pewnego przybytku. Domu uciech cielesnych, żeby być precyzyjnym. Moi patroni przed i po, lubią delektować się trunkami. Chciałbym nawiązać współpracę i ponownie umieścić to miasto na mapie królestwa.
-Ostatni budynek po lewej, właź bo gadasz za dużo – powiedział strażnik wskazując na magazyn wyrastający ponad dachy domów.
-Dziękuję dobrzy panowie i mam nadzieję, że to nie będzie nasze ostatnie spotkanie.
Ukłonił się i poszedł we wskazanym kierunku. Zapukał w wielkie drewniane drzwi, ale nikt, nie otwierał. Stanął oparty o mur i spokojnie czekał. Kilka godzin później, pojawił się jeden z pracowników. Poklepał śpiącego na stojąco wędrowca, który otrząsnął się i wyprostował.
-Witam, czy może jesteś właścicielem tego przybytku? – wyciągnął dłoń do zaskoczonego mężczyzny.
-Nie – uścisnął jego dłoń. – Szef będzie za chwilę, ale nie mogę Pana wpuścić, bez niego.
-Spokojnie dobry człowieku, ja poczekam tutaj. Nie mam zamiaru na start wpraszać się do nieswojego przybytku.
Pracownik wszedł do środka. Wędrowiec oparł się ponownie o mur, rozglądając się dookoła, czekając na właściciela. Starając się usilnie nie zasnąć. Nie trwało to długo. Potężny mężczyzna wyszedł zza rogu. Ubrany w luksusowe odzienie z futrzanymi akcentami, zbliżył się do przybysza i zmierzył go wzrokiem. Ten ukłonił się głęboko i zaczął:
-Witam moje imię Jeremiah Smithings, jestem kupcem w poszukiwaniu luksusowych towarów do mojego przybytku. Moje rozliczne podróże zaprowadziły mnie w Pańskie odrzwia. To miejsce słynie z eliksirów radości najwyższej jakości. Chciałbym Pana zainteresować odrobiną współpracy, która zapewne okaże się nadzwyczaj lukratywna dla nas obu.
-Nie wyglądasz na bogatego, bardziej na żebraka – powiedział właściciel spokojnym i głębokim tonem.
-I tu pojawia się piękno mojego stroju. Otóż mój Drogi Panie, ubrawszy się te łachmany jestem bezpieczniejszy na drodze. l karoca przyciąga gapiów, co kończy się bandytami, ale to – obrócił się, aby pokazać swoje przebranie w pełnej okazałości. -Sprawia, że jako żebrak mogę praktycznie niepostrzeżenie i bezpiecznie przedostać się przez każde miasto i spokojnie przebyć każdą leśną drogę. Niewygody tegoż przyodziania rekompensuje mi pozostanie przy życiu i nie utracony majątek.
Wyciągnął zza pazuchy sakiewkę pełną złotych monet, którą pokazał winiarzowi. Po czym schował ją z powrotem w swoje odzienie, które natychmiast poprawił, pokłonił się i wskazał dłonią na drzwi magazynu.
-To może zabierzmy naszą rozmowę do środka, z dala od ciekawskich oczu i uszu, gdzie omówimy szczegóły naszego procederu, a może nawet i dokonamy degustacji produktów?
-Oczywiście.
Obaj weszli do środka, wielkie beczki stały aż po sam sufit, pracownicy doglądali przybytku, przetaczając co jakiś czas beczki tylko o kawałek. Pomieszczenie pomimo wielkości i klimatu w jakim zostało wzniesione, było nadzwyczaj chłodne. Utrzymywane w idealnych warunkach do przechowywania i sezonowanie trunku. Mężczyźni tuż po wejściu skręcili w prawo na schody prowadzące do biura na podwyższeniu z wielkim oknem wyglądającym na przybytek. Pomieszczenie nie było zbyt udekorowane. Wisiał tu jeden obraz i stało kilka foteli. Jeden przy wielkim biurku tuż przy oknie, a dwa obok małego stoliczka. Panowie spoczęli na nich. Właściciel z szafki obok wyciągnął tacę z dwoma kieliszkami i kilkunastoma małymi buteleczkami trunku w różnych odcieniach czerwieni i żółci.
-Jak na dobrego gospodarza przystało, widzę przygotowanie na każdą ewentualność, nawet tak nietypową jak ta, zważywszy na niedostępność tego miejsca.
Winiarz zaczął otwierać buteleczkę za buteleczką i nalewać odrobinę do kieliszków, opowiadając o bogatych aromatach każdego trunku. Przed każdym nalaniem wycierał dokładnie oba kieliszki pozbawiając ich resztek poprzedniego płynu, żeby nie mącić smaku każdego z nich. Debatowali przy tym o korzyściach płynących ze współpracy.
Późnym wieczorem, rozeszli się w swoje strony, wędrowiec z małym zapasem trunków, tych które najbardziej pasowały do jego przybytku wrócił do siebie. Mijały miesiące i współpraca między miastami kwitła. Wioska winna, zaczęła się rozrastać, potrzeba było więcej rąk do pracy, zaczęła się wycinka drzew, na nowe domy i więcej pół uprawnych. Las stawał się coraz mniejszy, aż w końcu całkiem zniknął. Jedyne zalesienia, to były zbocza doliny. Porośnięte nielicznymi kępami drzew.
A co z wróżkami z lasu? To już historia na inny czas … ale czy on nadejdzie, tego nikt nie wie.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *