Hałas był ogłuszający, jakby znalazł się wewnątrz wielkiego dzwona, w który raz za razem na przemian uderzały dwa młoty.
Ding… Dong… Ding… Dong…
Mariusz zakrył dłońmi uszy, skulił się i schował głowę między kolanami. Na niewiele się to zdało, dźwięk był nie do zniesienia, nie było przed nim ucieczki. Nagle zerwał się z sofy i rozejrzał zdezorientowany. „A więc to był tylko sen…” – nie dokończył myśli, gdy do jego uszu dobiegł dźwięk:
Ding… Dong… Ding… Dong…
Wstając z sofy zaczął się zastanawiać kto mógł go odwiedzić. Nie mieszkał w zbyt zaludnionej okolicy, nie było w bezpośrednim sąsiedztwie wielu domów. Może ktoś zabłądził i ugrzązł w rozmokłej od deszczu drodze i potrzebuje pomocy? Mariusz szedł powoli w kierunku drzwi, przy których już czekała Sara, wesoło zamiatając ogonem podłogę.
– Może byś tak zarobiła na swoją miskę żarcia i obszczekała nieproszonego gościa?
Sara popatrzyła z litością na swojego przyjaciela, przekrzywiła głowę, jakby chcąc powiedzieć: „Pospiesz się i otwórz te drzwi”, po czym z powrotem zaczęła świdrować je wzrokiem. Mariusz, kiedy dotarł w końcu do wrót swego domostwa, przekręcił zamek i zdążył jedynie nacisnąć klamkę, kiedy Sara zerwała się z ziemi i z dziką furią skoczyła na drzwi, omal nie taranując tuż za nimi Marzeny.
– Przynajmniej jedna istota na tym świecie cieszy się na mój widok! – powiedziała – Ale słodziak!!
– To jest ona, Sara – Odrzekł Mariusz jeszcze sennym głosem – Co Ty tutaj w ogóle robisz?
– Tyle czasu każesz mi kwitnąć przed drzwiami i nawet nie zaprosisz do środka? Tak traktować damę? Gdzie Twoje maniery? – zignorowała pytanie Marzena i wciąż czochrając psa weszła do środka.
Mariusz omiótł jeszcze wzrokiem teren przed wejściem, napotykając wzrok taksówkarza zapalającego papierosa.
– Czy możesz mi powiedzieć po co przyjechałaś? I skąd w ogóle wiesz, gdzie mieszkam?
– Ja mam się wytłumaczyć? – zapytała koleżanka – Wysyłasz mi w nocy dziwne wiadomości, nie pojawiasz się w pracy, nawet zdalnie, nie odbierasz chyba miliona telefonów, a potem jeszcze przez długi czas leżysz bez ruchu na sofie i nie reagujesz na dobijanie się do drzwi. Już miałam dzwonić po straż pożarną, pogotowie i oddział antyterrorystyczny, żeby się przebić przez tą blokadę! – Marzena uniosła lekko ręce sugerując, że czeka na wyjaśnienia. – A znaleźć gdzie mieszkasz było szalenie łatwo – po trasie Twoich biegów na endomondo.
Mariusz spojrzał na zegar ścienny – faktycznie już dawno powinien zameldować rozpoczęcie pracy nad zleceniem. Następnie przeniósł wzrok na telefon – migająca zielona dioda informowała o nieodebranych połączeniach. Następnie spojrzał za okno na obwąchującą teren Sarę, która nie znajdując u nich zainteresowania sobą wyszła przez nie zamknięte drzwi. Psa też nie wyprowadził na poranny spacer – pomyślał.
– A więc to nie był sen… – powiedział cicho do siebie, mimowolnie spoglądając na ścianę, gdzie jeszcze wczoraj wisiało zdjęcie.
– Co tam mruczysz śpiąca królewno? – zapytała Marzena
– Że to nie był sen…
– Słuchaj, – przerwała Marzena – jeśli coś brałeś, eeece, w sensie na sen, to bierz tego pół. Albo najlepiej weź parę dni wolnego, bo zaczynam się o Ciebie martwić.
– Nie, czekaj. Wczoraj naprawdę działo się tu coś dziwnego.
Programista opowiedział ze szczegółami wydarzenia poprzedniej nocy. O zdjęciu, które nagle wylądowało na ziemi i o dziwnych odgłosach, których źródła nie potrafił znaleźć ani w środku, ani na zewnątrz domu. Gdy skończył, zauważył, że Marzena stoi przed nim nieruchomo z wielkimi oczami i otwartymi ustami, jakby pierwszy raz w życiu nie wiedziała co powiedzieć.
– Nie wierzysz mi? – zapytał.
Marzena w tym momencie podniosła rękę i przyłożyła koledze do czoła.
– Może jednak wezwę to pogotowie co? – powiedziała w końcu
– Przecież sama mi powiedziałaś o tej godzinie duchów, myślałem, że może… – Mariusz nie dokończył zdania, gdy koleżanka zrobiła jeszcze większe oczy, po czym uderzyła dłonią w czoło wykonując podręcznikowy face-palm.
– No nieeeeee, poważnie? – Marzena niemal krzyknęła, jednocześnie zaczęła się śmiać. – Przecież to był zwykły żart! Wkręcałam Cię! Zresztą nieważne, jesteś ostatnio w kiepskiej formie. Weź dzień wolny. Albo najlepiej dwa. Albo do końca tygodnia. I wypocznij, bo umysł ze zmęczenia płata Ci figle. Tymczasem lecę, bo licznik bije, a firma mi tego nie zwróci.
– Może masz rację, może to tylko moja wyobraźnia płata mi figle.
Marzena na te słowa uśmiechnęła się, klepnęła kolegę w ramię, po czym skierowała się do drzwi.
– Słuchaj, mam jeszcze jedno pytanie – rzucił jeszcze Mariusz – Zawsze jeździsz do pracowników jak tylko któryś zaniemoże?
– Nie, większość tych nierobów w takiej sytuacji bym wywaliła na zbity pysk. Tak więc nie nadużywaj mojej dobroci – odpowiedziała Marzena, po czym uśmiechnęła się, mrugnęła okiem i wyszła.
Gdy Mariusz został sam, podszedł do salonu, ciężko opadł na sofę, po czym schował głowę w dłoniach i westchnął. „Jak mogłem zrobić z siebie takie pośmiewisko!” – skarcił się w myślach. W tym momencie poczuł delikatne szturchnięcie. Gdy podniósł głowę, ujrzał siedzącą przed sobą Sarę, która oblizując się dawał znać, że czas na śniadanie.
– Ty jedna mnie nigdy nie opuścisz – powiedział do przyjaciółki i poczochrał ją po głowie, po czym oboje poszli do kuchni
Mariusz zrobił kanapki z pasztetem, którymi najpierw nakarmił swojego kudłatego głodomora, a następnie swoją część wziął do swojej pracowni, gdzie usiadł przed komputerem. Chciał zdalnie połączyć się z firmą, lecz po chwili namysłu odrzucił tą myśl. – „Dziś robię wolne” – powiedział do siebie i włączył przeglądarkę, żeby przejrzeć najświeższe informacje. Zajadając kanapki przewijał kolejne strony, nie znajdując nic godnego uwagi. Gdy już miał zamknąć przeglądarkę, jego oczy natrafiły na nagłówek jednego z artykułów: „Zaginiona”. Po chwili zdał sobie sprawę, że to nie to słowo przykuło jego wzrok, ale zdjęcie, które nad nim widniało.
– Niemożliwe. Znam tą twarz… – pomyślał.
Po chwili namysłu Mariusz wybiegł z gabinetu, by poszukać zdjęcia, które jeszcze poprzedniego dnia wisiało na ścianie. Gdy wrócił, usiadł przed monitorem i kilkukrotnie spoglądał to na ekran, to na zdjęcie. Nie miał już wątpliwości, zaginiona była w grupie triathlonowców ze zdjęcia. Bez chwili wahania otworzył artykuł.
Autor: Thomasinho