Siedział naprzeciwko niej wpatrzony w jej oczy, nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu, widział w niej boginię, nie spodziewał się że kobieta taka jak ona kiedykolwiek się w nim zakocha. Jej niebieskie oczy wpatrzone w niego, widział w nich własne odbicie, niczym w tafli wody, jej długie czarne włosy opadały na jej ramiona, niczym ropa fala spływająca po zboczu górski. Ściskał mocno jej dłoń i uśmiechał delikatnie. Na jego twarzy malowało się przerażenie, nie spodziewał się że trzymana przez niego broń wystrzeli, Johnny tępym wzrokiem patrzył jak Hans zsuwa się na ziemię.
Leżał teraz w powiększającej się kałuży własnej krwi, wpatrzony w Johnnego nie spodziewał się, że jest do tego zdolny, głowa oparta o kanapę na której jeszcze do niedawna siedział. Na jego twarzy malował się grymas, jakby pytał się dlaczego to zrobił, otworzył oczy i podrapał się po głowie, usiadł na trawie i przeciągnął.
Jego drzemka dobiegła końca, pora była ruszyć dalej w drogę, polana była spokojna, poza szeleszczącym wiatrem, który nadawał trawie fale jak na oceanie, nie było nic. Wstał, podniósł leżący obok plecak i założył go na plecy, ściskał kurczowo broń, kiedy razem z oddziałem przedzierali się przez lasy na terenie wroga.
Zapasy na jego plecach ciążyły mu niezmiernie, ale wiedział, że jego ładunek jest cenny. Kule zaczęły świstać dookoła nich z wielkim hukiem uderzając w pobliskie drzewa, jedna trafiła idącego tuż obok kolegę z jednostki, szybko schował się za drzewem, powoli wychylił, Adam zobaczył idących w jego stronę oprawców.
Dwa garnitury, wiedział że nie są w tej alejce przypadkiem, to na pewno ludzie od Kosy, przyszli odebrać co jego. Kurczowo ściskał walizkę w dłoniach, jej zawartość, mogła kupić mu bilet w jedną stronę do spokojnego życia i pogrążyć całą organizację, wsadzając lidera do więzienia. Nie mógł czekać dłużej kroki stawały się coraz głośniejsze, zaczął uciekać, ale potknął się i zaczął spadać, droga w dół była długa.
Teraz już było za późno, żeby zmienić decyzję, jego życie było już dość marne, nie mógł go dalej wytrzymać, wiedział że to nie jest najlepsza opcja, ale jedyna o której pomyślał. Budynek był wysoki, całe trzydzieści pięter, coraz szybciej zbliżał się do ulicy, całe jego życie przeleciało mu przed oczami, z impetem wbił się w taflę basenu.
Przytłumione przez wodę brawa dotarły do jego uszu, chyba mu się udało, może tym razem ma szansę na złoto, wiedział, że zostały mu może jeszcze jedne zawody. Pospiesznie przepłynął resztę długości pod taflą, nie chciał jeszcze poznać wyniku, chciał nacieszyć się swoimi marzeniami, chwycił mocno za krawędź basenu i wspiął na szczyt, widok z tąd zapierał dech w piersiach.
Podał dłoń koledze który wspinał się tuż za nim i wciągnął go na górę, widać było stąd całą puszczę ptaki przelatujące na koronami drzew i rozciągającą się po horyzont zieleń. To było jedyne w swoim rodzaju miejsce, ale nie miał czasu patrzeć się za siebie ile przeszli, pora było zobaczyć do czego dążyli, odwrócił się powoli, głośne oklaski zwiastowały udany występ.
Pełna sala publiczności wiwatująca na ich cześć, ludziom podobała się ich sztuka, wiedział ,że dobrze wybrał zgłaszając się na casting, na widowni siedziało kilku reżyserów filmowych, szukali tu nowych talentów. Ostatni ukłon nim opadnie kurtyna, zgiął się wpół, mocno chwycił za sztangę i podrzucił na klatkę, prawie opadając na jedno kolano.
Wyprostował nogi i ponownie opadając w dół, wywindował ciężar ponad głowę, jeszcze tylko jeden wysiłek i medal twój, pomyślał sobie zbierając siłę. Napiął wszystkie mięśnie i stał na wyprostowanych nogach 350kg nad nim, pobił rekord w swojej kategori wagowej, nie pozostało mu już nic, jak tylko cieszyć się ze zwycięstwa. Rzucił sztangę na ziemię i stał wpatrzony w plakat na ścianie, myśląc, że to nie możliwe.
Nadal nie mógł uwierzyć, że wreszcie jego zespół zagra na wielkiej arenie i to nie byle jakiej, w samym oslo, to było zawsze jego marzenie. Wszystkie miejsca wyprzedane, wiedział, że to nie na niego, oni tylko otwierali przed metalliką, ale nadal wielki sukces, wreszcie im się udało. Poczuł jak ktoś poklepał go po ramieniu, spojrzał w górę i zobaczył twarz kumpla.
Nagle do niego dotarło, miał dzisiaj randkę, wiedział że o czymś zapomniał, zerwał się z kanapy na równe nogi i szybko wybiegł z mieszkania, najważniejszy dzień w jego życia a on prawie się spóźnił. Biegł ile sił w nogach, byle tylko zdążyć, za jego plecami tętent kopyt, uciekał ile mógł, ale zaczął powoli opadać z sił.
Wiedział, że to tylko kwestia czasu zanim go dopadną, kawaleria królewska tak łatwo nie odpuszcza. Szczękanie zbroi i coraz głośniejszy stukot kopyt zbliżał się nieubłaganie, biegł ile sił w nogach, wskoczył rowu, dźwięki przebiegły obok niego, może to nie byli rycerze, sam już zwątpił, ale wolał nie ryzykować. Wyczołgał się po drugiej stronie, mundur miał cały ubrudzony od piasku, pistolet mocno trzymał w dłoniach.
Ten poligon to nie były przelewki, ale miał to już za sobą, ostatni dzień ostatnia prosta. Biegł ile sił w nogach, chciał to jak najszybciej skończyć. Sił mu nadal starczyło, ale noga się podwinęła i z impetem uderzył w ziemię tuż przed metą zobaczył tylko wyciągniętą ku niemu dłoń, którą chwycił. I podciągnął na niej, trzymał mocno, wiedział że ta chwila nie może trwać wiecznie.
Siedział naprzeciwko niej wpatrzony w jej oczy …
Autor: A.A.