Home / Opowiadania / A.A. / Miasto strachu

Miasto strachu

Miasto wydawało się całkiem opustoszałe, kwadratowe, gliniane domy ustawione po obu stronach szerokiej drogi prowadzącej prosto do wysokiego meczetu z białej cegły, z wielka kopula na samym środku dachu konstrukcji. Domy nie było w żaden sposób zdobione, jedyne co było widoczne na ich fasadach, to puste okna i wystające belki na których wspierały się płaskie dachy. Co jakiś czas ustawione stragany pokryte grubą warstwą piaski, nikt z nich nie korzystał już od dawna, zadaszenia nad nimi, w kilku miejscach miały jeszcze przytwierdzone strzępy materiały wypłowiałego od słońca i pożółkły od piasku. Miasto nie wydawało żadnego dźwięku, jedyne co dobiegało, to hulający wiatr i szeleszczenie piasku pod butami. Zakapturzony stał w wielkiej bramie patrząc na wszechogarniającą ciszę, wiatr pchał go w stronę meczetu, postrzępiony płaszcz zakrywał wszystko, a twarz spowija ciemność od kaptura, wyglądał jak brązowy duch smagany wiatrem. Każdy jego krok wzbijał tumany kurzu, które rozchodziły się na boki na pierwszym skrzyżowaniu, szedł powoli niespiesznie zbliżając się do celu.
Ciszę przerwał krzyk z jednego z pobliskich dachów, cień na ulicy zbliżał się do niego, wylądował tuż za nim, martwy, roztaczając kałużę krwi, ze strzały wbitej w jego gardło. Czując smak świeżej krwi, piasek natychmiast pochłonął ciało wirując dookoła niego, po kilku sekundach opadając i pozostawiając białe kości.
Wszechogarniająca cisza przerywana szczękiem stali zaprowadziła go prosto pod schody prowadzące do meczetu, stanął na jedynym miejscu gdzie widać było kostki brukowanej ulicy. Szum wiatru zaczął dobiegać z każdego kierunku, otaczając go wirem piasku z jedynym bezpiecznym miejsce akurat gdzie stał, zasłaniając go przed widokiem z zewnątrz.
Kurz opadł, puste ulice wypełniała nieprzenikniona cisza, kwadratowe, gliniane domy ustawione po obu stronach szerokiej drogi prowadzącej prosto do wysokiego meczetu z białej cegły, z wielka kopula na samym środku dachu konstrukcji. Domy nie było w żaden sposób zdobione, jedyne co było widoczne na ich fasadach, to puste okna i wystające belki na których wspierały się płaskie dachy. Co jakiś czas ustawione stragany pokryte grubą warstwą piaski, nikt z nich nie korzystał już od dawna, zadaszenia nad nimi, w kilku miejscach miały jeszcze przytwierdzone strzępy materiały wypłowiałego od słońca i pożółkły od piasku. Miasto nie wydawało żadnego dźwięku, jedyne co dobiegało, to hulający wiatr i szeleszczenie piasku pod butami. Zakapturzona stała w wielkiej bramie patrząc na wszechogarniającą ciszę, wiatr pchał ją w stronę meczetu, postrzępiony płaszcz zakrywał wszystko, a twarz spowija ciemność od kaptura, wyglądała jak ciemnozielony duch smagany wiatrem. Każdy jej krok wzbijał tumany kurzu, które rozchodziły się na boki na pierwszym skrzyżowaniu, szła powoli niespiesznie zbliżając się do celu.
Ciszę przerwał krzyk z jednego z pobliskich dachów, cień na ulicy zbliżał się do niej, wylądował tuż przed nią, martwy, roztaczając kałużę krwi, ze strzały wbitej w serce. Czując smak świeżej krwi, piasek natychmiast pochłonął ciało, ciągnąc je pod swoją powierzchnią pod ścianę jednego z budynków, zostawiając za sobą tylko pojedyncze, oczyszczone do białości kości, z czaszka opartą o gliniany dom.
Wszechogarniająca cisza przerywana tylko szczękiem stali zaprowadziła ją prosto pod schody prowadzące do meczetu, stanęła na jedynym miejscu gdzie widać było kostki brukowanej ulicy. Szum wiatru zaczął dobiegać z każdej strony, otaczając ją wirem piasku z jedynym bezpiecznym miejscem akurat gdzie stała, zasłaniając ja przed widokiem z zewnątrz.
Kurz rozszedł się na boki, puste ulice wypełniała nieprzenikniona cisza, kwadratowe, gliniane domy ustawione po obu stronach szerokiej drogi prowadzącej prosto do wysokiego meczetu z białej cegły, z wielka kopula na samym środku dachu konstrukcji. Domy nie było w żaden sposób zdobione, jedyne co było widoczne na ich fasadach, to puste okna i wystające belki na których wspierały się płaskie dachy. Co jakiś czas ustawione stragany pokryte grubą warstwą piaski, nikt z nich nie korzystał już od dawna, zadaszenia nad nimi, w kilku miejscach miały jeszcze przytwierdzone strzępy materiały wypłowiałego od słońca i pożółkły od piasku. Miasto nie wydawało żadnego dźwięku, jedyne co dobiegało, to hulający wiatr i szeleszczenie piasku pod butami. Milcząca postać stała w wielkiej bramie…

Autor: A.A.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *