Jak można było się spodziewać, Mariusz nie dowiedział się z artykułu zbyt wiele, ale czego można się spodziewać po artykułach w polskich portalach informacyjnych, gdzie liczy się głównie tzw. „klikalność”. Można w nim było wyczytać, że Justyna – swoją drogą nawet nie wiedział do tej pory jak miała na imię – wyszła z domu około tydzień temu na trening biegowy i już nie wróciła. Tradycyjnie, gdy poszukiwania na własną rękę nie przyniosły zadowalającego rezultatu, zgłosili zaginięcie na policję. Policja oczywiście wdrożyła swoje procedury, a przy tradycyjnym braku wyników tradycyjnie nabrała wody w usta zasłaniając się tajemnicą śledztwa. Zdesperowani rodzice postanowili nie czekać z założonymi rękami na efekty mundurowych i nagłośnili sprawę w mediach. Mariusz pomiędzy kolejnymi banerami zachęcającymi do zakupu trzeciej pralki i ósmego telewizora odnalazł zdjęcia zaginionej. Bez wątpienia zaginiona Justyna była jedną z osób ze zdjęcia z zawodów. Zastanawiał się jedynie, w jaki sposób w XXI wieku w wielkim mieście można ot tak zaginąć w biały dzień. Pomimo wszechobecnych kamer monitoringu miejskiego, czy na przystankach, w tłumie ludzi. Nie mieściło mu się to w głowie. A jednak się stało.
Z rozmyślań Mariusza wyrwała Sara, trącając go nosem w udo. Zapewne widząc, że nie ma on w obecnej chwili zajęcia postanowiła zaproponować przyjacielowi dawkę ruchu na świeżym powietrzu.
– Masz rację, nie ma sensu się zastanawiać nad tym – powiedział czochrając po głowie swoją pupilkę – Pewnie za dzień, czy dwa jakiś znany detektyw, czy jasnowidz zaproponuje im swoje usługi.
Szybko przebrał się w strój sportowy, założył buty i porozciągał kilka najważniejszych partii mięśni. Sara idąc za przykładem wykonała dwie pozycje znane z jogi. W końcu wyszli z domu i ruszyli przed siebie leśną, szutrową ścieżką, co jakiś czas przeskakując nad pozostałymi jeszcze po nocnym deszczu kałużach. Pogoda do biegu była wyśmienita, słońce schowane za chmurami nie podniosło zbyt wysoko temperatury, wiatr również nie przeszkadzał. Oboje mogli delektować się aktywnością. Z każdym krokiem Mariusz czuł, jakby energii mu nie dość, że nie ubywało, to jeszcze jej poziom wzrastał. Miał ochotę coraz bardziej i bardziej podkręcać tempo. Radość tą podzielała również galopująca u jego boku Sara. Zdał sobie sprawę, że wszelką elektronikę zostawił w domu, przez co nie mógł zmierzyć dystansu, czy czasu, lecz w tej chwili to nie było najważniejsze. Liczył się tylko eksplodujący wulkan endorfin. Postanowił biec do upadku sił. Swoich lub Sary.
Po skończonej i wyczerpującej wyprawie oboje wrócili w końcu do domu. Sara łapczywie wychłeptała całą miskę wody, po czym poszła w najciemniejszy kąt o położyła się na zimnych kafelkach.
– Akumulator został podłączony do ładowania – pomyślał Mariusz, po czym sam uzupełnił płyny i udał się na ciepłą, regeneracyjną kąpiel.
Relaks i wyciszenie – potrzebował tego bardzo. Aby dopełnić szczęścia postanowił wieczorem zamówić pizzę i skonsumować ją przy jakimś kawałku dobrego kina.
Po kąpieli Mariusz położył się na sofie i sięgnął po telefon. Relaks relaksem, ale nie można stracić kontakty ze wszechświatem. Wśród kilku wiadomości m.in. na WhatsAppie i Messengerze jego wzrok przykuła wiadomość e-mail na skrzynce. Sądząc po tytule związana była z zaginioną.
„Witajcie moi drodzy
Piszę do Was z bardzo smutną informacją, otóż jakiś czas temu zaginęła nasza koleżanka, Justyna Zając. Od kilku dni trwają jej bezskuteczne poszukiwania, jednak do tej pory nie natrafiono na żaden ślad. Jeśli ktoś z Was miał z nią w ostatnim czasie jakiś kontakt, albo ma informacje, które mogą doprowadzić do jej odnalezienia, zadzwońcie pod podane niżej numery telefonów. Załączam też link do artykułu z apelem o pomoc, założyłem też grupę na fb, gdzie można przesyłać informacje. Miejmy nadzieję, że Justyna się wkrótce odnajdzie.
Romek”
– To się chłopak zaangażował – pomyślał Mariusz.
Od czasu zawodów nie miał kontaktu z nikim z grupy, nie widział więc potrzeby odpowiadania na maila. Poza tym jego niewiedza niewiele by wniosła do sprawy. Jego wzrok powędrował w stronę listy adresatów. Dziewięć adresów oraz nadawca – dziesiąty. Dokładnie tylu było uczestników na fotografii. Pewnie autor skorzystał z zapisanego wcześniej szablonu grupy, a co za tym idzie wysłał maila do samej zaginionej. „Chyba nie myśli, że zaginiona szczęśliwym trafem odczyta wiadomość jeszcze na nią odpowie?” – zadał sobie pytanie. Nie zastanawiając się długo wyłączył i odłożył telefon. Spojrzał na Sarę i korzystając z chwili jej regeneracji postanowił pojechać na zakupy, żeby uzupełnić domowe zapasy.
Po wieczornym spacerze, zgodnie z ułożonym przed południem harmonogramem, zamówił pizzę i rozpoczął przygotowania do seansu filmowego. Wybór padł na „Szybkich i wściekłych”. Może nie było to nic wybitnego, ale szybka akcja, pościgi i brak konieczności wielkiego wysiłku intelektualnego w trakcie oglądania w zupełności wystarczyły. Gdy tylko kurier przywiózł pizzę, Sara nie chcąc zaprzepaścić okazji na zapełnienie żołądka wskoczyła na sofę i szczekaniem zaczęła się dopominać swojej porcji.
– Ty żarłoku – zawołał Mariusz – nie wiem, czy masz w środku jakiegoś pasożyta, czy czarną dziurę!
Sara zaszczekała dwukrotnie, dając do zrozumienia, że ta druga opcja jest prawidłowa. Programista zaśmiał się głośno, po czym zasiedli do oglądania, skubiąc placek z pysznymi dodatkami. Po filmie oboje udali się na zasłużony odpoczynek.
Mariusz zasnął szybko, lecz nie dane mu było przespać całej nocy. Nagle zerwał się z łóżka, nie wiedząc początkowo co go tak wyrwało ze snu. Gdy tylko oprzytomniał i skupił swoje zmysły, jego uszom dobiegło nieregularne stukanie. Zrozpaczony rzucił się z powrotem na łóżko przykrywając głowę poduszką. W pierwszej chwili stłumiła ona jego krzyk, lecz po chwili po domu poniósł się jego mocny głos:
– Przestań w końcu nadawać!!!
Jeszcze przez chwilę Mariuszowi dźwięczały w uszach jego słowa, zaczął powtarzać jedno z nich:
– Nadawać…, nadawać… To brzmi jak alfabet Morse`a!
Natychmiast zrzucił z siebie kołdrę, podobnie odrzucił myśl, że to co robi jest głupie i całkowicie pozbawione sensu i chwycił położony przy łóżku notes. Niewiele widząc Zaczął na kartce kreślić kropki i kreski.
Autor: Thomasinho