Kroniki kapłanki część 3
Hugo zaprosił nas na kolację. Jakoś nie miałam ochoty na jedzenie. Strach powoli wypełniał całe moje myśli. Kłębił się w głowie, jak mgła i nie pozwalał dojść do jakichkolwiek rozsądnych wniosków. Nie było wątpliwości, że już nie chodzi o żaden raport do świątyni. Nie mogłam się wycofać. W sprawę był zamieszany jeszcze jeden kapłan i o zgrozo! trzej Bogowie! Shallya postanowiła najwidoczniej pomóc ludziom i posłała swoją kapłankę. Verena chciała usłyszeć prawdę, a czego chciał Sigmar? To była zagadka. Wiedziałam jedno na pewno – nie ucieknę od tego. Istniała spora szansa, że mogę nie wyjść z tego żywa. Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie głos Barnabasa. Też głośno się zastanawiał, co dalej począć i jak do sprawy podejść. Hugo krzątał się to w kuchni, to w izbie, gdzie siedzieliśmy. Jeszcze raz wypytaliśmy go o wszystko. Okazało się, że kapłanka próbowała coś zrobić na aparaturze, którą mieli na strychu. Na strychu?! No tak, Hugo zapomniał wspomnieć, że pierwotnie to działała na strychu, a jak ją łysy kapłan aresztował, to on sam przeniósł wszystko do piwnicy. No cóż, pora w takim razie sprawdzić wszystko w domu od nowa. Landolf kazał szukać klucza na strych w pokoju siostry. Poszliśmy z krasnoludem przeglądać. DwalDil nie bardzo umiał sięgnąć wyżej, ale mnie się udało znaleźć klucz i bardzo interesującą księgę. Zabrałam księgę i poszliśmy na strych. Ciężko opisać bałagan, który tam był. Wojacy nie uszanowali niczego. Poprzewracane regały i stół. Porozrzucane księgi. Na pierwszy rzut oka nic ciekawego tutaj nie zostało. Wróciliśmy na dół. Reszta chyba zdążyła się już trochę najeść i rozluźnić. Dziwna manierka wojskowa wylądowała na stole, jak się okazało moje przeczucia i nos mnie nie oszukały. Bimber był na tyle mocny, że powalił krasnoluda. Młody Valdred zdążył chyba się po łyku zastanowić, co robi, bo krztusząc się wypluł wszystko. No to pierwsze męskie spotkanie za nami. Siedziałam próbując zebrać ciężkie i niewesołe myśli. Nic nie przychodziło mi do głowy. Księgę pokazałam Barnabasowi i razem uznaliśmy, że to musi być ta, z której Heidi czerpała wiedzę. Późno już było, oczy mi się kleiły, nie rozumiałam za wiele z tego, co czytałam. Ale czas naglił. Trzeba było wszystko jakoś posprawdzać i powiązać fakty. Winna czy nie, trzeba było to udowodnić. Nie pozwolę stracić dziewczyny bez sądu. Nie wiem jeszcze jak, ale trzeba powstrzymać łysego od ferowania wyroków zza pazuchy.
Nie było to może mądre, ale nerwy i tajemnicze zachowanie Sigmaryty nie pozwoliły na wymyślenie niczego błyskotliwego. Postanowiliśmy sprawdzić jeszcze studnię. Może tam znajdę coś, co naprowadzi mnie na jakiś trop. Valdred miał prowadzić. Podobno znał to miejsce dość dobrze. Szliśmy chwilę za nim, po czym DwalDil stwierdził, że “młokos ma nierówno pod sufitem i gówno wie, gdzie psy dupami szczekają”. Osobliwy język, ale coś mi podpowiedziało, żeby nie spuszczać go z oczu. Poszłam więc za nim, a po chwili straciliśmy z oczy Valdreda i Barnabasa. Już miałam mu wygarnąć, że po nocach to raczej powinniśmy się trzymać razem, ale nieoczekiwanie wyprowadził nas na plac ze studnią. No to teraz zagadką pozostaje, gdzie poszli pozostali. Nie było czasu na myślenie. Studnia stała zamknięta i zdążyłam jedynie obejść ją dookoła. To prawda, co gadają o krasnoludach. Zanim pomyślą działają. Może ich mózgi odpowiadają proporcjonalnie rozmiarom do całego ciała? Nie wiem, jaka myśl wpadła do łba DwalDilowi, ale wziął gigantyczny kamień i próbując rzucić nim w pokrywę studni, sam z hukiem wylądował na ziemi jak długi. Z przerażeniem patrzyłam, jak kamień toczy się w bok, a krasnolud stękając podnosi się z ziemi. Ten nieodpowiedzialny pokurcz, bo nie umiem znaleźć innych słów, ściągnął nam na głowy strażników. Cały plan obejrzenia studni i może zdobycia odrobiny tej wody wziął w łeb. Mieliśmy na karku dwóch drabów, którzy uparli się, żeby nas osobiście odprowadzić do domu Landolfa. Na szczęście DwalDil jednak posłuchał mojego pomysłu i udawał pijanego. Po kolejnym spektakularnym upadku, przekonał jakoś naszą eskortę, że to tylko pijacki wybryk.
Nie pozostało nam nic innego, jak tylko znaleźć pozostałych. Muszę przyznać, że braki w przemyślanym działaniu nadrabiał wprost idealną orientacją w terenie. Okazało się, że Valdred z idącym za nim Barnabasem dotarli szukając studni na bagna. Co tam robili i dlaczego się darli w niebogłosy, nie chcieli zdradzić. Obaj byli przemoczeni. Valdred pospiesznie zakładał spodnie. Dziwne.
Wróciliśmy z niczym do domu. Hugo przygotował nam sienniki w głównej izbie. Trzeba było odpocząć i się wysuszyć. To nie była owocna wyprawa. Pozostawało jedynie trochę wypocząć i pomyśleć na świeżo od rana. Przejrzeliśmy jeszcze z Barnabasem zapiski kapłanki. Coś nam się wydaje, że jednak znalazła lekarstwo na panującą zarazę.
***
Tej nocy spałam niespokojnie. Pochrapywania towarzyszy nie sprzyjały zaśnięciu, a zszargane nerwy powodowały zimne poty. Zaczęły nawiedzać mnie sny. Podczas nauki w świątyni wspominano mi o proroczych wizjach sennych, ale nikt nie potrafił ich zrozumiale wyjaśnić. Mówiono tylko, że Verena zsyła w ten sposób na swoich kapłanów oświecenie.
Śniło mi się, że gęsta mgła spowiła całą okolicę. Nie było widać niczego, ciężko było się zorientować, gdzie się znajdowałam. Gdy odrobinę opadła, ujrzałam się stojącą w sali sądowej. Wokół skandowali ludzie, przede mną zasiadał łysy Sigmaryta. Mgła podniosła się ponownie i naraz kroczyłam ulicą, gdzie na czterech szubienicach wisiały cztery postacie, łudząco mi kogoś przypominające. Obudziłam się drżąc na ciele i ocierając pot z czoła. Na szczęście towarzysze spali jeszcze smacznie i nikt nie zauważył przerażenia w moich oczach.
Autor: kiciakamyk
Dziennik krasnoluda część 3
I znowu się bawić będą tymi flaszkami, te dwa kretyny znowu poszły czegoś szukać, jak chuj się zgubią. Z kapłanką poszliśmy na strych. Wiedziałem, że tam gdzie zbunkrowali flaszkę, ze stołu spadła jak ten stary do piwnicy wszystko znosił. Ale pewnie znowu nic z tego nie będzie.
Tym razem się nie zgubiły, ale i tak nie przyszedł ten studencik z ziołami, znów trza im było pomagać. Cośika tam warzyli, studencik się czego naćpał, jemu trza jakieś przyzwoitkę załatwić, co by go pilnowała.
Po nocy kupiec się pożegnał i cosik tam miał do załatwienia, mielimy przekazać, ale kto by takie detale pamiętał, jego chata jego siostra a sierota se jedzie w pizdu.
Autor: A.A.