Home / Opowiadania / Yok 13 GaW / Dom na Wzgórzu – rozdział 3

Dom na Wzgórzu – rozdział 3

„Dom Wisielców na Wzgórzu… dom Wisielców na Wzgórzu… nie pamiętam więcej co mówiła prababcia. Byłem wtedy bardzo mały i tylko to zapamiętałem. Z tego co wiem to dawno temu było tu jakieś sanktuarium, ale spłonęło. Kiedy to było? W listopadzie 1722 roku. Tak sobie przypominam ze szkoły. A wcześniej? Wcześniej to tylko legendy i głupie gadanie. Podobno jak zaczęto budować sanktuarium to znaleziono zakopane w ziemi setki szubienic, ale bez ciał… a raczej bez kości. To były bardzo stare szubienice, a raczej resztki po nich. A dlaczego sanktuarium doszczętnie spłonęło? Nie wiadomo. Sprowadzono najlepszych biegłych tamtych czasów. Jedynie co wykryli to to, że ogień szedł jakby z ziemi… nic więcej. Potem długo zgliszcza leżały nietknięte. Ludzie na początku przychodzili się jeszcze tu modlić, ale kto raz uklęknął na spalonej ziemi, już nie chciał tu wracać… Nikt nie potrafił uzasadnić swojego lęku. Miejsce zostało zapomniane… Aż ktoś wykupił to Wzgórze ze zgliszczami i postawił ten dom oraz cmentarz. Na tym cmentarzu jednak nigdy nie chowano ludzi z miasteczka… a groby były. Ludzie mówili, że to tych, którzy byli tu przed sanktuarium, mimo, że nikogo nie znaleziono wówczas….1722 listopad…. 722 listopad… 22 listopad…”
– Kurwa mać, to równo 300 lat temu! – już miał się obrócić w kierunku schodów, gdy usłyszał cichutki i przenikający przez umysł i ciało jak mroźny styczniowy wiatr, śpiew dziewczynki.
„Raz, dwa, trzy,
Wisielec puka do Twych drzwi.
Otwórz umysł i serce na niego,
Nie stanie Ci się nic złego.
Będziesz wisieć z nami,
Będziemy razem latami.”
Znieruchomiał. Jego umysł nie mógł pojąć tego co usłyszał i całej tej sytuacji… Sparaliżowany stał przez parę sekund a może parę minut… Nagle władze w nogach wróciły, umysł nabrał realności… odwrócił się i miał zacząć uciekać, ale zobaczył długi hol i duże drzwi uchylone do salonu lub dużej sali…
– Co jest? Gdzie są schody? – już cicho jęknął.
Odwrócił się w drugą stronę i to samo, hol a na końcu uchylone duże drzwi. Odwrócił się ponownie, i jeszcze raz i jeszcze raz… aż usłyszał kolejny tym razem gruby, zachrypnięty i ciężki głos… głos już był bliżej na wyciągnięcie ręki.
„Raz, dwa, trzy
Szubienica już lśni.
Stryczek już gotowy.
Zerwiemy Twoje okowy.
Zobaczysz inny świat,
U nas każdy jak siostra i brat.”
Uklęknął w holu i schował w rękach twarz.
– Czego ode mnie chcecie? – wyszeptał.

***

Cztery dni później…
– Nosz kurwa mać – krzyknął komendant i z całej siły uderzył w biurko, aż część policjantów podskoczyła.
– Wojewódzka już się przypieprza. Jesteśmy regionem z najsłabszą wykrywalnością zaginięć. Ja pierdolę, z ZEROWĄ WYKRYWALNOŚCIĄ! – grzmiał dalej komendant – Wyjebią mnie na zbity pysk… a ja pociągnę Was za sobą. Kurwa obiecuję Wam to. 61 osób jak kamień w wodę!
Komendant nabrał głęboki wdech i spokojnie wypuścił powietrze.
– Dobra. Spokojnie. Piotr co wiemy?
– Gościu zwyczajny. 35 lat, żonaty, dwójka dzieci. Właściciel piekarni. Lubił sobie golnąć, ale spokojny. Nienotowany, żadnych burd czy awantur. Raczej pił do odcięcia. Dwa razy na izbie wytrzeźwień, ale grzecznie i spokojnie. Zwykły gościu raczej bez wrogów. Ostatni raz widzieli go w barze u Waldka. Wyszedł ledwo o własnych siłach. Podobno zaliczył upadek, ale zebrał się i poszedł gdzieś. Cztery dni temu cholernie wiało i padało i jeszcze ten ziąb. Wszyscy siedzieli w domach. Nikt nic nie wiedział.
-Hmm… Piotr, a ten obskurny dom na Wzgórzu, niedaleko jest bar?
– Co z tym domem?
– Może po pijaku tam poszedł i tam wlazł i coś sobie zrobił?
– Komendancie nie ma szans. Wychowałem się tu jak on. Nikt tam nie chodzi. Ja może byłem z dwa razy przed bramą za młodu i wiałem po paru chwilach. Tam się nie chodzi, w sumie na Wzgórze ogólnie się nie zagląda. Jeszcze te wiatry tam są okropne. Pamiętam jak dziadek opowiadał, że przed wojną mówiono na tę posiadłość: WZGÓRZE WISIELCÓW… Tylko nie wiem dlaczego. Dziadek chyba też za bardzo nie wiedział.
– Wzgórze Wisielców… powiadasz… Wzgórze Wisielców… trzeba tam się rozejrzeć.
-Ale… komendancie… tam nikt nie chodzi…

Autor: Yok 13 GaW

Tagi:

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *