Drzwi niespodziewanie rozsunęły się i do gabinetu szybkim krokiem wszedł mężczyzna w sile wieku, dobrze zbudowany i schludnie ubrany. Giebeha wstał z fotela by powitać niespodziewanego gościa i przez zamykające się drzwi zobaczył jeszcze dwóch ochroniarzy którzy zostali na zewnątrz. Gość uniósł dłoń, powstrzymując słowa Giebehy i usiadł w fotelu. Giebeha zbity z tropu takim zachowaniem stał jeszcze chwilę po czym usiadł we własnym. Popatrzyli jeszcze przez kilka sekund w milczeniu po czym gość oparł łokcie na biurku, zaplótł dłonie przy ustach i rzekł.
– Zawiodłem się na Panu Panie Pułkowniku. – zrobił znaczącą pauzę. – Myślałem że działamy wspólnie, w jednym interesie, ale Pan chyba tego nie zrozumiał.
– Giebeha otworzył usta aby coś powiedzieć lecz jego gość ruchem ręki dał do zrozumienia żeby mu nie przerywać.
– Zapomina Pan chyba kto przychylił się do Pańskiego podania o przeniesienie. Pomimo Pańskich rekomendacji i znajomości nic by Pan nie wskórał gdyby nie MOJA przychylność. Czytając Pańskie akta i rekomendacje pomyślałem, że takiego człowieka nam potrzeba. Człowieka zaprawionego w bojach, radzącego sobie w trudnych sytuacjach, nieprzewidzianych zdarzeniach, potrafiącego wziąć na karb los wielu ludzi i wyjść z twarzą, biegłego dyplomatę o lotnym umyśle potrafiącego na biegu podejmować trafne decyzje. A tu? Podważa Pan Moje projekty? Pomimo tego że są przecież tworzone z myślą o armii?
– Panie Ministrze. Proszę mi powiedzieć… – Gość znowu uciszył Giebehę ruchem dłoni.
– Proszę mi nie przerywać. – Minister wstał z fotela i wolnym krokiem podszedł do okna znajdującego się za Giebehą.
– Jednak – Zaczął zamyślony – nie zmienię na razie o Panu zdania. Ufam że to nieporozumienie wynika tylko z niekompletności Pańskich informacji na temat TEJ sprawy. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest Pan w sztabie od niedawna i nie zyskał Pan jeszcze zaufania na tyle, by niektóre poufne informacje dochodziły do Pańskich uszu. Nie był Pan osobą przez którą ten projekt nie został zatwierdzony przez radę i nie kryję do Pana urazy. Chociaż lekkie ukłucie żalu pozostaje. Może więc uda mi się naświetlić Panu, Panie Pułkowniku, trochę sprawę o którą walczymy i odsłonić nieco niuansów, dających szersze spektrum widzenia. Zacznijmy może od rzeczy, które doskonale Pan zna. Od Komandor Kiciakamyk i okrętu Dragon’s Eye. – Zrobił chwilkę przerwy żeby zebrać myśli patrząc na Polis z okna sztabowego biurowca. – I napiłbym się whiskey – wtrącił.
Giebeha bez słowa wstał, podszedł do barku, wyszukał odpowiedniej butelki z niesyntetyzowaną whiskey, wziął dwie szklanki. – Życzy Pan Minister z lodem? – zapytał. – Tak, bez dodatków poproszę. – padła odpowiedź. Giebeha nalał napoju, podał gościowi szklankę, i oparł się o biurko starając się znaleźć punkt za oknem w który wpatrywał się Minister. Ten pociągnął łyk ze szklanki i z uznaniem kiwnął głową.
– Zaczęło się od tego że naszemu wywiadowi udało się wykraść plany nowego okrętu budowanego przez Złotego Smoka. Nowe rozwiązania techniczne, powiedziałbym, że wręcz nowatorskie i fenomenalne, dające o wiele lepsze rezultaty jeśli chodzi o mechanikę napędu, rodzaj paliwa a przede wszystkim możliwości osłonowe oraz kamuflażu. W przestrzeni taki statek ma cały wachlarz możliwości aby pozostać niezauważonym… Ale przecież Pan to wszystko wie, jako były członek załogi i pierwszy oficer na mostku. Powiem Panu coś, czego Pan nie wie. Złoty Smok w czasie kiedy nam udało się zbudować jeden taki okręt, Oni zbudowali pięć. Trzy z nich zbudował Złoty Smok a dwa Czerwony Smok. Ponadto Czerwony Smok z powodzeniem zaczął na bazie nowych rozwiązań modernizować starsze modele okrętów, co może przysporzyć nie lada problemów podczas kampanii wojennych. Ale to jest poboczna sprawa. Głównie chodzi o to, że Złoty Smok wysłał na spółkę z Czerwonym swoje okręty w niezbadane dotąd sektory poza „rubież”. – Minister zrobił pauzę patrząc na reakcję Giebehy. Ten w milczeniu chwilę popatrzył na Ministra, po czym odwrócił się podszedł do biurka. Lekko muskając jego powierzchnię przywołał hologram przestrzennej mapy taktycznej. Na mapie różnymi kolorami pozaznaczane były sektory wpływów różnych korporacji, wraz z gwiazdami, układami planetarnymi, Polisami, bazami, stacjami i innymi większymi instalacjami. Mapa ukazywała całą zajętą przestrzeń do granic „rubieży” a Złoty i Czerwony Smok będący tak naprawdę jedną korporacją, zajmował przeciwległą część mapy włącznie z środkiem i kilkoma przyległymi do niego sektorami.
– Czy mógłby mi Pan to pokazać na mapie? – spytał Giebeha.
– Tak. – Minister podszedł do biurka. – Jak Pan widzi, Złoty Smok zajmuje te dziesięć sektorów od środka do „rubieży”. Nasze sektory są z tej strony i również graniczymy z „rubieżą”. Według naszego wywiadu i wiadomości które cały czas zbieramy, Złoty Smok wysłał swoje okręty… – Minister zanurzył dłonie w holografie mapy i zaczął ją przesuwać. Poza „rubieżą” nie było już zaznaczonych granic sektorów, ani żadnych instalacji, była to mapa znana tylko ze zdjęć teleskopów. W pewnej chwili Minister dotknął palcem jednej z gwiazd. Gwiazda powiększyła się ukazując układ planetarny. – Tutaj dwa okręty. – Złapał hologram układu dłonią i przesunął do góry, po czym zaczął znowu przesuwać mapę w innym kierunku. Znowu dotknął po pewnym czasie jakiejś gwiazdy, złapał za ukazujący się układ planetarny i przesunął go jak wcześniejszy do góry. – Tutaj kolejne dwa. I ostatni okręt zbudowany najpóźniej… – Zmniejszył całą mapę i przywrócił widok pierwotny. – Leci do środkowego sektora. Czy zmieni kierunek, nie wiemy. Przypuszczamy jednak że ostatni z nich ma wesprzeć siły przy próbie zajęcia któregoś z sąsiednich sektorów, i jak na razie robi za wabik. Ma odwrócić uwagę wszystkich innych od pozostałych okrętów. Teraz proszę zwrócić uwagę na układy które są przypuszczalnie celem pozostałych czterech okrętów.- Minister dotknął palcem oba przeniesione do góry obrazy, które w okamgnieniu powiększyły się i zajęły miejsce poprzedniej mapy. Są to tylko przypuszczenia, jak na razie, wyliczone z trajektorii i mocy okrętów. Nie wiemy dokładnie i nie mamy żadnych konkretnych danych dotyczących ich celów. Ich dokładna misja nie jest nam jeszcze znana. Ale biorąc pod uwagę wszystkie dane z tej części galaktyki, są to dwa bardzo obiecujące układy. Gwiazdy są stabilne, odpowiednio stare, układy ukształtowane z interesującymi planetami, gdzie możliwe jest podtrzymanie życia na ich powierzchniach. Ponadto w sąsiedztwie jednego z nich znajduje się biały karzeł, co daje możliwości do badań nad „zdegenerowaną materią”. Jeśli nasze przypuszczenia są trafne i założą tam kolonie, placówki badawcze oraz sieć tranzytową… – Zrobił przerwę biorąc duży łyk ze szklanki. – Może szybko okazać się że jesteśmy w czarnej dupie. I to nie tylko My. Stąd mój projekt. Musimy pozyskać dodatkowe fundusze z korporacji na budowę nowych baz aby ZMUSIĆ do sojuszu naszych sąsiadów. Wtedy może uda nam się trochę przyhamować Smoka. Ale Rada Korporacji jest nastawiona tylko na zyski, wpływy, mamonę. Nie chcą wydawać kasy i zasobów. Nie widzą nadchodzącego zagrożenia. Myślą, że podpisane traktaty i umowy są wieczne. Myślą, że teraz jest czas na nabijanie kieszeni. Banda ślepych karierowiczów. Jesteśmy płotką na mapie. Nasze marne cztery sektory są niczym, w porównaniu ze Złotym Smokiem a ciągłe niepokoje na granicach naszych sektorów tylko osłabiają naszą pozycję. Musimy pozyskać nowe fundusze. I mam nadzieję, że więcej nie będzie Pan sprawiał problemów Pułkowniku. Potrzebuję jedności w armii, musimy działać wspólnie i jednomyślnie. Nie możemy pozwolić sobie na rozłamy, sprzeczki, podkopywanie i gierki polityczne. Nie teraz. Potrafię docenić osoby z którymi współpracuję Pułkowniku.
– Jeśli na przygranicznych sektorach są takie niepokoje i obawiamy się posunięć Złotego Smoka z którym i tak nie sąsiadujemy, to czemu wysłaliśmy Dragon’s Eye tak daleko? Nie lepiej było nam go zatrzymać na miejscu gdzie działałby odstraszająco? – Zapytał Giebeha.
– Tak, ale Rada Korporacji nalegała na odkrycia. To raz. Dwa – trzeba było zrobić pokazówkę aby odwrócić uwagę od naszych tajnych stoczni. A trzy – układ poza „rubieżą” do którego wysłaliśmy nasz statek, również jest ciekawy i obiecujący. Jeśli czytał Pan raporty i dane jakie posiadamy na temat tego układu, to powinien Pan wiedzieć o tym. Poza tym bić się ciągle o te same już znane i wyeksploatowane sektory to już za mało. – Zawiesił się na chwilę. – Jest jeszcze jeden powód ale jest ściśle tajny i zostanie ujawniony dopiero, gdy przekonam się, że mogę Panu ufać oraz że nie zawiedzie mnie Pan, Pułkowniku. – Popatrzyli sobie w oczy.
– Ufam Pułkowniku, że nakreśliłem trochę Panu wagę moich projektów. Poproszę również o udostępnienie Panu szerszej dokumentacji. Porozmawiam z moimi Admirałami aby nie robili Panu przeszkód. W końcu mają Pana za osobę z „zewnątrz” i również, jak ja, muszą się do Pana przekonać. Także, dziękuję za poczęstunek i proszę pamiętać o moich słowach. Trzeba myśleć przyszłościowo, na parę kroków przed naszymi wrogami.
Minister wyszedł zabierając ze sobą swoich ochroniarzy którzy cały czas czekali za drzwiami i Giebeha został sam w swoim gabinecie.
– Pieprzone gniazdo żmij. Ciekawe jak Urkins zamierza przekonać radę do swoich projektów. Kogo uważa za swoich a kogo nie? Kto mu sprzyja? Dosiadłem się do stolika gdzie karty już dawno zostały rozdane, tylko nie wiem jeszcze czym gram i z kim gram. Muszę to wszystko naprawdę dobrze rozegrać. Szkoda że nie rzucił żadnych nazwisk. Nie chce rozłamów? Dobre sobie. Rozłamy już są od dawna, co wie nawet najprostszy żołnierz. – zastanawiał się Giebeha w samotności. Wyjął komunikator z szuflady biurka i chwilę trzymał go na dłoni, jakby zastanawiał się co zrobić. W końcu rozwinął listę kontaktów i kliknął jeden z nich. Komunikator wsunął do ucha i zamknął szufladę. Zajął się przeglądaniem mapy sektorów do których Złoty i Czerwony Smok wysłał swoje okręty. Zerknął też na mapę sektora docelowego Dragon’s Eye i pomyślał co tam teraz słychać na jego niedoszłym okręcie. Komunikator piknął dając znać o wiadomości tekstowej. Giebeha rozwinął wiadomość w której podany był adres i jedno słowo. FURIA.
Minister Urkins gdy tylko ruszyła jego limuzyna oddzielił swoją część od kierowcy i uruchomił połączenie holograficzne.
– Był bardzo ostrożny i chyba nie połknął haczyka. Może przysporzyć trochę problemów ale postaram się go przeciągnąć na Naszą stronę zanim zwerbują go inni. W najgorszym przypadku trzeba będzie go usunąć. Tak, tak, zajmę się nim… Dobrze… Dziękuję. – rozłączył się i wybrał kolejny numer.
– Giebeha ma mieć podsłuch. Tak w prywatnym też. Wszędzie, nawet w dupie ma mieć podsłuch, wiecie co robić. A co do tamtego… Usuńcie go, tylko cicho. Tak. – Wyłączył holo i rozjaśnił szybę limuzyny. Przez chwilę patrzył na mijanych ludzi i pojazdy.
– Będzie wojna. – powiedział na głos, ale i tak kierowca ani ochroniarze nie mogli go usłyszeć spoza wydzielonej części limuzyny.
Pod wskazanym adresem znajdował się klub. Nie był to jednak klub oficerski a pospolita speluna dla motłochu. Po wejściu do środka od razu uderzył go fetor zmieszanych zapachów, huk głośnej muzyki i strzały ostrego różnokolorowego światła. Ogólnie nie licząc tych ostrych świateł panował półmrok. Giebeha minął stoliczki, parkiet i usiadł za barem. Gdy tylko zajął miejsce na blacie rozświetliło się przed nim menu.
– To gówno musi być modne skoro takie ceny! – zdegustowany i poirytowany zaczął rozglądać się za barmanem.
– No tak. Robot. Jednak jest to zbyt wielka dziura aby drinki robił człowiek. – pomyślał. Pomysł z zagadaniem do barmana o tą „furię” spalił.
– Co to ma być? Jakiś znak rozpoznawczy? Mam każdego zaczepiać teraz? Czy wystarczy napisać sobie na czole FURIA? – Jego irytacja coraz bardziej wzbierała. Rozejrzał się dookoła i nic szczególnego nie rzuciło mu się w oczy. Dodatkowo huk muzyki szybko zaczynał męczyć. Wziął kilka głębszych oddechów aby uspokoić myśli i spojrzał na menu. Nic szczególnego, same papki żywieniowe. Ciekawsze okazały się nazwy drinków. Żadnych nie znał i czytał powoli.
– Ambrozja… Ambaras… Arktyczny Ocean… Boski Całusek… Być Może… Całus Skazańca… Ekscentryczny Dziadunio… Ja pierdolę, co to kurwa jest?! – Gdy miał już się odwrócić i odejść rzuciła mu się w oczy nazwa drinku „Furia Doznań”. Popatrzył na nią chwilę i dotknął. Menu znikło i pojawił się napis „Potwierdź płatność” który też dotknął. Po paru sekundach barman robot podał mu zamówiony napój. Giebeha przysunął bliżej siebie fikuśną wysoką szklaneczkę z różnokolorowym płynem i jakimś dziwnym wiechciem wystającym z niej i zapytał robota.
– Ale prawdziwej kawy to tutaj nie macie?
– Nie proszę pana. – padła odpowiedź robota, po czym robot odjechał do innego klienta.
– No cóż. Pozostało poczekać na rozwój wypadków. – powiedział sam do siebie. Obrócił się tyłem do baru i zaczął lustrować otoczenie. Kilka osób tańczyło, reszta siedziała przy stolikach. Było też kilka stref wydzielonych. Muzyka męczyła coraz bardziej. Obok usiadł chudy mężczyzna. Zamówił coś a robot zaraz przyjechał z napojem.
– Szukasz doznań? – Giebeha odwrócił się w stronę mężczyzny.
– Co?
– Szukasz doznań? – powtórzył facet patrząc się tylko przed siebie i nie zerkając nawet na Giebehę.
– Nie. Furii. – odpowiedział Giebeha przyglądając się rozmówcy. Facet był chudy, miał pociągłą zaniedbaną twarz, wystającą brodę i wąskie usta. Jego nos był znikomy, jakby wbity w głąb czaszki i tylko nozdrza wystawały ponad ustami. Za to nos współgrał z cofniętym płaskim czołem, jakby facet przez większość życia trzymał głowę w jakimś za małym kwadracie który nie pozwalał kościom się normalnie ukształtować i zdeformował mu głowę. Albo facet przeżył ciężki wypadek i składali go na szybko górnicy zamiast wykwalifikowany med lab.
– Jedną już masz. – Ciągnął rozmówca.
– Tak, ale szukam innej.
– I znalazłeś?
– Jeszcze nie wiem.
– Facet pierwszy raz odwrócił twarz do Giebehy. Jego wyłupiaste oczy potęgowały tylko deformacje twarzy. Sprawiał wrażenie mizernego w zbyt obszernym okryciu które imitowało starodawny płaszcz. Złapał za szklankę i jednym haustem dopił napój, po czym wstał.
– Choć ze mną. Wiem czego szukasz. – Giebeha wstał i podążył za facetem wzdłuż baru. Zauważył jak tamten na chwilę zerknął w głąb sali. Wkrótce doszli do wind i musieli chwilę poczekać na przyjazd którejś. Giebeha stanął bokiem do faceta tak aby mieć na oku i jego i salę.
– Jestem Larim. A Ty? Pierwszy raz tutaj jesteś? – Zapytał facet. Ktoś na sali podniósł się z miejsca. Coś jeszcze powiedział swoim dwóm kompanom siedzącym przy stoliku i ruszył w stronę baru. Wzrostem i sylwetką górował nad innymi gośćmi lokalu. Ze swoją posturą ledwo mieścił się między siedzącymi przy stolikach. Winda właśnie przyjechała i wsiedli do środka.
– W tym lokalu? Jestem pierwszy raz.
– Wysiedli z windy i ruszył za Larimem korytarzem w głąb budynku mijając po drodze kilkanaście lub kilkadziesiąt jednakowych stylizowanych na drewno drzwi. W końcu zatrzymali się przy jednych i Larim przyłożył do nich dłoń. Drzwi kliknęły i lekko odskoczyły na zewnątrz. – Larim musiał złowić zdziwienie Giebehy bo z lekkim uśmiechem powiedział.
– Secesja to taka dawna epoka w dziejach Ziemi, gdzie nie znano automatycznych suwanych drzwi, elektryczności, automatów. Ogólnie wtedy człowiek był bardzo zacofany. – No tak – pomyślał Giebeha – Secesja to nie tylko nazwa lokalu w którym się znajdowali, i nie epoka w dziejach, to kierunek w sztuce, a epoka, w której panowała secesja, to raczej początek modernizmu, i człowiek nie był zacofany. Nie miał jednak zamiaru robić wykładu człowiekowi, który najprawdopodobniej nie widział niczego prócz jednego Polis i jakiejś kopalni w której pracował całe życie. Weszli do środka pokoju, a drzwi zatrzasnęły się za nimi. Larim usiadł na łóżku, a Giebeha, stojąc przy drzwiach, rozejrzał się po niewielkim pokoiku. Nic szczególnego – stolik, dwa krzesła, jakieś półki, szufladki, wieszak, szafa. Tylko to łóżko takie jakieś wielkie z wysokimi rzeźbionymi oparciami i słupami. Larim zdjął płaszcz i rzucił go na jeden ze słupów łóżka. Giebeha spojrzał na niego i już wiedział czemu facet miał taką mizerną posturę. Larim miał mechaniczną rękę wraz z barkiem i połową klatki piersiowej.
– Spokojnie, resztę ciała mam w porządku, łącznie z tą najważniejszą częścią. – Wymownie spojrzał do dołu i puścił do Giebehy oczko. – No to co? Rozbieraj się.
– Giebeha podszedł bliżej łóżka, stanął za oparciem i położył rękę na jego słupie z wiszącym płaszczem Larima. – Mam wrażenie, że chyba nie do końca się zrozumieliśmy. – Powiedział.
– Ale jak to? Przecież chciałeś doznań, poszedłeś za mną, to teraz mi się nie wycofuj. Mogę Ci zapewnić takie doznania, że nawet się nie domyślasz, że tak się da. – Uśmiechnął się szeroko, pokazując rząd nierównych zębów.
– Nie szukam doznań tylko Furii.
– Furii? Ja mogę ci pokazać furię.- Larim ściągnął z mechanicznej ręki sztuczną skórę i z nadgarstka wysunął się paralizator krótkiego zasięgu, który przeciągłym piskiem oznajmił, że jest naładowany i gotowy do użycia. Giebeha dobrze znał tą broń, służy na statkach do pacyfikowania różnych zamieszek. Nie zabije, ale jest cholernie bolesna i wycelowana w głowę może wysłać nieszczęśnika na długie miesiące do med labu. Teraz mocno żałował że nie wziął swojej broni, bo by odstrzelił delikwentowi tego kikuta. Analizował właśnie gorączkowo możliwe posunięcia, gdy drzwi do pokoju kliknęły i się otworzyły, a w nich pojawił się potężnie zbudowany i wysoki człowiek. Ten sam którego widział na dole na sali.
– Jeśli jest ich więcej, robi się przepierdolone. – Pomyślał Giebeha.
– O, widzę że do naszego gniazdka wpadła ptaszyna. – Powiedział duży.
– No, i zapowiada się pyszna zabawa. – Odpowiedział Larim, uśmiechając się do tamtego.
– No dobra. Co zamierzacie? – spytał spiętym głosem Giebeha.
– Najpierw się rozbierzesz, a później sprawdzimy dogłębnie wszystkie twoje otwory. A później zobaczymy. – Odpowiedział Larim, ciągle się uśmiechając. Duży w tym czasie zaszedł Giebehę od tyłu i położył swoje wielkie łapska na ramionach Giebehy.
– Pomóc ci? – zapytał Duży.
Autor: Argendor