Home / Opowiadania / Yok 13 GaW / Dom na Wzgórzu – rozdział 5

Dom na Wzgórzu – rozdział 5

Dzwonek brzmiał melodycznie i dźwięcznie. Roznosił się po całym domu płynnie i głośno nie powodując jednak nagłego poruszenia i wstrząsu dla bębenków w uszach. Był łagodny i można rzec staroświecki, bliżej mu było do pozytywki z XIX wieku niż jakiegoś standardowego dzwonka.
-Co to za popieprzony dzwonek hehe…za każdym razem jak tu jesteśmy chce mi się śmiać.
-Uspokój się. Mamy zgłoszenie. Pamiętaj kim jest…
Z domu zaczęły dobiegać odgłosy jakby szuranie czymś po podłodze. Odgłosy cichły to znowu nabierały na sile. Na chwilkę zasłona w oknie uchyliła się. Chwila ciszy i zapaliło się światło.
-Kto idzie?! – dobiegł krzyk zza drzwi.
-Dobry wieczór pani Barkley! Policja! Aspirant Piotr! Przyjechaliśmy do zgłoszenia!
-Na pewno to Ty Piotruś !?
-Tak pani Barkley. Chodziłem do pani do przedszkola i nigdy nie było mi po drodze z drzemką popołudniową!
-Aaaa Piotruś! – zaczęły się powoli otwierać różne zamki. Było słychać wyraźnie zasuwy, zamki, łańcuchy na drzwiach.
-Ile ona ma tych zabezpieczeń? Przecież ma kurwa okno uchylone hehe …
-Cicho kurwa…nie możesz wytrzymać kilku minut?!
Drzwi się uchyliły i wysunęła się głowa starszej pani. Starsza pani była bardzo zadbana i widać, że nie były jej obce wszelkie salony szeroko pojętej branży beauty. Klasa i styl jej ubioru także odbiegała od przeciętnej starszej pani z miasteczka. Pani Waldemara Barkley była nauczycielką przedszkolną na emeryturze. Całe życie spędziła w miasteczku oprócz 4 lat, które wywróciły jej życie do góry nogami. Nazwisko zostawiła po mężu, który był pilotem Rafu w II wojnie światowej. Był od niej sporo starszy. Małżeństwo było burzliwe i krótkie. Okres małżeństwa, który trwał 4 lata, spędziła w Anglii. Po śmierci męża wróciła do miasteczka z dużym majątkiem i dwójką dzieci. Mimo pieniędzy, które mogły zapewnić jej dostatnie życie bez podejmowania żadnych zajęć zarobkowych, wybrała powrót do nauki przedszkolnej. Kochała dzieci, a dzieci kochały ją. Przezywano ją „pani English” z powodu jej związku z Anglią. Dzieci pani Barkley miały wymarzony start w życiu. Nie brakowało im niczego, a edukacja była zapewniona na najwyższym poziomie. Syn został wojewodą, a córka prowadzi dochodową firmę z kosmetykami powiązaną z rynkiem angielskim. Pani Barkley nigdy nie skąpiła grosza na lokalną policję, administrację i projekty społeczne. Jej majątkiem starali się „dzielić” wszyscy możni tej miejscowości. Miała wysoką i uprzywilejowaną pozycję w miasteczku, więc każde jej zgłoszenia i wezwania policja sumiennie i z uprzejmością odnotowywała.
-Dobry wieczór pani Barkley. Dostaliśmy zgłoszenie i najszybciej jak mogliśmy to się pojawiliśmy.
-Trochę to trwało Piotruś…no dobrze. Wchodźcie szybko. Oni nie lubią jak drzwi są uchylone.
Policjanci weszli do domu. Dom był urządzony w stylu angielskim. Wnętrze było zupełnie odmienne od innych domów w miasteczku. Dominowała biel, beż oraz pastele, szczególnie rozmyte odcienie błękitów. Były widoczne elementy kwiatowe, które znajdowały się na tapetach, meblach tapicerowanych, porcelanie, dywanach i obrazach. Liczne rodzinnie zdjęcia, pamiątki i obrazy również uderzały na pierwszy rzut oka. Górował wielkomiejsko-pałacowy przepych angielski.
-Rozumiem, że znowu te postacie w białym odzieniu idą tworząc pochód w stronę wzgórza? Czy ktoś z nich zatrzymał się bądź skierował uwagę na pani dom?
-Nie. Mówiłam już tyle razy, że ONI nie zwracają uwagi na nic…chyba, że dłużej są otwarte drzwi do domu…nawet, gdy są tylko uchylone.
-Dobrze. Rozumiemy. Mogę spojrzeć przez okno? Ma pani uchylone? Nie obawia się pani? – zapytał drugi policjant.
-Młody człowieku. Wyedukowanie policji w dzisiejszych czasach jest na … że tak powiem mając na względzie panów profesje … na niezbyt dużym poziomie. W wierzeniach przedchrześcijańskich, w szczególności celtyckich, ale także słowiańskich tylko przez drzwi i to główne ONI mogli przechodzić do ogniska domowego. To samo dotyczyło miast i wsi. Tylko przez bramy wjazdowe i bramy powitalne ONI mogli wkraczać do różnych społeczności. Okno dla nich nie jest przejściem świetlnym. To nie Święty Mikołaj, który swoje grube dupsko pcha przez komin….- w tym momencie pani Barkley się lekko zaczerwieniła i w momencie bardziej wyprostowała i nabrała wyrafinowanego spojrzenia – wybaczcie za mój niekulturalny język. Proszę bardzo. Może pan spojrzeć przez okno.
Policjant podszedł do okna, odchylił firankę i spojrzał na podwórze i drogę. Spokojny listopadowy wieczór w dzielnicy, która powoli kładła się do snu. Latarnie rozświetlały krople deszczu, które niechętnie i leniwie wręcz kapały z nieba. Lekki wiatr delikatnie szeleścił liśćmi na chodniku i drodze. Żadnej żywej duszy. Cisza i spokój była przerywana tylko odległym szumem pojedynczych samochodów przejeżdżających gdzieś w oddali.
-Chyba już sobie poszli na wzgórze pani Barkley…
-Oni są tu cały czas….
-Pani Barkley to może zrobimy tak – zaczął spokojnie i ze szczerym uśmiechem aspirant – porozglądamy się wokoło domu, chwilę jeszcze postoimy na podjeździe i może zwiększymy intensywność patroli przez najbliższe dni w okolicy?
-Piotrze…ty również nic nie rozumiesz? – odezwała się ze smutkiem starsza pani – Piotrze…a ja w Ciebie wierzyłam….Tu nie chodzi o moje bezpieczeństwo. Ja przestrzegam Kodeksu…Tu chodzi o bezpieczeństwo ludzi z miasteczka…o ich życie i zdrowie….
Na północnym zboczu wzgórza, które łączy się z tyłami cmentarza domu na wzgórzu, czarna i zamaskowana postać trzymając się nisko ziemi, powoli wspinała się pod górę. Chłodna i deszczowa noc wydawała się być spokojna. Deszcz nie ciął, a raczej kapał z nieba, a chłód nie przenikał mocno, bo nie miał wsparcia w mocnym wietrze. Zza chmur od czasu do czasu spoglądał księżyc jakby wskazywał drogę na wzgórze. Postać powoli wspinała się, od czasu zamieniając się w nieruchomą istotę i nasłuchiwała jakby czekała na jakiś znak….
„Będziecie mieć swoje dowody…”


Autor: Yok 13 GaW

Tagi:

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *