– Co my tu robimy? Wiesz, że to jest zabronione – odezwał się w ciemności przestraszony głos młodego mężczyzny.
– Zamknij się, chcesz żeby nas złapali – wyszeptała młoda kobieta z lekką irytacją w głosie.
– Może zawróćmy, zanim będzie za późno.
– Morda! – warknęła gniewnie, przytłumionym tonem, dało się słyszeć niosące echem uderzenie ciała o skały. – Zamknij wreszcie ryj, bo jak nas złapią to oskórują.
Zza rogu zaczęło się wyłaniać migoczące światło pochodni, nieregularnie ściany kamiennego tunelu stawały się coraz wyraźniejsze. Stalaktyty i stalagmity zdobiły boki przejścia, co jakiś czas dało się słyszeć krople spadającej wody i delikatne kroki zbliżające się powoli. Dwie postacie wyłoniły się zza zakrętu. Młody mężczyzna w szarej szacie mnicha z wygolonym czubkiem brązowowłosej głowy, twarz miał smukłą, z przestraszonym wyrazem, trzymał pochodnię oświetlającą drogę. Młoda kobieta, długie rude włosy, jasnoniebieskie oczy, których nie dało się nie zauważyć, szczupła ubrana w obcisły, czarny strój łotra. Tunel wił się dość długo, ale wreszcie skończył się wielkimi kamiennymi wrotami, dziwne runy zdobiły odrzwia, wielka okrągła pieczęć na środku drzwi, mieniła się lekką czerwoną poświatą, nie dość mocną, żeby rozświetlić pomieszczenie, ale dość jasną, żeby była widoczna, nawet w pełnych ciemnościach.
– Dlaczego ja się na to zgodziłem – powiedział z drżeniem w głosie młodzieniec.
– Wiesz dobrze dlaczego, jakoś tamtej nocy nie bałeś się na to zgodzić.
– Wykorzystałaś moją chwilę słabości.
– I tu masz rację, to była tylko chwila. Gdzie to jest? – wertowała w małej torbie, przymocowanej do paska, na jej plecach. – A tu jest.
– Zawróćmy póki nie jest jeszcze za późno – powiedział trzęsąc się coraz bardziej z przerażenia.
– Jak chcesz to wracaj, dla mnie już jest za późno – rozwinęła zwój wyciągnięty z torby i zaczęła czytać na głos. – Ishenwa tueterin esten gorta, evelit havac esuen ettuan gorat, eccelan cosso ino.
Pieczęć zaczęła się rozmywać, z przerażającym kobiecym krzykiem rozpadła się na setki małych iskier, które opadając w dół, znikały nim dotknęły ziemi. Przejście całe zadrżało, niosąc echem dźwięk stukających kamieni, wrota potężnie szurając zaczęły opadać w dół wznosząc tumany kurzu. Młody mnich pisnął ze strachu, upuścił trzymaną pochodnię i uciekł w pośpiechu, kobieta widząc to spojrzała w jego stronę gniewnie i krzyknęła:
– Tchórz!
Schyliła się i podniosła jeszcze płonące źródło świata, gdy tylko się wyprostowała, wrota skończyły już swoją drogę i stały przed nią otworem. Zaczęła iść dalej. Za przejściem tunel już nie był tak szorstki jak do tej pory, wygładzone ściany, co jakiś czas otwory w ścianie z umieszczonymi w nich metalowymi pochodniami. Na jego końcu wielka okrągła sala, z piedestałem na środku, na którym leżał amulet. Podeszła do niego powoli,. Wielki rubin osadzony w złocie mienił się pięknie w blasku pochodni. Szybkie kroki zaczęły zbliżać się do niej, zaciągnęła maskę na twarz, biegnący mnisi zatrzymali się na skraju sali.
– Grzeczny piesek poszedł donieść – powiedziała prześmiewczo, nadal wpatrzona w naszyjnik.
– Musiałem, bo nie chcesz słuchać rozsądku – powiedział młodzieniec.
– Nie dotykaj tego amuletu, nie wiesz jaki on jest niebezpieczny – rzekł siwy mnich z długą brodą.
– Tu nie ma nic niebezpiecznego poza mną, a to jest bardzo cenne.
Chwyciła naszyjnik, ognisty wir zaczął powoli wyrastać na granicy pieczęci do tej pory skrywanej pod piaskiem dookoła piedestału. Płomienie rosły powoli przesłaniając stojących za nią mężczyzn. Otworzyła szeroko oczy i w panice, zaczęła się obracać i szukać drogi ucieczki, ale nie miała jak, ogień sięgał już sufitu komnaty. Nagle z ognia po drugiej stronie piedestału wyszedł wielki demon. Umięśnione czerwone ciało jeszcze raz tak wysokie jak ona, kopyta zamiast stóp, kawałek postrzępionego materiału zakrywał go w kroku. Palce zakończone szponami długości jej głowy, kanciasta twarz z żarem w oczach i żądzą krwi. Z czoła wyrastały dwa czarne rogi zakręcone w tył tuż nad łysą głową, rozwinął skrzydła, dotykając ich końcami ognistego wiru, lekko się skłonił i zaryczał na nią. Zrobiła dwa kroki w tył, z przerażeniem w oczach patrzyła, na demoniczną postać przed nią, nie miała drogi ucieczki, z braku innych opcji chwyciła za jeden ze sztyletów, które miała na pasku i przyjęła pozycję do walki. Demon zrobił zamach, rozpędzone szpony zmierzały prosto na nią…
– I o to jest ta cała wojna, stek bzdur i tyle – z hukiem zamknął trzymaną książkę.
Wrzucił ją do wielkiego płonącego stosu, policjant stał, patrzył na płomienie i słuchał trzaskania, palącego się księgozbioru. Płacz i krzyki ludzi z tej tajnej biblioteki, przełamał jego rozkazujący ton:
– Za zbrodnie przeciwko stanowi, jakich się tu dokonało w postaci przechowywania i użytkowania materiałów zakazanych z prawa nadanego mi przez Protektoriat, skazuję was na śmierć!
Wystrzały z pistoletów na dobre uciszyły lamenty zgromadzonych. Ciała wrzucono w ogień do spalenia.
Autor: A.A.