Home / Opowiadania / Thomasinho / Wiadomość – rozdział 4 część 1

Wiadomość – rozdział 4 część 1

Mariusz nie miał pewności, czy ostatni pomysł Marzeny przyniesie jakiekolwiek rezultaty, jednak znajdując się w ślepej uliczce trzeba spróbować każdego rozwiązania. Krótko po otrzymaniu wiadomości zwrotnej od hakera Marzena doszła do wniosku, że nie ma sensu czekać na odpowiedź. Może ona nadejść zarówno za pół godziny, jak i za tydzień. Poinstruowała więc Mariusza, by ten ją zawiadomił, jak tylko coś się ruszy, po czym otworzyła aplikację w telefonie i zamówiła Ubera. Zagadka zagadką, ale każdy z nich miał też swoje prywatne życie i sprawy do załatwienia. Po wyjściu byłej szefowej programista usiadł na sofie i zamyślony wpatrywał się w okno. Sara widząc, że przyjaciel nie ma już towarzystwa drugiego człowieka, postanowiła mu to towarzystwo zapewnić. Usiadła przed nim i z wesołą miną zaczęła zamiatać podłogę ogonem. Mariusz początkowo chciał zignorować zaloty, lecz Sara i na to miała sposób. Wskoczyła na jego kolana i zaczęła lizać po twarzy. Wiedziała, że tego zignorować już nie może.
– Dobrze, już dobrze – powiedział Mariusz próbując osłonić dłońmi twarz przed wszędobylskim językiem Sary. – Pójdziemy zaraz na spacer, ale już zejdź ze mnie.
Sara jednak ani myślała odpuścić. Wręcz przeciwnie, to tylko skłoniło ją do zintensyfikowania swoich działań. Oj, nie, tak łatwo spławić się nie da. Skoczyła na Mariusza przygniatając go swoim ciężarem. Ten postanowił się bronić, podniósł się z powrotem do pozycji siedzącej i przerzucił Sarę na plecy, po czym zaczął ją czochrać po brzuchu. Pozycja uległości była jednak dla niej nie do zaakceptowania. Momentalnie obróciła się, zwinnym ruchem przemknęła pod rękami Mariusza i silnie odbijając się z tylnych łap trafiła nosem w szczękę przyjaciela. To oznaczało nokaut i niekwestionowane zwycięstwo Sary. Ta w geście zwycięstwa zaszczekała głośno i trąciła kilkukrotnie łapką swoją ofiarę. W tej konkurencji Mariusz był bezradny, postanowił więc wyładować jej skumulowaną energię w inny sposób. Przebrał się w strój do biegania i razem wyszli na późno popołudniowy spacer.
Rozgrzewka podzielona została na dwie, wzajemnie przeplatające się części: rozciąganie połączone z rzucaniem Sarze znalezionego gdzieś w trawie patyka. Sara była tym zachwycona, ganiała za rzucanym patykiem jak mały szczeniak.
– Jak to niewiele trzeba, żeby zadowolić tą małą bestię – pomyślał Mariusz.
Jak tylko poczuł się odpowiednio przygotowany, założył słuchawki i włączył odpowiednią do tej aktywności muzykę, a następnie oboje ruszyli w dobrze już im znane leśne ścieżki.
Okoliczności tej wycieczki były wręcz wymarzone: na niebie ani jednej chmurki, słońce co jakiś czas przebijało się przez korony drzew, delikatny wiatr dawał uczucie orzeźwienia. Nogi same niosły coraz szybciej i coraz dalej. Nie minęło wiele czasu, jak głowę Mariusza przestały dręczyć natrętne myśli. To była ucieczka od wszelkich problemów. Po około dwóch godzinach oboje wyczerpani wrócili do domu i od razu udali się każde do swojego wodopoju. Po tak dużym wysiłku Mariusz postanowił również zapełnić oba żołądki stwierdzając przy okazji, że należałoby uzupełnić zapasy pasztecików dla Sary. Wziął zatem szybki prysznic i po 15 minutach był gotowy do wyjazdu.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, powoli zapadał zmrok. A jednak na ulicach życie jakby dopiero się zaczynało. Czasem miał wrażenie, że wszyscy ludzie zamiast wrócić po pracy do domów, codziennie robili w tym czasie całotygodniowe zakupy. Skarcił się w duchu, że nie pomyślał o tym wcześniej. Dojazd do sklepu zajął mu zdecydowanie więcej czasu, niż zakładał, a znalezienie miejsca postojowego graniczyło z cudem. Takie wycieczki to chyba była jedyna wada mieszkania na odludziu, jeszcze niedawno przecież na zakupy chodził kilka minut piechotą. W sklepie panowało zamieszanie nie mniejsze, niż na drogach, gdzie nie spojrzeć dziesiątki, jak nie setki ludzi pchających wyładowane po brzegi koszyki. Nie chcąc tracić więcej czasu, niż to konieczne, od razu skierował się do odpowiednich regałów po wybrane produkty, zwinnie przeciskając się pomiędzy innymi klientami i paletami z towarem poustawianymi na samym środku alejek. Następnie skierował swe kroki do kasy samoobsługowej, szybko się przekonał, że była to mądra decyzja: jedyna aktualnie otwarta tradycyjna kasa została zablokowana przez klientkę wykłócającą się z personelem, że „przecież w reklamie te pomidory były po 5 złotych, a nie po 8”. oczywiście ku wielkiemu niezadowoleniu pozostałych klientów w kolejce. Wychodząc ze sklepu pokręcił bezradnie głową myśląc, jak personel sklepu wytrzymuje takie awantury przez cały dzień.
O ile droga do sklepu to była męczarnia, to droga powrotna okazała się prawdziwą katastrofą. Gdy tylko włączył się do ruchu zauważył w oddali błyskające, niebieskie światła. Wiedział już, że czeka go dłuższy postój w korku. Przesuwając się do przodu w żółwim tempie dotarł w końcu do miejsca zdarzenia. Widząc kilka rozbitych pojazdów pomyślał jedynie: „Że też gatunek ludzki jeszcze nie wyginął”, po czym mając przed sobą pustą drogę przyspieszył i po kilkunastu minutach podjechał pod dom. Wysiadając westchnął z ulgą niczym Shrek powracający na swoje bagno. Wyjął zakupy z terenówki i skierował się do drzwi. Z daleka dało się słyszeć szczekanie Sary.
– Aż tak się za mną stęskniłaś? Nie było mnie ledwie półtorej godziny. – powiedział Mariusz pod nosem.
Po chwili szczekanie to wzbudziło w nim niepokój. Przyspieszył kroku i w tym momencie zauważył na drzwiach przyklejoną kartkę. Zerwał ją nerwowo i rozłożył kartkę. Widniał na niej napis: „Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy”. Sara zrobiła się jeszcze bardziej nerwowa. Szczekała coraz głośniej, a na dodatek zaczęła drapać pazurami po drzwiach. Mariusz sięgnął do kieszeni po klucz, żeby wejść do domu, gdy nagle za sobą usłyszał skrzypnięcie deski. Chciał się odwrócić, ale nie zdążył. Przed oczami zrobiło mu się ciemno.

Autor: Thomasinho

Tagi:

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *