W głowie Giebehy gorączkowo układały się posunięcia jakie może wykonać aby wyjść z tej sytuacji „jakoś”. Byle jak ale żeby wyjść jakoś, i o własnych silach a nie nogami do przodu. – Cholera jak mogłem być tak lekkomyślny i nieuważny żeby dać się tak wrobić? I to przez amatorów! Te kilka miesięcy za biurkiem aż tak mnie zmiękczyły? – Rugał się w myślach.
– Panowie. Tylko spokojnie, mówię, że to nieporozumienie. Na pewno znajdziemy wyjście z tej sytuacji satysfakcjonujące nas wszystkich. – Spojrzał za siebie na dryblasa który nadal trzymał swoją łapę na jego ramieniu.
– Oczywiście. W końcu jesteśmy inteligentnymi ludźmi, jak obie strony chcą zawsze można się dogadać. – Powiedział z lekkim uśmiechem Larim.
– No właśnie. Mam trochę pieniędzy, mogę na przykład się zrekompensować za to nieporozumienie. – Zaproponował Giebeha wymownie patrząc na wycelowaną w niego broń, ale w głowie miał już alternatywny plan ucieczki. Larim chwilę popatrzył na niego w milczeniu, przeniósł wzrok na dryblasa i powiedział. – Gajmon, pomóż się Panu rozebrać. – W tej chwili czas dla Giebehy zwolnił. Szybkim ruchem ściągnął wiszący przy nim płaszcz Larima i rzucił nim w twarz napastnika, jak najniżej przykucając za łóżkiem. Zaskoczony Larim automatycznie wystrzelił, ale na linii strzału nie było już Giebehy, tylko dryblas. Giebeha poczuł nad sobą falę ciepła, wibracji i pola elektrycznego. Wiązka uwolnionej energii trafiła dryblasa w brzuch i rzuciła nim o ścianę metr dalej. Dryblas padł bez przytomności na ziemię, a zaskoczony Larim szamotał się z płaszczem. To był czas Giebehy na ucieczkę. Zerwał się na nogi i dwoma susami był już przy drzwiach. Ku zaskoczeniu Giebehy drzwi się nie otworzyły, więc siłą rozpędu całym ciałem w nie przywalił i odbił, lądując plecami na podłodze z powrotem przy łóżku. Przez myśl mu przeszło tylko, że drzwi otwierają się przecież do środka. Zanim się podniósł, usłyszał cichy gwizd ponownie ładującej się broni Larima. Ten już stał po drugiej stronie łóżka z wściekłością patrząc się na Giebehę i ponownie mierząc bronią. Niestety dla Larima, a na szczęcie dla Giebehy paralizator był już mocno przestarzały i potrzebował kilkunastu sekund, aby oddać kolejny strzał. Człowiek postury Larima, nie był dla Giebehy, wprawionego w bojach żołnierza – żadnym przeciwnikiem. Szybko zerwał się na nogi i rzucił na niego skokiem tygrysa. Musiał zminimalizować dystans, zanim broń będzie gotowa do kolejnego strzału. Obalił Larima na podłogę i zaczął okładać go po twarzy. Larim nie był dłużny zdzieliwszy Giebehę w głowę robotyczną ręką aż mu pociemniało w oczach. Paralizator dźwięcznym dzwoneczkiem zasygnalizował że jest gotowy do strzału. Giebesze udało się kolanem przycisnąć niebezpieczną protezę Larima do podłogi, zablokować mu drugą rękę i bić go lewą jak popadnie, ale czuł że tamten wsparty mocą siłowników zaraz go zrzuci z siebie. Na domiar złego, Gajmon najwyraźniej dochodził do siebie, bo z wolna zaczął się podnosić, co nie uszło uwagi Giebehy.
– Jakbym miał broń, raz dwa zakończyłbym to przedstawienie. Muszę kończyć zanim duży dojdzie do siebie. – Pomyślał. Przesunął ciężar ciała i w tym momencie robotyczna ręka wyrwała się z niewoli i walnęła Giebehę w głowę, tak, ż, rozluźnił uścisk i o mało nie upadł. Larim wykorzystał sytuację, łapiąc siedzącego na nim Giebehę za twarz, próbując go odepchnąć na tyle, aby przyłożyć mu paralizator i strzelić. Giebehę uratowało tylko wieloletnie szkolenie w piechocie. Wbił Larimowi palce w oczy. Larim zawył z bólu a jego wyłupiaste oczy od razu wypłynęły z oczodołów. Giebeha zakrzywił palce, aby zahaczyć je o kości policzkowe Larima i z całych sił walił jego głową o podłogę. Drugą ręką złapał za jego protezę i wycelował w podnoszącego się i oszołomionego dryblasa. Larim jeszcze przez kilkanaście sekund wił się pod Giebehą, aż w końcu zwiotczał, przestał krzyczeć i z paralizatora padł strzał trafiając ponownie dużego i powalając go powrotem bez zmysłów na ziemię. Giebeha wstał. Chyba zbyt szybko bo pociemniało mu w oczach. Czuł gorące pulsowanie miedzy skronią a lewym uchem. Dotknął ręką i wyczul że rośnie mu spory guz. Nie krwawił. – Oby czaszka nie była pęknięta i obyło się bez krwiaka czy wylewu. Pierdolony cyborg! – Pomyślał. Obaj napastnicy leżeli i żyli. Przez myśl mu przeszło, aby ich dobić, ale szybko odrzucił ten pomysł. Bójka i okaleczenie to jedno a zabójstwo to zupełnie co innego. Zostało tylko ulotnić się niepostrzeżenie. – Ilu tam było przy tym stoliku? Dwóch? Trzech? Skup się! Ewakuacja! Raz! Raz! Raz żołnierzu! – Powoli emocje zaczynały opadać. Podszedł do drzwi. Wystawała z nich złota kulka i obok staroświecki elektrozamek na odcisk dłoni, taki jak z zewnętrznej strony. Pociągnął za kulkę i drzwi z lekkością się otworzyły. – Co? Nawet nie zamknęli? Amatorzy, a tak mnie załatwili! – Zaczął narastać w nim gniew na samego siebie. Wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Poszedł do windy i zjechał na dół. Gdy otworzyły się drzwi windy, powoli bez pośpiechu i bez nerwowych ruchów, wyszedł z niej i skierował w stronę wyjścia. Pilnie lustrował otoczenie. Starał się jak najbardziej skryć i wtopić w tłum. Przy stoliku przy którym siedział duży nikogo nie było. Przy barze siedziały jakieś młode dziewczyny. Jedna ukradkiem spojrzała na niego, ale zaraz wróciła do rozmowy z koleżanką. Wyszedł z klubu bez problemu i wsiadł do pojazdu TAXI. Przesiadał się kilkakrotnie jeżdżąc po Polis, aby w razie dochodzenia trudniej było znaleźć sprawcę. W końcu kazał wysadzić się koło gmachu naukowego i kilka kilometrów do swojej kwatery przeszedł pieszo. Gdy dotarł do celu był wyczerpany, głowa bolała jak nigdy, skroń pulsowała cały czas, a w uchu piszczało. Czuł się słaby i bardzo zmęczony. Wstrząs mózgu jak nic, a tu jeszcze trzeba trzymać fason jakby ktoś się napatoczył. – Pomyślał. Do swojej kwatery doszedł nie napotykając nikogo. Po wejściu do środka, padł na łóżko i zasnął. Śnił o statku. Obudził mnie alarm, zostałem wybudzony z kriosnu? Ale komora się nie otworzyła. Wszędzie dookoła ogień. Forfighter biega to w tą, to w tamtą z karabinem szturmowym na ramieniu. Coś krzyczy, pogania ludzi. Ludzie biegają, krzyczą i biegają, a kriokomora nie chce się otworzyć. Czemu nie chce się otworzyć? Wokoło ogień, wszystko płonie. I woda? Skąd w kriokomorze woda? Nie powinno być wody! Strzały! Kto strzela? Forfighter strzela. I inni też. Wszyscy strzelają. Przybywa oddział piechoty. Jakże pięknie się rozsypali! Każdy każdego osłania. I wszyscy walą, a każdy strzał celny. Znam tych ludzi! Oni przecież wszyscy nie żyją! Co tutaj robią? Otwórzcie tą pieprzoną komorę i dajcie broń to wam pomogę! Wyłączcie ten alarm ,głowa mi pęka! Aaaa! Moje oczy! Co wybuchło?! Uważajcie dziura w poszyciu! Odetnijcie grodzie! Wycofajcie się bo was wessie i odetnijcie grodzie! Czerń. Pustka. Widzę jak ciała wirują w przestrzeni. Zimne i martwe. I ja też w wodzie w zamkniętej komorze, jest przyjemnie ciepło. I bezpiecznie. I ten alarm. Świdruje i wbija się w mózg. Alarm… – Łóżko. Budzik. Już dzień? Czas do pracy? Do sztabu. – Zebrał myśli pomimo bólu głowy. Wziął prysznic, obejrzał obolałą głowę, którą nadal zdobił sporej wielkości guz, pamiątka po ostatniej przygodzie. – Pójdę do labu, niech zobaczą czy żadnego krwiaka nie mam lub pęknięcia. – Pomyślał. Ubrał się przepisowo i poszedł do sztabu.
Kolejne dni przebiegały bez żadnych niespodzianek. W sztabie: papiery, planowania, sprawozdania i spotkania. Nic godnego uwagi. Na ważniejsze narady jeszcze nie był dopuszczony. Giebeha starał się wkupić w łaski swoich współpracowników i przełożonych. Zbierać informacje, sprawiać wrażenie nieszkodliwego, a przede wszystkim zaradnego, błyskotliwego i potrzebnego w każdej sytuacji. Unikał niejednokrotnie różnych insynuacji i prowokacji. Musiał być bardzo ostrożny i nie dać się podejść, czy wplątać w czyjeś gierki. Już myślał, że ta jego głupia przygoda w klubie odejdzie w zapomnienie, że kontakt spalił, ale pewnego dnia będąc u siebie na kwaterze, zauważył że komunikator ma kolejną wiadomość. Kilka godzin zastanawiał się i analizował czy warto zawracać sobie głowę. Jednak ciekawość wzięła górę. Kolejny adres, kolejne hasło. I nic więcej. Zwlekał kilka dni zanim zdecydował się pójść pod wskazany adres. Kolejny lokal, kolejne durne hasło, które nic mu nie mówiło. „ISTIA”. Tym razem w karcie nie było nic takiego, co mogłoby nawet nazwą przypominać hasło. Lokal sprawiał wrażenie jeszcze większej speluny, niż poprzedni, ale przynajmniej nie grali tutaj muzyki, więc nie licząc gwaru i ścisku przy barze, było w miarę cicho. Powoli pił zamówiony gin. Z każdym łykiem nieznacznie się krzywił. – W tak marnej spelunie nie ma szans na prawdziwy alkohol, tylko syntetyzowane odpowiedniki. W niczym nie przypominały w smaku oryginałów. Oczywiście wiązało się to z ceną, mało kogo stać na prawdziwy dojrzewający alkohol. – Z zamyślenia nad trunkami wyrwał go czyjś dotyk na ramieniu. Odruchowo złapał przeciwnika za rękę, aby ją wykręcić i powalić na ziemię intruza, ale zauważył, że ręka należy do kobiety, więc ją puścił. Kilka osób automatycznie spojrzało na niego z groźbą w oczach, co nie umknęło jego uwagi.
– Coś taki nerwowy żołnierzyku? – zapytała kobieta z wymuszonym spokojnym tonem. – Chyba nie chcesz wszczynać awantury? To byłoby dla Ciebie mało opłacalne.
– Przepraszam Cię. Miałem kiepski dzień. – Odpowiedział.
– Kiepski? To może chcesz się rozluźnić? Raz- dwa mogę ci poprawić humor. – Zaproponowała. Szybkim spojrzeniem ją otaksował. Nie była brzydka, ale ładna też nie. Chuda, szara i wynędzniała jak przystało na najbiedniejszą klasę robotniczą, ale brzydka nie była. Nawet trochę zadbana, ale raczej wynikało to z profesji, jaką się parała, niż z zasobności. Kręcone niesforne włosy tworzyły wokół jej głowy coś w rodzaju aureoli, powodując, że twarz znikała pod ich naporem.
– Wiesz, czekam tu na kogoś, więc raczej podziękuję za propozycje. – Odpowiedział po chwili. Nachyliła się nad nim.
– Wiem. Czekasz na Istię. To ja. Ja jestem Istia. – Powiedziała cicho. – Choć usiądziemy na boku i ustalimy szczegóły. Normalnie biorę 200 za godzinę. Bez żadnych udziwnień. – Powiedziała głośno, aby osoby najbliżej nich usłyszały. – Pokój pokrywasz Ty. – Złapała go za rękę i pociągnęła za sobą. Giebeha wstał, a ludzie przed chwilą wpatrujący się w jego osobę, straciły zainteresowanie i wracali do swoich zajęć. Wyszli z głównego holu lokalu i weszli w korytarz z drzwiami po obu stronach. Nad każdymi drzwiami świeciła się czerwona lampka, sygnalizując, że pomieszczenie jest zajęte. Wszystkie były takie same i niestylizowane jak miało to miejsce w poprzednim lokalu, tylko zwykłe. Obskurne i rozsuwane. Idealnie pasowały do klasy lokalu. Zza drzwi słychać było różne odgłosy: krzyki, westchnienia i jęki rozkoszy.
– O intymność to tu chyba nie dbają za dobrze. – powiedział Giebeha.
– Wystarczająco.- odpowiedziała Istia. W końcu zatrzymała się przed drzwiami z zieloną lampką. Spojrzała na Giebehę. Ten popatrzył na drzwi i na nią. – Otwórz. – Powiedziała. Giebeha podszedł do czytnika, przyłożył rękę, potwierdził płatność. Weszli do środka. – Witam. Opłacono jedną godzinę. – powiedział komputer i drzwi się zasunęły.
– Jak już mówiłam biorę 200 za godzinę, płatne z góry. Jak będziesz chciał więcej czasu, to musisz także opłacić pokój, bo pięć minut po wyzerowaniu zegara, wedrze się tutaj ochrona. A uwierz mi, że delikatni dla ciebie nie będą. Jeśli masz jakieś specjalne zachcianki to cena do uzgodnienia i jestem otwarta na propozycje. – wyjęła swój czytnik płatności.
– Nie zrozum mnie źle, miałem się tu spotkać z kontaktem w bardzo ważnej sprawie, a nie oddawać się uciechom. Dodatkowo niedawno zszedłem ze statku gdzie odbywałem wieloletnią służbę i jeszcze działają na mnie blokery, więc nic z tego nie będzie. – Powiedział nadal stojąc przy zamkniętych drzwiach, sprawdzając czy ktoś niepowołany może wejść. Na panelu w opcjach znalazł ustawianie blokady drzwi i szybko ustalił ośmiocyfrowe hasło.
– Ustalanie hasła nic ci nie da. Ochrona ma priorytet, a wyjść i tak można bez hasła. Będę mogła uciec jak będziesz niegrzeczny. Ponadto wszyscy mnie tu znają i w razie czego napytasz sobie tylko biedy. Nie radzę ci kombinować. – powiedziała widząc, że ustala hasło.
– Nie mam zamiaru robić ci krzywdy, chyba że będziesz chciała ją zrobić mnie. Przychodzę tylko po informacje. – Odwrócił się do niej i odszedł od drzwi, ale tak, by mieć na oku i swoją rozmówczynię i drzwi.
– Dwieście. – Usłyszał w odpowiedzi. – Wszystko kosztuje mój drogi. – Podszedł do niej i zrezygnowany przyłożył rękę do jej czytnika. Po chwili potwierdził płatność.
– No, nareszcie możemy zacząć. Mam nadzieję że następnym razem nie będziesz się tak ociągał. – uśmiechnęła się do niego i zaczęła rozbierać.
– Zacznijmy od podstawowych informacji. – mówiła dalej. Czy po przyjęciu do sztabu byłeś w medlabie? Przecież bloker mogą zdjać w krótkim czasie i znowu byłbyś w pełni mężczyzną.
– Tak, ale przyzwyczaiłem się już do braku popędów seksualnych i nie przeszkadza mi to. – odpowiedział.
– Odwróciła się do niego tyłem i ściągnęła krótką spódniczkę schylając się przy tym do ziemi i wypinając w jego stronę pośladki. Ściągnęła ją z kostek. Szybkim ruchem się wyprostowała i obróciła w jego stronę. Giebeha przez ułamek sekundy zobaczył że trzyma coś w ręku i poczuł falę energii trafiającą go w brzuch. Upadł na podłogę nie mogąc się poruszyć.
– Więc na pewno wszczepili ci pluskwę. – Podeszła do niego i zaczęła rozbierać. Po paru chwilach skończyła, wyciągnęła z torebki mały podręczny skaner i zaczęła przesuwać nim po ciele Giebehy. W końcu znalazła pod uchem, na styku płatka małżowiny z żuchwą. Wyjęła coś z torebki i przykleiła mu za uchem.
– Małe draństwo. Spokojnie, nic ci nie zrobię, muszę ją tylko zagłuszyć na jakiś czas. Nie możemy jej usunąć bo od razu by to wywołało alarm w wywiadzie i wszyscy bylibyśmy w niebezpieczeństwie. – usiadła obok niego, aby mógł ją widzieć.
– Przepraszam, że musiałam cię sparaliżować, ale po tym co zrobiłeś ostatnim razem Larimowi nie miałam wyjścia. Za parę chwil odzyskasz sprawność i kontrolę nad ciałem, ale do tej pory leż spokojnie. Jesteś inwigilowany cały czas. Twoja kwatera aż świeci się od kamer. Monitorują każdy Twój ruch, wiedzą wszystko, a dzięki temu że używasz biopłatności wiedzą jakie poczynasz kroki finansowe. Dostałam parę rzeczy które mam ci przekazać. Przede wszystkim masz nowe konto płatnicze. Zarejestrowane na pewnego nie w pełni istniejącego górnika. – wyjęła z torebki nowy czytnik i położyła na łóżku. Nie używaj biopłatności w nieoficjalnych sprawach. Nowe konto oczywiście jest puste, ale zaraz to zmienimy. – Giebeha powoli zaczął wstawać z podłogi więc też wstała z podłogi i usiadła na łóżku. – Przelejesz mi większą kwotę pieniędzy a za jakiś czas pojawią się one na twoim nowym koncie. Oczywiście odliczę sobie zwyczajową prowizję za usługę. – Uśmiechnęła się do niego. – Giebeha podniósł się do pozycji siedzącej a Istia ruchem ręki zaprosiła by usiadł obok niej.
– Ile? – Zapytał.
– To już zależy od Ciebie i jakie możesz mieć potrzeby. Ja biorę zwyczajowe dwieście. I mógłbyś jakąś rekompensatę Larimowi odpalić. Chłopa będą jeszcze długo składać. Dzięki mnie nie będą przelewy podejrzane, ale bloka musisz zdjąć abyśmy się częściej i bez podejrzeń mogli spotykać.
– Dobrze, zrobię tak. Ale chcę informacji o…
– Nie. – Przerwała mu. – Na razie to wszystko co miałam do przekazania. Więcej nic nie wiem. Dostaniesz znać co dalej na komunikator który ci daliśmy. Dla bezpieczeństwa nie zmieniaj nic w swoim zachowaniu, niech myślą że nie wiesz o podsłuchach i monitorowaniu. Mamy jeszcze pół godziny do wykorzystania jak chcesz.
– Interesuje mnie sprawa okrętu „Cień Feniksa”. A konkretnie jego katastrofy. Chcę wiedzieć kto za tym stoi. Mam oczywiście wgląd w oficjalną dokumentację sprawy więc takie bzdety mnie nie interesują. Nie mam poszlak, żadnego tropu a cała sprawa została zamieciona pod dywan. Potrzebuję…
– Nic nie wiem. – weszła mu znowu w słowo. – Zrozum że ja jestem tylko łącznikiem. Małym nieznaczącym punktem w ruchu oporu. Nie dostaję tajnych informacji, nie kieruję żadną sprawą. Zwykle mam coś przekazać jakiś fant, powiedzieć nic dla mnie nieznaczące słowa czy zdanie. Dostałam Ciebie bo poturbowałeś Gajmona, prawie zabiłeś Larima i trzeba było zadziałać delikatniej. Dziwie się że w ogóle po tym Oni się odezwali do Ciebie.
– W jakim ruchu oporu? – zapytał skonfundowany.
– Co? Lepiej już skończmy tą rozmowę. Wykonałam zadanie i nie wiem nic więcej. – podniosła rękę, aby zdjąć mu zagłuszacz, ale odsunął głowę i chwycił ją za rękę.
– Przekaż moje słowa swoim mocodawcom. Jeśli nie są w stanie dać mi jakiś wiadomości, to nie chcę mieć z Wami nic wspólnego. A teraz chodźmy już. – Oboje się ubrali, Giebeha oddał jej zagłuszacz i wyszli z pomieszczenia. Podszedł do baru i zamówił jeszcze dwa drinki.
– Robi się coraz bardziej nieciekawie. – Rozmyślał. – Coraz więcej pytań i niewiadomych. Co to za ruch oporu? Do czego dążą? Obalić korporację? Nie da się przecież. Oporu przed czym? Mój znajomy którego prosiłem o pomoc też do nich należy? Niemożliwe, przecież to stary wyjadacz. Zbyt mądry na jakieś głupie podrywy. Miałby zbyt wiele do stracenia. Czemu mnie wplątuje w takim razie w jakieś ruchawki?
Autor: Argendor