Home / Opowiadania / argendor / Ad Astra Rozdział 2 część 9

Ad Astra Rozdział 2 część 9

– No co tak długo? – Giebeha zaskoczony wyciągnął broń i wycelował w miejsce gdzie usłyszał głos. Wiadomość znikła sprzed twarzy przywracając mu normalne widzenie w półmroku. Facet którego śledził stał oparty o ścianę.

– Ej! Ej! Ej! Żołnierzyku! Spokojnie, chyba nie chcesz sobie narobić sporych kłopotów? – Spytał facet.

– Jak do mnie strzelisz włączy się alarm i chwilę później będzie tu pełno służb. Nawet jak jakoś im uciekniesz z tej ślepej uliczki, to i tak cię namierzą po sygnaturze rejestrowanej wojskowej pierdziawki, którą do mnie celujesz.

– Powiem, że na mnie napadłeś. – Odpowiedział Giebeha.

– A oni ci uwierzą przeglądając nagrania z budynku. – Zaśmiał się facet.

– Czego chcesz? – zapytał nie spuszczając faceta z celownika.

– Ja? To Ty mnie śledziłeś. – Zaśmiał się 

– Szukam znajomej.

– A wyglądam ci na nią? – Zaśmiał się ponownie. – Ponadto Istia na razie jest niedostępna. – spoważniał. – Schowaj tą pierdziawkę, bo już i tak jesteśmy na żółto. Chodźmy stąd, bo zaraz będzie tu patrol. – Giebeha schował broń, ale tak by mieć ją pod ręką i ruszyli razem szybkim krokiem chodnikiem w górę. W pewnym momencie facet zatrzymał się sięgnął do kieszeni i podał coś na otwartej dłoni Giebesze stukając się palcem za uchem. Giebeha wziął i przykleił zagłuszacz za uchem. 

– Mam dla ciebie fanty. – odezwał się facet.

– To daj.

– Głupi jesteś? Co ty myślisz że ja codziennie z nimi wszędzie biegam? Dwa tygodnie czekałem aż łaskawie się pojawisz.

– To czemu nie podszedłeś, jak byliśmy w lokalu?

– Musiałem mieć pewność, a później jak się schowałeś, tam na rogu, pomyślałem że będzie fajnie trochę się rozerwać. – Giebesze zrzedła mina.

– Widziałeś mnie wtedy? – Zapytał.

– No jasne! Jestem Marines. I wtedy, i wiele razy później, upewniałem się, że nadal za mną idziesz. Głupio by było jakbym cię zgubił. – znowu się zaśmiał, ale za chwilę spoważniał.

– Słuchaj żołnierzyku, wiem, że służyłeś na okrętach. W razie patrolu, przez twoje wymachiwanie pierdziawką, musimy ustalić wersję wydarzeń. Gdzie służyłeś?

– Najpierw na stacji Ceres w oddziałach obrony, później po szkole oficerskiej na okrętach Cesarz, Odkrywca, Belial, Astral, Ghost i Feniks. – Wymienił Giebeha.

– Mhm. Kojarzę Beliala. Kiedyś przechodził naprawę na stacji gdzie stacjonowałem z oddziałem. I stamtąd się znamy. Jasne? – Giebeha kiwnął głową.

– Rozpoznałem cię w „Komecie” i postanowiłem zrobić niespodziankę staremu znajomemu. – Giebeha spojrzał pytająco na faceta. Ten przeciągle westchnął. 

 – „Samotna Kometa” to ten klub przecież. Ale ty jesteś niezorientowany. – wyszli w końcu na uliczkę w której Giebeha stracił z oczu swoją ”ofiarę”.

– Dobra nasza ani śladu patrolu. – Powiedział facet rozglądając się.

– To kiedy dasz mi tą… przesyłkę? – zapytał Giebeha.

– Najpierw kasa, później fanty.

– A jak ci zapłacę to kiedy dasz mi fanty?

– Jak dostanę kasę to zaraz zbieramy się do mojej skrytki i dostajesz przesyłkę.

– Dobra. Ile?

– 8 tysięcy.

– Ile!? – Prawie krzyknął Giebeha. – Co ty tam dla mnie masz, myśliwiec?

– Stary, albo chcesz, albo nie i się rozchodzimy.

– Rozumiem że biopłatności nie przyjmujesz? – Facet pokręcił przecząco głową. – Nie przelałem jeszcze takiej kwoty na konto. Myślałem że u Istii uzupełnię je trochę. – Skłamał.

– Ile ci brakuje? – Zapytał rozmówca.

– Jakieś 5 tysięcy.

– Człowieku za 5K to nawet ja ci zrobię dobrze. – Zaczął się śmiać facet a Giebeha mu zawtórował.

– Zanim weźmiesz się do roboty, chciałbym poznać twoje imię.

– Nie podam ci mojego imienia, ale moja ksywka to Wyrwijłeb. 

– Nie chcę znać historii tej ksywki. – stwierdził.

– Jak chcesz, mogę zaprowadzić cię w miejsce, gdzie troszkę kasy przetransferujesz, ale na pewno nie radziłbym całości od razu, tylko w kilku częściach przez kilka dni.

– Dobra, prowadź. – wycedził. Ruszyli w stronę górnego chodnika, bez pośpiechu pokonując kolejne kroki w stronę rosnącego gwaru i światłości.

– A co z Istią? Spalona? – zapytał

– Co? A, nie. Po prostu chce się wycofać na jakiś czas, wiesz od sprawy z tą stacją zrobiło się duszno. Służby się kręcą i węszą, a najłatwiej coś wydusić z jej kręgów, więc się przestraszyła. Ogólnie dużo osób, które były nam przychylne, umilkło.

– A mieliście coś z tym wspólnego? Ta stacja to wasza robota?

– Nie wiem. Stacja jest daleko, a ja jestem tutaj Nie docierają do mnie takie wiadomości. A nawet jeśli, to przecież niewielka awaria była. Nic wielkiego, nie rozumiem po co to całe zamieszanie. – Giebeha już chciał wykrzyczeć; „Jak to nic wielkiego? Blisko 200 ofiar śmiertelnych, stacja to złom i mówisz że nic wielkiego”, ale się powstrzymał. Widocznie media mocno zatuszowały sprawę, a służby utaiły fakty. Może i lepiej. Teraz jest to sprawa wydziału bezpieczeństwa wewnętrznego, tym bardziej nie ma zamiaru nikogo z zewnątrz wtajemniczać. – Nie słyszałeś o tym? – kontynuował Wyrwijłeb.

– Jakoś mi umknęło. Od pewnego czasu dużo pracuję, a ostatnio trafił mi się dłuższy wyjazd. – odpowiedział wymijająco Giebeha. Dotarli do wyższego poziomu i przeszli na główny chodnik. Było tu gwarno, co chwilę kogoś wymijali albo byli wymijani. Swobodna rozmowa nie wchodziła w grę, a coś mówić trzeba było, dla pozorów.

– Powiedz, jak tam twoja jednostka? – Spytał Giebeha.

– Co? Jednostka? Jest gdzieś daleko, pewnie już ostro trenują przed kampanią. Ja jestem od dawna na emeryturze, ale z wojskowej emeryturki nie żyje się dostatnio, w szczególności jak taki ktoś jak ja, odchodzi na przymusową. Więc dorabiam to tu to tam, gdzie uda mi się podłapać fuchę. Żadną sumą nie pogardzę. – Uśmiechnął się.

Uzbieranie potrzebnej kwoty zajęło dużo więcej czasu, niż początkowo myślał, ale w końcu udało mu się odebrać przesyłkę. Była to nieduża paczuszka, zabezpieczona biometrycznie, którą z łatwością mógł schować w kieszeni ubrania. Skrytka Wyrwijłba okazała się czyjąś kwaterą mieszkalną, ale rzadko używaną. Najpierw zastanawiał się, czy nie otworzyć jej na miejscu, ale doszedł do wniosku, że lepiej zrobić to na osobności. Skrytka była w niedalekiej odległości od jego kwatery, więc po krótkim pożegnaniu skierował się do siebie. Gdy wszedł do siebie, starał się zachowywać normalnie, wybrał posiłek na dyfuzorze, rozsiadł się, włączył kompad i przejrzał najnowsze newsy. Rozważał w międzyczasie, gdzie otworzyć przesyłkę. W kwaterze miał rozmieszczonych pięć kamer z czego tylko jedną w łazience którą w miarę łatwo było „przez przypadek” zakryć więc po skończonym posiłku skierował się do toalety. Kamera była umieszczona tuż nad ścianką kabiny natryskowej w kratce wentylacyjnej. Giebeha już nie raz „przypadkowo” zasłaniał ją wieszając na ściance ubranie więc i tym razem nie powinno wzbudzać podejrzeń. Gdy miał pewność, że kamera jest zasłonięta, wyciągnął paczkę z kieszeni i otworzył. Dwie rzeczy były w środku, obie go zaskoczyły. Jedną z rzeczy był komunikator bardzo starego typu, wycofany z produkcji dawno temu. Zupełnie inny niż dzisiejsze. Ten składał się z dwóch wkładek usznych i łączącej je cienkiej obręczy opasającej czoło. Aby działał musiał być „podłączony” pod centralny układ nerwowy właściciela. Służyła do tego piko igła, która wprowadzona w odpowiednie miejsce do mózgu, dawała możliwość poufnego odczytywania wiadomości. Szybko komunikator ten stał się Świętym Gralem dla graczy w gry oraz w pełni otworzył wrota wirtualnej rzeczywistości. Niestety skutki uboczne były na tyle poważne, że został zakazany w użytkowaniu i wycofany z produkcji. Ludzie nie potrafili rozróżnić co jest rzeczywistością. Fale masowych samobójstw sięgały wszystkich struktur, a odłączenie i odwyk od utopijnego świata wirtualnego było ciężkie do leczenia. Drugim przedmiotem była broń palna. Mały plastyczny pistolet plazmowy używany przez agencje wywiadowcze. Potrafił oddać do pięciu śmiertelnych strzałów z bliskiej odległości. Broń można było w łatwy sposób uformować w dowolny kształt, a dzięki pamięci kształtu tworzywa, w dwie sekundy powracał do swojej formy w razie potrzeby. Nie większy od dłoni, bardzo łatwo się w niej chował. Zbudowany tak, aby korpus opierał się o wnętrze nadgarstka, przytrzymywany czwartym i piątym palcem, lufa układała się między pierwszym a drugim, strzały oddawało się kciukiem. Broń ważyła niecałe dwieście gram, ale po odrzuceniu stabilizatora pomiędzy pierwszym i drugim palcem, można było zredukować wagę o czterdzieści gram i zmniejszyć powierzchnię całej broni. Pamiętał ten model ze szkoły oficerskiej. Raz pozwolono im wtedy wziąć ją do ręki. Dla bezpieczeństwa była rozładowana. Broń nie była już najnowszej generacji, ale nadal w użyciu przez mniejsze korporacje. W rękach bardzo dobrego agenta nie do wykrycia przy większości kontroli. Teraz widział na żywo tą broń drugi raz w życiu i wrażenie było dużo bardziej nieprzyjemne niż wtedy. Tamten egzemplarz był dezaktywowany, ten zaś gotowy do użycia. Giebeha wyjął go i ułożył w dłoni. Pasował idealnie, jakby był zrobiony specjalnie dla niego, ale taka też była rola plastycznego tworzywa. Jako wojskowy, ba! oficer, mógł posiadać różną broń i nie musiał się z tym specjalnie kryć, ale akurat nie tę. Odkrycie tej broni u Giebehy, natychmiastowo zakończyłoby jego karierę wojskową, zamieniając ją na mniej atrakcyjny pobyt w placówce karnej. I to przy dużej dawce szczęścia.  Ciarki go przeszły na samą myśl. Musi się jakoś jej pozbyć i to im szybciej tym lepiej. Upewnił się jeszcze raz czy broń jest wyłączona i zaczął ją w dłoni ugniatać aby nadać jej nowy kształt. Gdy skończył, miał w dłoni trochę nieregularny walec. Odłożył na umywalkę mając w planach dopracowania kształtu i obmyślenia planu jak się pozbyć niechcianego przedmiotu. Przed użyciem komunikatora miał opory. Broń zniechęciła go już na tyle, że obawiał się co może zawierać komunikator. No i świadomość, że coś będzie mu się wbijać przez czaszkę do mózgu. Odłożył pudełko z komunikatorem na umywalce, zdjął resztę ubrań i wszedł pod natrysk. W mgiełce wodnej ochłonął na tyle, aby jednak sprawdzić zawartość komunikatora. Po osuszeniu usiadł jak najbardziej wygodnie na podłodze, wziął komunikator i założył. Nie wiedział co się stanie gdy włączy urządzenie, wycofali je na długo przed jego narodzinami. Włącznik znajdował się na środku obręczy. Nacisnął go. Na początku nic się nie stało, nawet przez myśl przeszło mu, że urządzenie nie działa, ale po kilkunastu sekundach usłyszał miły damski głos.

– Sprawdzanie systemu. Brak połączenia z siecią. Zapisane pliki: Village City, Rich Life, Fame For All, 6790043957.udat12573_tef50007reu9856gat. Możliwa gra offline. Którą sesję otworzyć?

– Otwórz ostatni wymieniony plik. – Powiedział

– Inicjuję połączenie z użytkownikiem. Uwaga: synchronizacja. Może to potrwać kilka sekund. – powiedział głos w słuchawkach. Giebeha zacisnął pięści zdenerwowany, ale nic nie poczuł. Żadnego ukłucia, żadnego bólu. Tylko obraz łazienki zrobił się niewyraźny i rozmazany. Po chwili pociemniał aż w końcu zrobiło się całkiem ciemno. Po chwili jednak zrobiło się jasno, zobaczył przestrzeń ogromnej hali, urządzenia, automaty załadunkowe, ogromne skrzynie transportowane i ładowane do luków zacumowanego statku. Był teraz w dokach na stacji, a przed nim znajdował się ogromny brzuch pancernika. którego bardzo dobrze znał. To był Cień Feniksa. Właśnie trwał załadunek zaopatrzenia. W oddali boty serwisowe jeszcze „na szybko” dokonywały nielicznych wymian uszkodzonego pancerza. Za brzuchem statku rozciągała się otwarta przestrzeń. Znał tę stacje. To był ostatni załadunek Feniksa przed katastrofą, uzupełnienie zapasów po dwóch miesiącach stoczonych bitew. Giebeha przenosił właśnie jakąś skrzynię, po czym odłożył ją na taśmę rękawa załadunkowego. Obrócił się i odjechał, by przenieść następną, później następną, i jeszcze jedną i kolejną. Właśnie był botem transportowym i „patrzył jego oczami”. Aż czuł ciężar każdej skrzyni. Gdy przygotowane skrzynie znalazły się wszystkie w rękawie, bot podjechał do panelu po dalsze instrukcje. System szybko znalazł mu nowe zadanie: nowe skrzynie czekające na załadunek. Według kodu, który pojawił się w głowie Giebehy, była to amunicja. Po załadowaniu następnego transportu przyszedł czas na kolejny, tym razem zapas substytutów żywieniowych. Później były zapasowe zbiorniki z tlenem, a na końcu zapasy chłodziw. Po skończonej pracy system zawrócił bota do swojej stacji, po czym bot się wyłączył i zrobiło się ciemno.

– Sesja zakończona. Rozpocząć jeszcze raz?

– Nie.

– Otworzyć inną sesję? 

– Nie. Kończymy.

– Czy chcesz się rozłączyć?

– Tak.       

Autor: Argendor

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *