Mógł przysiąc, że przed chwilą tutaj była. Jeszcze czuł jej aksamitną skórę na swojej. Smoczyca czy kobieta, Lana była zdecydowanie kimś, kim nie przypuszczał nigdy poznać bliżej. Fakt, znali się dość długo, jednak to pechowe zajście z królem zbliżyło ich mocno do siebie. Nad nim wisiał teraz wyrok ludzkiego króla, nad nią chyba przepowiednia. Nie umiał jeszcze zinterpretować swoich snów. Wszystko zadziało się zbyt szybko. Magiczne stworzenia jeszcze kilka dni temu nie gościły w jego słowniku, a teraz zastanawiał się trzymając łuk, czy sarna do której mierzył też nie okaże się być czymś innym. No ale jeść coś trzeba. Wypuścił powietrze i powoli z zabójczą precyzją posłał strzałę dokładnie w to miejsce, w które chciał. Tak aby zwierzę nie cierpiało i śmierć nastąpiła natychmiast. Czuł na sobie spojrzenia i tylko dzięki całemu dzieciństwu spędzonemu na treningach, umiał powstrzymać się od wzdrygnięcia i gwałtownych ruchów. Wiedział, że jest obserwowany już od momentu wejścia w las. Nie, nie przyzwyczaił się do tego, ale uznał że tak musi być. Nie bardzo rozumiał, co się wokół niego dzieje, ale zapewne działo się coś bardzo ważnego i skoro jeszcze żył, będzie do czegoś potrzebny. Komu i w jakim celu, dalej nie ogarniał, ale postanowił spokojnie poczekać na rozwój wydarzeń. W końcu nic lepszego mu nie zostało. Na wspomnienie niedawnego życia i incydentu z królem, kwaśny grymas wpełzł na jego twarz. Będzie co ma być, a jeść trzeba. Zganił się w myślach za uciekanie we wspomnienia. Ruszył pewnym krokiem w kierunku sarny i zgrabnym ruchem zarzucił sobie ją na plecy. Pod ciągłą obserwacją ruszył z powrotem w kierunku polany i rozpalonego tam wcześniej ogniska. Ogień rozpalił się na dobre. Tarran zrzucił z siebie truchło i wpełzł do szałasu w poszukiwaniu czegoś, co nadałoby się do sprawienia zdobyczy. Westchnął nie znalazłszy niczego sensownego. Wyszedł z powrotem do ogniska. Westchnął ponownie i zawołał:
– Wiem, że Wy wiecie i że wiecie, że ja wiem. – zaczął – Łuk mi nie wystarczy, żeby się najeść. Podzielę się, ale muszę mieć coś do sprawienia tej sarenki.
Chwilę stał w ciszy grzejąc ręce przy ogniu. Nie trwało długo, a ze ścieżki naprzeciw wyszedł barczysty mężczyzna w ciepłym futrze, w towarzystwie dwóch gigantycznych wilków.
– Witaj, jestem Blizan.
– Tarran. – podał rękę przybyszowi. Blizan uścisnął ją mocno, jednak ze swego rodzaju delikatnością.
– Możemy Ci pomóc z sarenką, jednak pozwól, że moi towarzysze zabiorą truchło kawałek w las. Nie chcemy przecież, żeby zleciały się tutaj inne drapieżniki, a i Tobie potrzebne jest tylko mięso, resztą możemy się zająć sprawniej tam.
Tarran skinął głową obserwując, jak oba giganty z lekkością zabierają zdobycz. Blizan zaś z zawiniątka na plecach wyjął tygielek, napełnił go wodą z jeziora i wrzuciwszy do środka jakieś zioła, postawił go przy ogniu. Tymczasem wilki powróciły z rozczłonkowaną sarną. Tarran sprawnie posplatał stelaż do zawieszenia zdobyczy nad ogniem i już po chwili nad polaną uniósł się aromat pieczonego mięsiwa.
– Sprawny jesteś. – skinął z uznaniem Blizan.
– Dziękuję, zgodnie z obietnicą, zapraszam Ciebie i Twoich towarzyszy na skromną ucztę.
Uśmiechnęli się obaj.
– Moi towarzysze na razie pozostaną w swoich wilczych postaciach, jeśli pozwolisz – rzekł Blizan – Z nimi już się podzieliłeś, natomiast ja chętnie Ci dotrzymam towarzystwa w posiłku.
Wilki zniknęły w toni lasu, natomiast Tarran usiadł obok nowopoznanego towarzysza.
– Dawno już mnie pilnujecie? – zagadnął niekoniecznie licząc na odpowiedź. Ku jego zdziwieniu Blizan uśmiechnął się i odparł:
– Domyślam się, że znasz odpowiedź na to pytanie. Widać po Tobie, że jesteś wprawnym łowcą i doskonale zdajesz sobie sprawę z otoczenia i tego, że możesz być obserwowany.
– No tak – odparł speszony Tarran – zagajanie rozmówcy nie jest moją najlepszą stroną.
– Widzę. – roześmiał się Blizan – Pilnujemy polany i Lany, niekoniecznie Ciebie, chociaż skoro już tu jesteś, to i Ciebie nam kazano pilnować.
– Hmmm, znaczy że jestem teraz więźniem?
– Skąd taki pomysł? – zdziwił się Blizan – Możesz chodzić, gdzie tylko chcesz i robić, co Ci się podoba. Nie zmienia to faktu, że niestety Lucy obudziła magię i teraz nikt z nas nie ma pojęcia, co się dalej wydarzy. Pilnujemy Lany, żeby jej się nic nie stało, a przy okazji również Ciebie.
– Lana, jak widać, postanowiła gdzieś sobie pójść.
– Tak, ale wróci. Nie wiem, kiedy, ale jest bezpieczna i wróci. Może coś wymyśli.
– Kim ona jest? Kim Wy jesteście? To nie tak, że ona ma stanąć przed jakimś sądem?
Blizan westchnął.
– Nie za dużo pytań na raz?
Tarran pokiwał głową i opowiedział Blizanowi o tym, co zobaczył w wizjach i tym, co mu zdawkowo wytłumaczył elfi starzec.
Blizan w zadumie popatrzył na płonące ognisko.
– Ja jestem niewiele znaczącym członkiem stada. Podobnie, jak Ty do tej pory wypełniam polecania i rozkazy władców. W watahach wilczych, czy też wilkołaczych sprawuje para alfa. W tej chwili są to moi rodzice – Idalia i Ledag. Jak już się przekonałeś wiele wieków temu świat był pełen magii, ale przez to też pełen nienawiści. Żyliśmy na równi z Wami, mieliśmy swoje zamki, domeny i siedliska. Jakoś się potrafiliśmy dzielić, jednak po każdej ze stron trafiały się zakały. A to wampir wyssał krew z zabłąkanej w lesie dziewki, a to znów wilkołak podczas przemiany został napadnięty przez stado ludzkich myśliwych, a to elfy rozprawiły się krwawo z oddziałem zbrojnych wracającym z jakiejś ludzkiej wojenki. Polowania na smoki w poszukiwaniu legendarnego złota to był chleb powszedni ludzkich młodzieńców. Gryfy budziły postrach w miastach porywając młode w odwecie, za ich zniszczone gniazda. Czasy były bardzo niespokojne.
– Opowiadasz to jakby to była część historii, a mnie to zawsze było przedstawiane jako legendy.
Blizan znów się uśmiechnął.
– Bo tak miało być. Nie mówimy o jakichś bardzo zamierzchłych czasach w skali smoczego życia, a o zaledwie dwóch wiekach. Wy tak długo nie żyjecie. My trochę więcej, smoki natomiast są długowieczne i pamiętliwe.
– Dwa wieki?! – wykrzyknął Tarran – Nie możliwe! Przecież uczymy się o dawnych dziejach podczas szkoleń, uczymy się też legend i pieśni. Wszystko to, o czym mówisz jest nierealne.
– Nierealne dla Was ludzi. – poprawił go Blizan – Widziałeś na własne oczy, jak nierealne stało się rzeczywistością tutaj na tej polanie Magia musiała jakoś zadziałać. Ale dość chwilowo opowieści. Widzę, że pieczeń już dochodzi, a słyszę też, że nadlatuje zwiad powietrzny. Nie masz nic przeciwko, żeby do nas dołączyli?
Tarran pokręcił głową i spojrzał w kierunku wskazanym przez Blizana. Do polany zbliżała się postać wyglądem przypominająca pół orła, pół lwa. Wylądował miękko na tylnych łapach i z gracją przeszedł w bieg, podczas którego jego rysy zafalowały i tuż przy nich stanął młody, wysoki blondyn o błękitnych orlich oczach.
– Witaj Blizan, witaj nieznajomy – przywitał się.
– Cześć Falon – uśmiechnął się Blizan – poznaj Tarrana.
– Witaj – wydukał oszołomiony Tarran.
– O ja Cię! Ale wyżerka! Mogę dołączyć? – Falon popatrzył na obracane nad ogniem mięsiwo.
– Zapraszamy! -uśmiechnął się Tarran, czując, że szykuje się całkiem niezłe popołudnie.
Autor: kiciakamyk