– Jesteś w strefie zagrożenia. Złamałeś zakaz opuszczania budynków. Jesteś aresztowany. – Zaskoczony głosem wyprostował się. Zobaczył bota kroczącego w jego stronę z wycelowanymi w niego działkami.
– Tam toczy się walka. Twój oddział potrzebuje natychmiastowego wsparcia.
– Wsparcie w drodze. Złamałeś zakaz opuszczania… – przerwał na chwilę wypowiedź. – Jesteś aresztowany. Zaczekaj tutaj na patrol, który zajmie się twoją sprawą. – dokończył. Wyminął Giebehę, stanął przy rogu budynku i zaczął ostrzeliwać cele nie zwracając już uwagi na aresztanta. Giebeha nie miał zamiaru czekać na nic i biegiem puścił się w głąb uliczki. Musiał dostać się na wyższe poziomy. Mijając jakieś wejście do budynku, ktoś go złapał za rękę i nieudolnie pociągnął do środka. Giebeha siłą rozpędu zderzył się z narożnikiem budynku i upadł na chodnik obok wejścia. Zaraz doskoczyły do niego dwie osoby i leżącego zawlekły do środka. Zanim drzwi zdążyły się zamknąć, Giebeha zauważył jeszcze dwie osoby z wycelowaną w niego bronią.
– Kto jesteś i co tutaj robisz? – zapytał jeden z tych którzy go wciągali.
– Odpowiadaj! – krzyknął drugi.
– Przeszukajcie go. – Powiedział trzeci za nimi. Giebeha poczuł na policzku lufę fazera, którą przycisnął mu drugi.
– Ruszysz się i po tobie – Powiedział.
– Pierwszy zaczął przeszukiwać kieszenie Giebehy i niewprawnie obmacywać. Szybko znalazł schowaną broń i podał ją trzeciemu.
– Obróć się – Powiedział pierwszy więc Giebeha wiedząc, że nie ma chwilowo szans na wykaraskanie z sytuacji, posłusznie się uniósł lekko z podłogi i obrócił twarzą do ziemi.
– Wojskowa. – Usłyszał głos trzeciego do którego trafiła broń Giebehy.
– Gdzie służysz? – Zapytał trzeci.
– W sztabie. – Odpowiedział Giebeha. I Zapadła cisza. Pierwszy przestał obmacywać i się wyprostował.
– Jako kto? Jaka jest twoja ranga?
– Jestem pułkownikiem. – w odpowiedzi usłyszał tylko jak głęboko wciągają powietrze.
– Tu czternastka, mamy problem. Złapaliśmy szczura ze sztabu, pułkownika, co mamy z nim zrobić? Czekam na instrukcje. – Powiedział czwarty do komunikatora. – Dobrze, czekamy. – Rozłączył się.
Giebeha leżał twarzą do ziemi z rękami założonymi na głowie, wyczuwał wycelowaną w plecy broń, więc leżał spokojnie, ale w głowie starał się wymyślić jakiś plan. Analizował możliwe wyjścia. Po kilku minutach usłyszał kroki. Z wnętrza budynku szło jeszcze dwóch ludzi.
– Co jest? – Usłyszał głos, ale nie obracał głowy, aby zobaczyć nowych. W takiej sytuacji lepiej nie denerwować przeciwników.
– Złapaliśmy go, jak biegł chodnikiem. Wydało nam się podejrzane, że bot go nie zaaresztował. Myśleliśmy, że to policjant, to by się jego logi przydały, ale jeśli wierzyć jego słowom, to jest pułkownik ze sztabu dowódców. Nie wiemy co z nim zrobić, jak go zabijemy, wtedy wojsko wkroczy ze swoją artylerią, a wypuszczenie będzie ryzykowne.
– Postawcie go. – Giebeha usłyszał znajomy głos i szybko przypomniał sobie, do kogo on należy. Pierwszy i drugi złapali go pod ręce i postawili na nogi.
– Żołnierzyk!? Widzę że masz dar do wpierdalania się w kłopoty! – Roześmiał się Wyrwijłeb.
– Lubisz się włóczyć po stacji widzę. To jakieś twoje hobby?
– Lubię długie spacery. – Odpowiedział Giebeha.
– Od razu ta pierdziawka wydała mi się znajoma. – Zabrał trzeciemu broń Giebehy.
– Spokojnie chłopy, to nasz jest.
– Jaki Kurwa WASZ!!!! – Pomyślał Giebeha, ale na głos powiedział:
– Co tu się odpierdala? – Wyrwijłeb dał sygnał swoim, żeby opuścili broń i wrócili do zadań. Pokazał Giebesze, żeby szedł z nim i w trójkę, wraz z kompanem z którym przyszedł, ruszyli w głąb budynku.
– Wiesz żołnierzyku, że jestem tylko trybikiem w maszynie. Słyszałem, że służby zrobiły nalot na kilka naszych miejscówek i zabili kilka osób, więc ludzie się wkurwili i chwycili za broń. Wiesz jak to jest. Dostaliśmy rozkazy, aby po uprzykrzać trochę życie służbom i w miarę możliwości zadać jak najwięcej szkód w sprzęcie. No i nie dać się rozjebać przy okazji.
– Ale zdajecie sobie sprawę z tego, że prowadzi to do wojny domowej? To nie jest protest przeciwko władzy. To nie jest tworzenie ugrupowania politycznego tylko jawna rewolta.
– Jak mówiłem, jestem tylko trybikiem. Nie ja podejmuję decyzje, nie ja tym zarządzam. Jeśli jest tak jak mówisz i jesteś pułkownikiem w sztabie, to przekonuje mnie tylko, że nasze wpływy sięgają głęboko w struktury polityczne. – Wsiedli do windy. – Ten budynek sięga na wyższy poziom i tam cię odstawimy. Chyba że chcesz z nami trochę postrzelać. – uśmiechnął się Wyrwijłeb.
– Nie takie jest moje zadanie, i wolałbym się do tego nie mieszać.
– No tak Pan Pułkownik jest od wyższych celów i nie chce sobie brudzić rączek. Zrozumiałe. Jedni umierają za sprawę, a inni te sprawy planują. – Wysiedli z windy i ruszyli korytarzem przed siebie. Wyrwijłeb stuknął w komunikator.
– Duni, Migel, jak sytuacja u was? – Chwilę nasłuchiwał. – Zrozumiałem. Doszli do drzwi. Giebeha wyciągnął rękę w stronę Wyrwijłba.
– Nie oddam ci pierdziawki. Zrozum, jesteśmy słabo zaopatrzeni, więc każda sztuka broni jest na wagę złota.
– Zdajesz obie sprawę z tego, że jak ją znajdą przy którymś z was, będę miał bardzo duże problemy? To jest mój służbowy i rejestrowany…
– Tak, tak, wiem. – Przerwał mu. – Ale zanim będzie użyty najpierw trafi do małej modernizacji, abyś właśnie takich problemów nie miał. W sumie nie jestem pewien, co do ciebie. A może jesteś podwójnym agentem grającym na dwa fronty. Jesteś jedyną osobą tak wysoko postawioną, jaką znam w sprawie, włóczysz się po stacji i miejscówkach, a na taką rangę, to powinieneś mieć inne kanały, niż my maluczcy. Nie pasujesz mi do tej układanki, żołnierzyku. Może to błąd, że cię wypuszczam, ale i tak teraz nie mam czasu na analizowanie. Nikt mi teraz nie odpowie na zgłoszenie, no i nie mam co z tobą zrobić. Ale dzięki tobie zarobiłem całkiem sporą sumkę, więc idź już zanim profilaktycznie zrobię ci dodatkową dziurkę w głowie. Silber jak sytuacja na zewnątrz? – Zwrócił się do milczącego towarzysza. Ten wziął prześwietlacz i przyłożył do ściany obok drzwi. Chwilę popatrzył na monitor.
– Czysto. – Powiedział.
– Słuchaj żołnierzyku, mam nadzieję że nie masz mi za złe, i jeszcze dasz w przyszłości zarobić trochę szmalu. – Zaśmiał się. Podszedł do panelu i nacisnął guzik otwarcia drzwi. Drzwi się rozsunęły. Giebeha pchnięty bronią Wyrwijłba zrobił dwa kroki do przodu, gdy przy otwartych drzwiach od strony chodnika stanął bot policyjny i obrócił się w stronę drzwi.
– Strefa zamknięta proszę pozostać w budynkach. – Teraz wszystko potoczyło się bardzo szybko. Stojący najbliżej Giebehy Silber, złapał za broń i oddal strzał w stronę bota. Więcej nie zdążył, bo krótka seria z działka bota prawie rozcięła go na pół i rzuciła w głąb korytarza. Giebeha automatycznie padł na ziemię odsłaniając Wyrwijłba stojącego za nim. Ten nic nie zdążył zrobić bo bot widząc broń w jego rękach, automatycznie posłał mu serię z drugiego działka. Gdy strzały ucichły Giebeha usłyszał głos bota.
– Nie ruszaj się, jesteś aresztowany.
– Mam priorytet ewakuacji. – Powiedział Giebeha wysuwając powoli rękę do przodu.
– Priorytet potwierdzony. Proszę czekać na transport. – usłyszał głos bota. Tym razem miał zamiar poczekać.
Po kilkunastu minutach Giebeha był już na komisariacie i zdawał relację gdzie postawił się w roli przypadkowej ofiary i zakładnika. Oczywiście kilka rzeczy pominął jak znajomość z Wyrwijłbem ale też nikt o to go nie pytał. Gdy skończył przedstawiać przebieg wydarzeń funkcjonariusz zaproponował mu eskortę do sztabu, z której Giebeha skorzystał. W sztabie, po wytłumaczeniu przełożonemu powodu swojego spóźnienia, zajął się swoimi zadaniami, starając się w międzyczasie przeanalizować swoją sytuację i możliwe scenariusze. Wiedział, że to nie koniec incydentu z rebeliantami, i że przez tę głupią przygodę, musi odłożyć plany własnego dochodzenia na pewien czas. Najlepiej do zakończenia nadchodzącej kampanii militarnej. Nadszedł czas opowiedzenia się za stroną i wybrał już jakie stanowisko zajmie. Należało się skupić na projektach Urkinsa.
Autor: Argendor