Jak co rano szedł schodami wyściełanymi czerwonym suknem do Skarbca Olimpijskiego, największej instytucji finansowej Brisgardu. Obsługiwał on zarówno zwykłych mieszkańców, ale finansował też wielkie inwestycje, jakimi było stawianie kolejnych pereł architektury. DJLodz szefował Skarbcem od wielu lat, dzięki czemu stał się jednym z najbardziej szanowanych obywateli. Jak co dzień zasiadł w swym wygodnym fotelu przy biurku, na którym asystentka przygotowała do zaopiniowania wnioski mieszkańców.
– Panie Kierowniku, kolejne wnioski mieszkańców na finansowanie pereł architektury. Sporo ostatnio ich do nas składają.
– Społeczeństwo mamy coraz zamożniejsze, to i więcej pereł się ostatnio buduje – stwierdził z uśmiechem DJLodz – proszę położyć na biurku.
W pewnym momencie z nawału pracy kierownika wyrwało pukanie do drzwi gabinetu. Spojrzała na zegar, który wskazywał punktualnie południe. Tak, to z pewnością on, najlepszy klient banku. On nigdy się nie spóźniał.
– Proszę! – zawołał.
Do gabinetu wszedł wysoki mężczyzna w błękitnym garniturze i ze słuchawkami na uszach.
– Witaj Dareksu – powiedział DJLodz – cóż cię do nas sprowadza?
– Witam Pana Kierownika – obaj uścisnęli swoje dłonie – przychodzę jak zwykle spaczkować trochę peerków.
– Wiesz, że zawsze z przyjemnością przyjmiemy każdą ich ilość, zgromadziłeś już u mas spory kapitał. Zastanawiam się tylko dlaczego jak wszyscy nie inwestujesz jak inni mieszkańcy w rozwój pereł architektury?
– Panie Kierowniku, wie Pan, inflacja szaleje, koszty materiałów rosną, wynagrodzenie dla budowniczych wystrzeliło w kosmos. Wolę przeczekać ten okres i inwestować w spokojniejszych czasach. Poza tym stopy procentowe są po mojej stronie.
– Ha, ha, ha, ha!!! – zaśmiał się DJLodz – mądrze prawisz. Kto wie, może kiedyś mnie zastąpisz na moim stanowisku?
– Kto wie, kto wie? – odpowiedział Dareksu – A tymczasem przejdźmy do interesów. Pospieszmy dokumenty, pr zostawiłem do przeliczenia Pana asystentce.
Gdy Dareksu miał już opuścić gabinet drzwi energicznie otworzyła asystentka w kartką papieru w dłoni, którą równie energicznym ruchem położyła na biurku.
– Panie Kierowniku – zaczęła – jedna z klientek nie zgadza się z odrzuceniem decyzji kredytowej.
DJLodz wziął kartkę i w milczeniu zapoznał się z jej treścią.
– Proszę zaprosić Panią.
Po chwili do gabinetu weszła tajemnicza kobieta z maską zakrywającą niemal całą twarz. Usiadła na fotelu dla klientów, opuściła lekko głowę, po czym zaczęła mówić lekko przygaszonym głosem.
– Panie Kierowniku… Nie możecie mi odmówić finansowania… ja… muszę zakończyć budowę… tyle już zainwestowałam w ten poziom… nie może Pan…
DJLodz podniósł wzrok znad tekstu, odłożył kartkę, po czym położył łokcie na blacie biurka i schował twarz w dłoniach.
– Niestety. Nie możemy udzielić takiej pożyczki, nie ma Pani zdolności kredytowej. Co prawda bardzo łagodnie traktujemy naszych klientów, ale nie jesteśmy instytucją charytatywną. Nie ma Pani w naszej bazie danych żadnej historii kredytowej, nie mamy też żadnych informacji o dochodach. 30.000 PR to bardzo duża kwota.
DJLodz kontynuował swoje wyjaśnienia, lecz kobieta nie słuchała już go, swój wzrok skierowała na asystentkę, która weszła do gabinetu pchając wózek wypełniony PR-ami, które zostawił do spaczkowania Dareksu. Podjechała do kraty z grubych stalowych prętów za plecami Kierownika, po czym szybkimi ruchami wstukała na klawiaturze kod, który zwolnił blokadę zamka. Otwarła kratę, po czym zwróciła się do DJLodz-a:
– Panie Kierowniku, poproszę klucz do sejfu.
DJLodz wyjął z szuflady klucz na dużym stalowym kółku i otworzył ciężkie drzwi. Gdy tylko asystentka zniknęła za nimi kobieta podeszła do okna i spoglądając przez nie dyskretnie odsunęła skobelek blokujący je przed otwarciem, po czym odwróciła się i powiedziała:
– No cóż… Będę zatem musiała zacisnąć pasa i może jakoś się uda dokończyć budowę. Dziękuję za poświęcony czas.
Skinęła delikatnie głową, po czym opuściła gabinet.
Gdy nadeszła noc, kobieta pojawiła się ponownie pod Skarbcem Olimpijskim. Obeszła go kilkukrotnie, aby sprawdzić, czy w pobliżu nie ma nikogo. Następnie podeszła pod okno gabinetu kierownika. Zwinnymi, kocimi ruchami wspięła się na parapet, po czym delikatnie pchnęła okno.
– Otwarte. Czyli nikt nie zauważył – pomyślała. Podeszła do czytnika przy wejściu do sejfu, po czym starała się odtworzyć ruch ręką asystentki. Za czwartym razem udało się i usłyszała dźwięk odblokowanego zamka.
– Udało się. Teraz tylko klucz. Powinien być zdaje się tutaj…
Kobieta podeszła do biurka i otworzyła szufladę. Ku jej zdziwieniu szuflada była pusta.
– Czyżbym się pomyliła? Nieważne sprawdzę pozostałe.
– Tego szukasz? – usłyszała nagle głos w rogu pokoju. W tym samym momencie rozbłysło światło. W pokoju stał DJLodz kręcąc kluczem wokół palca.
– Nareszcie wpadłaś Ptaszyno. Długo byłaś nieuchwytna, ale ja byłem sprytniejszy. – powiedział detektyw w taki sam sposób kręcąc wokół palca kajdankami, a w drugiej ręce trzymając swoją nieodłączną fajkę – teraz dłuuugi czas spędzisz w… klatce.
Ptaszyna w jednym momencie przeskoczyła biurko i znalazła się przy oknie, lecz w tym momencie znieruchomiała.
– Budynek jest otoczony, nie masz, jak uciec.
– Ale… Ale jak… Skąd wiedzieliście…? – spytała.
– Straciłaś czujność Ptaszynko, nie poczułaś nawet dymu z mojej fajki wślizgując się do gabinetu.
Ptaszyna westchnęła głęboko, spuściła głowę, po czym obróciła się w stronę stróża prawa i wyciągnęła przed siebie ręce. Miał rację. W końcu sprawiedliwość i ją dopadła.
Od autora: Tekst ten jest jedynie wytworem mojej wyobraźni i nie ma w żaden sposób sugerować łamania prawa przez Ptaszynę 😉
Autor: Thomasinho