Część 2
Dziesięć minut przed wydarzeniami które zakończyły poprzednią część
Domin pogrążony w myślach szedł pewnym krokiem przez plac rybaczówki, zmierzając w kierunku szefowej – Marii Wielkiej.
– Kurde, może uda mi się wysępić chociaż sto złotych za każdy numer bloga. Hmm wiadomo, że te wypociny Pablopa nie są warte wygazowanego piwa które kilka godzin stało na upale, ale kto wie. Kto nie próbuje nie pije szampana – myślał intensywnie.
W końcu zbliżył się do Marii
– No cześć szefowo!
– Cześć Dominik, chcesz się napić wódki?
Łatwo nie będzie – pomyślał Dominik.
– Yyy nie, może później… Słuchaj Maria, jakby to powiedzieć… Nasza dzielna redakcja która dzięki moim nadzwyczajnym staraniom daje radość i uśmiech naszym gildianom potrzebuje stałego finansowego wsparcia. Cóż, może moglibyśmy porozmawiać o jakiejś stałej dotacji, powiedzmy raz na dwa tygodnie. Hmm no nie wiem, dw…
– Dwa tysiące?? To stanowczo za dużo. Wybacz Domin, ale toczę teraz wojnę z Odnową i jej trzydziestoma siedmioma satelitarnymi gildiami, a jeszcze te Przystanki… No nie nie, dwa tysiące zdecydowanie nie da rady. Co powiesz na pięćset raz na dwa tygodnie?
Dominik lekko się zachwiał, wyraźnie zamroczony, ale już po chwili doszedł do siebie i zaczął marudzić w swoim stylu.
– Kurde, pięćset to ledwie na podstawowe wydatki wystarczy, a gdzie rozbudowa, rozwój ech.. Marzyło mi się wysłać Pablopa na szkolenie z gramatyki i ortografii, a to wszystko kosztuje. Cóż, wiem, że w gildii się nie przelewa, więc wielkie dzięki chociaż i za te skromniutkie pięćset.
– Nie ma sprawy, a teraz bardzo cię przepraszam, ale muszę już lecieć. Muszę rozdawać gildianom kiełbaski, bo już dochodzą, a widzę tworzy się coraz większa kolejka.
– Jasne Maria, powodzenia.
Dominik z ledwie skrywaną radością wracał przez plac, gdy wtem podbiegł do niego Pablop.
– No i co, gadałeś z nią? Udało się? Będzie nam coś płacić za bloga?
– Ehh stary, szkoda gadać. Zaproponowała nam pięćdziesiąt co dwa tygodnie! Czaisz to?! Za naszą ciężką pracę takie gorsze!
– Co?! To jakaś kpina!
– No dokładnie! Ale Pablop, słuchaj, dam ci trzydzieści pięć z tych pięćdziesięciu, a sam wezmę tylko piętnaście. Widzę jak ciężko pracujesz pisząc te artykuły i sumienia bym nie miał, żeby cię nie docenić…
– Nie no co ty, daj spokój. Ty jednak to wszystko redagujesz i robisz te czary mary, żeby to było na stronie. Czasem choć, nie za często, też coś napiszesz. Musi być sprawiedliwość, dzielimy się na pół!
– W porządku, niech ci będzie. Wiedziałem, że jesteś porządny człowiek.
– Ale ja to sobie pójdę pogadać z Marią!! Już ja jej wygarnę! Pięćdziesiąt złotych to kpina!
– Yyyyyy nie Pablop, daj spokój, nie idź. Skoro ja nic nie wskórałem, to po co masz ty się jeszcze denerwować – powiedział zaniepokojony Dominik.
– Nooo w sumie masz rację, olać to. Sknera i tyle!
– Dokładnie, słuchaj Pablop, mam coś jeszcze do załatwienia. Muszę lecieć.
Po czym odszedł szybkim krokiem mamrocząc pod nosem:
– Jak ja uwielbiam tego Pablopa.
Tymczasem Pablop odszedł parę kroków i zdenerwowany kopnął stojąca na ziemi pełną do połowy puszkę piwa, która zatoczyła piękny łuk, aż trafiła w podnoszącego właśnie kufel do ust Matiego. Zdezorientowany Mati wypuścił kufel który rozbił się wraz z zawartością o betonowe podłoże.
– O szlag, przepraszam Mati, nic ci nie jest? – przybiegł zawstydzony swoim czynem Pablop.
– Nie, wszystko jest ok, tylko szkoda piwa. Zini mi je właśnie przyniosła, zimniutkie. Zini, nie chce ci się skoczyć po jeszcze jedno?
– Waaaalcie się!! – wrzasnęła wkurzona Zinajda – Nie mam więcej listków do cholery!!
– Jakich listków? – zapytał Mati
– Srakich!! Faceci są beznadziejni!! Nic nie kumają!! -wrzasnęła, po czym odeszła wyraźnie zdenerwowana.
Mati popatrzył na Pablopa, wzruszył ramionami, po czym rzekł.
– Popatrz stary, co ta abstynencja robi z człowiekiem.
– Co to jest abstynencja? – zapytał Pablop, po czym oboje wybuchnęli głośnym śmiechem.
Tymczasem kawałek dalej, do siedzącego przy stole Długiego zbliżyła się Eufemia, trzymając w dłoni dwa kieliszki.
– Co Długi, napijemy się za wspólne lata gry? – zapytała.
– Jasna sprawa! – odrzekł Długi po czym wziął od Eufemii kieliszek i już kierował go do ust, kiedy zadzwonił mu telefon.
– O siema! Jasne, 35000 postępu po 8 za 100? I 20 000 przemysłu w tej samej cenie? Mam od ręki. No to dogadane!0! – po czym się rozłączył – Wybacz Eufemia, interesy. No to co zdrówko!
Ponownie kieliszek już zbliżał się do ust, gdy znowu zadzwonił telefon.
– Współczesność? To będzie po 10 za 100, ale jak dla ciebie to promoc…
Zdegustowała Eufemia wyrwała mu kieliszek z ręki, po czym szybkim ruchem skierowała go do ust. Następnie to samo uczyniła ze swoim kieliszkiem, by po chwili odejść kawałek dalej wyraźne wkurzona. Usiadła przy wolnej ławce, markotnie bawiąc się pustką szklanką.
Nie minęły dwie minuty, a podszedł do niej Garbaty.
– Cześć Eufemia, słuchaj, mam sprawę. Jak widzisz bardzo się staram na GPC. Często ogarniam wymianki, i tak sobie pomyślałem, że może jako szefowa dałabyś mi gwiazdkę lidera?
Eufemia obejrzała Garbatego od stóp do głowy i pewnym głosem stwierdziła:
– Przykro mi, nie nadajesz się.
– Ale jak to? Czemu? Bardzo się staram przecież.
– Stoisz nade mną już od minuty a ja nadal mam pustką szklankę, żadnego drinka!
– Bo jesteś szefową, drinki są dla zwykłych gildian… Chyba nie sądzisz, że się do tej rozmowy nie przygotowałem?
Po czym wyjął za paska butelkę z bordowym płynem.
– Bimberek ala Garbaty, siedemdziesiąt koni. Pyszna śliwowica własnej roboty. To jak będzie?
– No cóż… siadaj. Na razie powiem tylko tyle, że masz ogromny potencjał…
Autor: Pablop