Home / Opowiadania / Pablop / Genialny pomysł

Genialny pomysł

W przestronnym gabinecie, w którym odbywały się zazwyczaj zebrania zarządu gildii Rewolucja, przy długim drewnianym stole, siedziała w skórzanym fotelu kobieta o krwisto czerwonych włosach i jeszcze bardziej zajebiaszczo krwistym kapeluszu. Kobieta siedziała mocno odchylona na fotelu ze stopami odzianymi w białe sportowe trampki, które nonszalancko trzymała na stole. Tuż obok, na blacie stołu znajdował się duży, stacjonarny telefon przy którym stała elegancka szklanka z niewielką ilością bursztynowego płynu mocy. Eufemia wprawnym ruchem sięgnęła po szklankę, po czym jednym haustem dokonała jej natychmiastowego opróżnienia. Po błogiej chwili rozkoszy westchnęła głośno:
– Ehh dobra, ale to już ostatni! Przysięgam!
Skończywszy wypowiadać to wierutne kłamstwo, sięgnęła pod stół, gdzie znajdowała się pełna 71,6% butelka whisky marki Jack Daniels. Eufemia, patrząc leniwie jak bursztynowa ciecz przelewa się spokojnie z butelki do szklanki, usłyszała nagle stukot obcasów, który jasno wskazywał, że ktoś zbliża się do pomieszczenia rady. W panicznym geście podjęła próbę schowania szklanki oraz butelki głębiej pod stół, jednak gdy wydawało się, że ta sztuka jej się uda, drzwi otwarły się i do pomieszczenia wpadła kobieta z kruczoczarnymi włosami, której cera wyraźnie mówiła co sądzi o leżeniu na słońcu. Kobieta widząc rozpaczliwe czynności wykonywane przez Eufemię rzekła spokojnie:
– Daj spokój! Nalej mi też proszę
– Naturalnie Maria! No gdzie moje maniery…
Po chwili obie panie siedziały już przy stole z nogami na blacie, popijając leniwie bursztynowy napój i rozmawiając swobodnie.
– Eufemia, co ty tu właściwie robisz w gabinecie? – rzekła Maria
– Siedzę przy telefonie, Pablop wpadł niedawno i oznajmił mi, że zostałam mianowana szefową do spraw procesu rekrutacyjnego gildii, czy jakoś tak… – odpowiedziała Eufemia
– No ale jak szefową rekrutacji, jak nas już jest praktycznie osiemdziesięciu w gildii?
– No też się zdziwiłam i nawet go o to zapytałam, ale odpowiedział tylko, że nie szkodzi, i że mam być w ciągłej gotowości.
– Czyli co?
– Sama nie wiem co, ale jak Pablop mówi coś podobnego to zawsze strategicznie kupuje dwie butelki whisky… Tak dla pewności, bo nie wiadomo co się może wydarzyć.
– I co, działa taka strategia?
– No cóż, chyba tak, w końcu jakby nie było – mam koronę.
Maria zachichotała serdecznie, po czym spojrzała na zegarek
– No, za dwadzieścia minut wszyscy się zejdą. Zwołałam zebranie zarządu, chcę omówić jeden temat, dość zresztą istotny z punktu widz…..
W tym momencie znajdujący się na stole telefon stacjonarny rozbrzęczał się radośnie. Siedząca obok Eufemia aż podskoczyła i po chwili już uspokoiwszy się nieco podniosła słuchawkę, oznajmiając profesjonalnym, ale również niezwykle ciepłym głosem:
– Siedziba główna Jam…fuck! Znaczy Rewolucji. Czego?! – po czym wysłuchawszy głosu w słuchawce zakryła ją ręką i zwróciła się do Marii.
– Jakiś gość dzwoni, chce rozmawiać z Moniką Wielką? Myślisz, że chodzi mu o ciebie?
– A przedstawił się?
– No tak, Honor czy Hunter, jakoś tak…
– To do mnie! Daj szybko!
Złapała rzuconą przez Eufemię słuchawkę, przyłożyła do ucha i krzyknęła wesoło.
– No cześć Hunter! Dojeżdżasz już? Jak to zabłądziłeś?! Przecież wyraźnie ci tłumaczyłam drogę – za Koziegłowkami w lewo, potem do ronda, na rondzie szósty zjazd, mijasz Brzózki Stare i już praktycznie jesteś! No to dawaj, dawaj bo ja tu czekam na ciebie!
Odłożywszy słuchawkę, zerknęła na zegarek i w tym momencie rozszerzyła oczy z przerażenia:
– Eufemia szybko! Za minutę zebranie. Chowamy te szklanki i butelki! Szybko!
Dosłownie 15 sekund po tym jak sytuacja została opanowana, do gabinetu weszli gaworząc wesoło Mazi, Pablop, Finca i Wodzu Wielka Pała. Gdy już każdy się z każdym przywitał, czy to zbiciem piątki czy też subtelnym całusem w policzek, wszyscy zasiedli przy stole obrad wpatrując się z wyczekiwaniem w Marię.
Ta powstała, uśmiechnęła się urzekająco po czym zaczęła mówić:
– Dziękuje kochani za przybycie. A gdzie Mati?
– No cóż, mówiąc pół żartem, pół serio, ostatnio jego życie jest lekko… Przesrane – odrzekła Mazi.
– No tak, każdego szkoda, haha. Ja na szczęście mam już to za sobą. Trudno, zaczniemy bez niego, może dołączy później. Zatem chciałam Wam powiedzieć, że fuzja naszych gildii przebiegła znakomicie, w czym niepodważalna zasługa naszej szefowej wydziału do spraw robienia atmosfery, czyli Mazi. Ludzie są dla siebie mili, nikt się z nikim nie kłóci, ale bardzo zależałoby mi na tym, żeby ich jeszcze bardziej jakoś zintegrować, stworzyć grupę która skoczy za sobą w ogień! Macie jakieś pomysły?
Po przeciągającej się chwili ciszy pierwsza głos zabrała Mazi:
– Może stworzymy wątek o nazwie „Who are you?”, gdzie każdy będzie mógł napisać kilka słów o sobie itp., itd.
– A może w ramach integracji ogłosimy wspólne nocne bicie na GPC, no takie przy blasku świec czy coś? – wtrącił się z kolei Finca.
– Eee… z mojego doświadczenia wynika, że ludzi bardziej łączy wspólne wrzucanie towarów do skarbca! – rzekł Wodzu.
– A ja mam z kolei taką propozycję, żeby w ramach integracji pograć sobie w kalambury online, no na przykład na kurniku – oświadczyła Eufemia.
W tym momencie do gabinetu wpadł zdyszany Mati:
– Przepraszam najmocniej za spóźnienie! Siła wyższa, że tak powiem. O czym ta narada?
– Rozmawiamy właśnie nad sposobem integracji społeczności gildyjnej. – stwierdziła Maria – Padły już różne propozycje, ale według mnie, póki co same dziwaczne. Eufemia nawet chciała zabijać jakieś kury w kurniku czy coś… Nie zrozumiałam do końca. Co myślisz Mati? Tyś jest chłop dość życiowy! Doradź coś!
– No cóż, ja uderzyłbym w klasykę!
– Czyli, że co? – zapytał Pablop.
– No akurat tobie mam to tłumaczyć? Serio? Otóż, kupmy pięćdziesiąt litrów wódki, sto kilogramów kiełbasy, dwadzieścia bochenków chleba, dziesięć ketchupów oraz dziesięć musztard.
– I?
– I narąbmy się jak dzikie orangutany!
Po chwili kłopotliwej ciszy, dokładnie w tej samej milisekundzie z ust słuchającej w skupieniu szóstki wyrwał się wyrażający zachwyt jeden jedyny wyraz:
– Geniusz!!!

Co działo się na rzeczonej mocno zakrapianej imprezie… to już temat na inny (kolejny) artykuł 😉

Autor: Pablop

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *