W godzinach porannych, kiedy nasi redaktorzy jeszcze spali doszło do pewnego incydentu, który miał zmienić wszystko, a zwłaszcza życie jednego z naszych dziennikarzy.
Dolinę jeszcze pogrążoną we śnie przeszył dźwięk jadących na sygnale pojazdów bezpieczeństwa publicznego, które pobudziły naszych redaktorów, poza jednym. Alex jak co dzień o tej porze już był na nogach szukając natchnienia do kolejnego artykułu, bez skutecznie. Bezsilnie wędrował po pokoju czytając wydanie konkurencji, gdy nagle usłyszał dzwonek telefonu, zastanawiając się kto może dzwonić o tak wczesnej porze, bez patrzenia na ekran odebrał:
– Halo
– Słyszałeś co się stało? – usłyszał zaniepokojony głos Domina – Nie wiesz kto może za tym stać? Pewnie konkurencja cały czas stara się nas pozbyć.
– A o czym ty konkretnie mówisz? – z zaciekawieniem w głosie drapiąc się po głowie spytał Alex.
– Ty nie masz telewizji czy coś? Wysadzili redakcję, to jest głośna i śmierdząca sprawa.
– Wysadzili biuro? To pewnie się cieszysz nie musisz już wymieniać krzesła na nowe.
– Czy ty zawsze musisz sobie żartować?!
– Tak, masz jakieś podejrzenia, byłeś już na miejscu?
– Nie, ale już jestem w drodze.
– To ja też już lecę.
Alex rozłączył się, chwycił kurtkę wiszącą na krześle i wybiegł z mieszkania. Droga do redakcji była dość daleka, dystrykt mieszkalny był daleko od centrum, dlatego nikt nie słyszał tu tego co się tam wydarzyło. Złapał pierwsze taksówkę, która podjechała i trzydzieści minut później był już pod ratuszem. Cały był już otoczony kordonem policji, na miejscu byli już Pablop i Genzo, po naczelnym nie było śladu. Alex podszedł do nich i bez zbędnych formalności powiedział:
– Dlaczego nikt mi nie powiedział, że będą fajerwerki. Byłbym tu był wcześniej.
– Co? – zapytał z niedowierzaniem Pablop, wyraźniej rozbudzony, co do niego nie podobne o tej porze. – Jakie fajerwerki? Czy ty jesteś normalny?
– Ty się na serio pytasz? – Genzo spojrzał na niego z wyraźnym zaskoczeniem.
– W sumie racja, ale redakcja w zgliszczach a ty takie żarty sobie robisz?
– A co mam płakać jak Domin? – Alex wskazał palcem za plecy zgromadzonych.
Parę kroków od nich na ziemi z twarzą w dłoniach siedział naczelny, z szybkich i drżących ruchów, dało się odczytać, że płacze, wyraźnie zrozpaczony tą całą sytuacją. Alex podszedł do niego i położył mu dłoń na plecach i powiedział:
– Nie płacz, jakoś się odzyska stracone materiały i na nowo wybuduje wydawnictwo.
– Moje pieniądze, moje kochane PRy – powiedział przez łzy.
– Jakie PRy? – zapytał Pablop.
– Moje PR – zerwał się ze równe nogi i chwycił go za ramiona. – Wszystko co dostałem za prowadzenie redakcji, mój interes, moja sprzedaż, wszystko było w tym biurze, ukryte, prawie pięć milionów, a teraz ich nie ma.
– Oszalał – Pablop odepchnął naczelnego i zwrócił się do reszty redaktorów. – To co teraz robimy? Zostaliśmy pozbawieni roboty.
– Trzeba to zbadać coś mi tu śmierdzi, ja nocą idę na miejsce eksplozji zobaczyć kto może za tym stać, kto jest ze mną?
– Ty się lecz – powiedział Genzo i poszedł. – Ja spadam stąd. Nara.
– Ja pass, mam robotę – rzekł Pablop i udał się w stronę dystryktu mieszkalnego.
– Domin? – zapytał Alex patrząc błagalnym wzrokiem.
– Moje… pieniądze… moje kochane… PRki.
– Ty już chyba na nic mi się przydasz.
Poszedł do pobliskiej kawiarni, gdzie spędził resztę dnia, czekając na rozejście się służb, aby przepadać miejsce eksplozji. Pod osłoną nocy zakradł się do miejsca, gdzie jeszcze do niedawna znajdowała się redakcja. Zastały go tam zaledwie zgliszcza i wielka dziura w podłodze, w której coś pobłyskiwało. Alex podszedł ostrożnie przyglądając się temu co zastał, wszystko zwęglone i osmolone, spalone dokumenty, zniszczone meble, jedyne co pozostało w miarę nietknięte to krzesło Domina. Uśmiechnął się pod nosem i szepnął:
– Dobra konserwacja czyni cuda, muszę to zapamiętać.
Podszedł do wyrwy w podłodze i podniósł nadtopioną złotą monetę, obrócił ją w dłoni, to był jeden z PRów o których mówił naczelny, lekko zaskoczony rzekł do siebie:
– A jednak mówił prawdę, miał mały skarb tu schowany.
Obszedł dokładnie całe biuro, źródło było pod stołem, z którego nie zostało nawet drzazgi, w samym centrum pomieszczenia. Ładunek nie był zbyt duży, nie naruszył ścian, tylko zniszczył wszystko co było w środku. Po dokładnych oględzinach okazało się, że w jedną ze ścian była wbita metalowa kasetka. Z trudem wyrwał ją z muru, zamkniętą na klucz, nie dało się jej otworzyć na miejscu. Spakował ją do torby i wyszedł pilnując, żeby nikt go nie zauważył.
Następnego dnia udał się do ślusarza, żeby otworzyć zamek — nie był to trudne. W środku znajdował się manifest, o niezadowoleniu ze zmian jakie ogarnęły naszą niegdyś przyjemną i spokojną dolinę, gdzie miało być dla zabawy, a zaczęły być wprowadzane limity. Manifest, który był publikowany w naszym małym wydawnictwie, kiedy ono jeszcze istniało, jednak armie wroga wkroczyły do naszej spokojnej dolinki. W środku był jeszcze dziwnie wyglądający zegarek, który Alex postanowił założyć. Gdy tylko zapiął klamrę, ten zaczął odliczać w dół od dziesięciu. Gdy dotarł do zera, pojawił się na niebie portal, który wciągnął naszego bohatera.
Wylądował w dokładnie tym samym miejscu, lekko zdezorientowany zaczął się rozglądać Wszystko niby wyglądało tak samo, poza jednym drobnym szczegółem — niegdyś puste ściany obok wejścia do ratusza teraz spowite były wielkimi banerami z podobizną Wodzunia, a pomiędzy nimi umieszczony napis “Ku chwale rewolucji”. Alexowi opadła szczęka i jedyne co mógł powiedzieć:
– To już chyba nie jest Kansas.
Autor: Alexander989