część 2
Tereny zielone za budynkiem gildyjnego ratusza powoli ogarniał półmrok. Gildianie bawili się w najlepsze – co chwile słychać było okrzyki, toasty a w powietrzu roznosił się cudowny zapach pieczonych kiełbasek.
Do stojącego lekko z boku redaktora naczelnego Dominika podchodzi z drinkiem w dłoni szef gildii Paool
– Witaj Domino.
– No cześć – co tam?
– Słuchaj… Mam do ciebie mały interes…
– Co będę z tego miał?
– No nic – chodzi o dobro gildii…
– To nie jestem zainteresowany
– No czekaj… posłuchaj…
– Paool czy tobie się wydaje że redakcja nie ma żadnych kosztów?
– No wiem, wiem że ma – przecież coś Ci tam pod stołem daje co tydzień…
– Zlituj się chłopie… To ledwo starczy na opłaty… A co gorsza – te dwa beztalencia które dla mnie piszą coraz odważniej przebąkują o jakiejś wypłacie. To są dopiero jaja – jak ja zaczynałem to 10 lat na praktyce byłem. Bezpłatnej! Ech, to były czasy… Byłem wtedy w Arktycznej Przyszłości… No nieważne… Co to za prośba?
– Właśnie tak sobie myślałem, że może napisałbyś jakiś artykuł który ukazałby naszą gildię w lepszym świetle. Wiesz chodzi o to żeby inne gildie bardziej nas lubiły.
– Jakim cudem inne gildie mają nas polubić, skoro my sami siebie nie lubimy?
– Co też mówisz… Rozejrzyj się jak się wszyscy się doskonale bawią, rozmawiają przyjaźnie.
– Przyjaźnie rozmawiają bo dopiero co pić zaczęli… Jestem w stanie założyć się o tysiąc PR że przed północą ktoś komuś strzeli w pysk.
– Stoi! – odrzekł Paool po czym odszedł szybkim krokiem.
Do Dominika podszedł z kolei przysłuchujący się tej rozmowie Genzo.
– Ech Dominik nie wstyd Ci tak zarabiać na szefie? Przecież wiadomo, że wygrasz ten zakład…
– Słuchaj Genzo, zapamiętaj sobie to co teraz powiem na całe życie – „Owce są po to żeby je strzyc..”
Po czym oboje wybuchnęli śmiechem.
Zamyślony Paool podszedł z kolei do Pablopa który machał na Niego ręką energicznie.
– Paool mamy problem.
– Co jest?
– Zobacz na stanowisko z watą cukrową!
– O w mordę jeża! Co to ma być?!
W odległości około dwudziestu metrów rozochocona grupa gildian podrzucała do góry jakąś starszą, wyraźnie protestująca kobietę. Dobiegały przy tym pijackie okrzyki.
„Pani Jadzia też przyjacielem gildii jest!”
Po którymś podrzuceniu nagle nikt nie złapał Pani Jadzi i z łoskotem spadła na trawę, głośno przy tym jęcząc. Grupa śmieszków wybuchnęła śmiechem i rozeszła się na różne strony – jeden z nich zmierzał akurat w kierunku Paoola i Pablopa.
– Bineq co tam do cholery zrobiliście z Panią Jadzią?
– O Paooooool szefunciu złociutki jakby ci to powiedzieć żebyś zrozumiał – Pani Jadzia trafiła na 8 antygrawitów buahaha!
Po czym oddalił się szukać kolejnego drinka.
Tak kończy się druga część imprezy integracyjnej… a w trzeciej – ostatniej dowiecie się jak to się stało że Paool przegrał zakład o tysiąc PR…
Autor: Pablop