Home / FoE / Wywiady / Paool

Paool

Jak zostałem Nieznanym Sprawcą – droga do piekła

Wraz z dzisiejszym numerem rozpoczynamy nową serię pod nazwą – “Jak zostałem Nieznanym Sprawcą” – jako pierwszy historię swojej żmudnej drogi opowie nie kto inny jak sam szefo – czyli Paool.

“Jak FoE niszczy życia i depcze sumienia – historia prawdziwa”

Na początku był… Cirgard. Swoją przygodę z FoE zaczynałem będąc miastem-dawcą punktów rozwoju dla kolegi z byłej pracy. Z czasem sam się wciągnąłem i założyłem swoje miasto na świecie B, gdzie on z kolei podrzucał mi swoje pe-erki. Były to ilości z punktu widzenia dzisiejszych realiów FoE wręcz śmieszne, ale pamiętajmy, że wtedy świątynia wiedzy to był absolutny must-have a ówczesny topowy budynek eventowy w rozmiarze 4×5 dawał 3PR a do tego odejmował zadowolenia (Czarna wieża). Przy okazji wtedy też mniej więcej zaczynałem grać, Halloween 2017 to był mój pierwszy event w tej grze. Raaany, gdzie ten czas zleciał!

Jakoś zaraz na początku gry na świecie B wyłapała mnie Paullaa, zaprosiła do ALEXANDRII i większą część gry spędziłem spokojnie grzejąc tam miejsce – na początku jako totalny farmer. Wyprawy łatwiej i szybciej robiło mi się negocjacjami, opcji auto-walki ani sensu podnoszenia ataku do kosmicznych wartości wtedy nie było, a przynajmniej ja go nie widziałem. Nie minęło wiele czasu zanim rozgryzłem co to to magiczne 1.9, kupiłem towar na arkę za astronomiczną wtedy dla mnie kwotę 470 pr (ciułałem chyba ze 2 tygodnie) i na kilka dobrych miesięcy jeśli nie blisko roku siedziałem w rozkwicie średniowiecza budując arkę i inne perły, głównie te PR-owe. Nie obeszło się bez błędów nowicjusza takich jak skasowanie Hagii bo za duża, albo zbudowanie Cerkwii bo… nie wiem właściwie dlaczego.

Poza krótkim epizodem w OZ gdzie wpadłem nazbierać plany do ChF moje farmerskie alexandryjskie życie przebiegało raczej spokojnie, dopóki w w szeregach gildii nie pojawił się Victorem i zaczął nas zarażać toksyczną miłością do GvG. Część osób złapała bakcyla, sporo z nich nadal jest z nami albo było do niedawna. To był chyba mój punkt przełomowy, bo nagle okazało się że te jednostki jednak do czegoś się przydają, że łotry to fantastyczna rzecz i nawet wyprawy zacząłem próbować robić walką (okolice epok postępowej i PM, w modernizmie byłem tydzień bo chciałem walczyć w PM). Jeśli ktoś nas dzisiaj przeklina za nasze wyczyny na GvG to podziękowania można przesyłać na adres V 😁 Później siedziałem jeszcze sporo we współczesności. W epoce przyszłości niestety nie tak długo jakbym chciał, gdyż Pola Chwały pojawiły się w grze kiedy ja pływałem już po arktyce. Walki w arktyce i oceanicznej jakie są każdy wie (albo się dowie), ale mnie kombinowanie sprawiało więcej frajdy niż to co teraz czyli klikanie jak najszybciej auto-walki i podmiana tych samych jednostek.

Poza krótkim epizodem w OZ gdzie wpadłem nazbierać plany do ChF moje farmerskie alexandryjskie życie przebiegało raczej spokojnie, dopóki w w szeregach gildii nie pojawił się Victorem i zaczął nas zarażać toksyczną miłością do GvG. Część osób złapała bakcyla, sporo z nich nadal jest z nami albo było do niedawna. To był chyba mój punkt przełomowy, bo nagle okazało się że te jednostki jednak do czegoś się przydają, że łotry to fantastyczna rzecz i nawet wyprawy zacząłem próbować robić walką (okolice epok postępowej i PM, w modernizmie byłem tydzień bo chciałem walczyć w PM). Jeśli ktoś nas dzisiaj przeklina za nasze wyczyny na GvG to podziękowania można przesyłać na adres V 😁 Później siedziałem jeszcze sporo we współczesności. W epoce przyszłości niestety nie tak długo jakbym chciał, gdyż Pola Chwały pojawiły się w grze kiedy ja pływałem już po arktyce. Walki w arktyce i oceanicznej jakie są każdy wie (albo się dowie), ale mnie kombinowanie sprawiało więcej frajdy niż to co teraz czyli klikanie jak najszybciej auto-walki i podmiana tych samych jednostek.

Kiedy dopływałem do końca epoki oceanicznej trafiliśmy na pola pełne krwi i potu, na których zawiązaliśmy coś na kształt sojuszu z Twierdzą Omeyocan. Dogadywaliśmy się na tyle dobrze, że postanowiłem wybrać się na kolejne wakacje, Jaro namawiał namawiał i namówił – zajrzałem do TO. Dwa tygodnie później bojowa część Alexandrii też zajrzała i na kilka miesięcy zagrzaliśmy miejsca w szeregach tej kooperatywy dwóch (wtedy już w sumie trzech, a dochodziła kolejna) gildii. Czasami było zabawnie, czasami trochę błota latało w prawo i w lewo, ale patrząc obiektywnie to połączona siła ognia na polach przełożyła się na spory zastrzyk PR i szybszy rozwój. Epoka wirtualna i Mars to dla mnie czas spędzony w tej gildii.

Ale co było potem? Potem moi mili, to już historia nowożytna. Demokratyczne wybory nowej nazwy dla gildii zostały okrzyknięte niekonstytucyjnymi, a władza T&O się pod nimi nie podpisała. Nazwą która wygrała głosowanie była – uznana za niepoważną – propozycja pt. “Nieznani Sprawcy”. Idea zakiełkowała w głowach kilku osób na tyle, że postanowiliśmy wcielić ją w życie – najpierw jako gildię od zera. Później, dzięki wyciągnięciu do nas ręki przez nikogo innego jak naszego redaktora naczelnego, na bazie sosu pomidorowego z zasłużonej, ale nieco podupadłej ideowo gildii Wojownicze Pomidory, postawiliśmy nasz nowy fundament, gdzie trwamy po dziś dzień. Chociaż ile ja tu jeszcze wytrzymam jęczenie o socjale, to nie jestem pewien! 😁

THE END

Historia spisana przez Paoola

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *