Home / Opowiadania / argendor / Ad Astra Rozdział 1 – część 2

Ad Astra Rozdział 1 – część 2

Rozdział 1 – część 2

– Czy można przybliżyć obraz? – spytał Giebeha.
– Tak, tak, już. – Noders podszedł do okna, wywołał ruchem ręki panel, nacisnął kilka przycisków.
Obraz płynnie przybliżył się ukazując Feniksa w obręczy jasnej fali uderzeniowej rozchodzącej się z
jego centrum. Widoczne były liczne gejzery szybko zamarzających płynów, gazów i uchodzącej z
rozerwanego poszycia atmosfery. Cień Feniksa wpadł w nieregularną rotację i koziołkując powoli
łamał się w pół wyrzucając przy tym liczne części i elementy. Wszyscy stali osłupieni patrząc na ten
makabryczny spektakl. Ciszę przerwał kapitan.
– Do kurwy nędzy, co tam się stało!? Zostaliśmy zaatakowani? Tutaj? Jaka broń mogłaby wyrządzić
takie szkody ciężkiemu pancernikowi? Przecież wykrylibyśmy wcześniej atak. – jego szczęki zacisnęły
się w gniewie, a oczy zwęziły do szparek. Odwrócił się w stronę Nodersa, i ruszył szybkim krokiem.
Chciał go złapać i przycisnąć do ściany ale ochrona zagrodziła mu drogę.
– Odpowiecie nam za to! –krzyknął jeszcze hamując swoje zapędy.
– Pani Komandor, Panie Kapitanie, Panie Oficerze… – zwrócił się też do najdalej stojącego chorążego.
– To nie my… My nigdy nie… Nie posunęlibyśmy się do tak… Do tego. – dukał Noders zszokowany. –
Przecież mamy sojusz. – dokończył już pewniej.
– Proszę bardziej przybliżyć obraz. – Kiciakamyk zwróciła się do niego zimnym tonem. Po chwili obraz
jeszcze bardziej się przybliżył. Zobaczyli jak od Feniksa odrywają się mniejsze jednostki: myśliwce,
jednostki techniczne i desantowe oraz najmniejsze punkciki, kapsuły ratunkowe. Komandor
wyciągnęła komunikator, wsunęła go do ucha i wysunęła z niego pręcik mikrofonu.

– Tu komandor Kiciakamyk. Majorze DonGenzon, odbiór. – po chwili milczenia powtórzyła próbę
połączenia.
– Tu komandor Kiciakamyk, majorze DonGenzon odbiór! – po parunastu sekundach bez odpowiedzi,
zwróciła się do Giebeha.
– Kapitanie jakie może być opóźnienie sygnału?
– Nieznaczne. – odpowiedział, wyraźnie panując nad atakiem gniewu.
– Macie tu zagłuszacze? – spytała Nodersa który właśnie z kimś rozmawiał przez swój komunikator.
– Tak, ale są nieaktywne, więc nie powinno być problemu z sygnałem. – odpowiedział i widząc że
komandor wraz z kapitanem wrócili do prób nawiązania połączenia z Feniksem, sam wrócił do
rozmowy przez komunikator.
Gdy komandor, kapitan i Noders byli pogrążeni w swoich sprawach, chorąży wraz z towarzyszącymi
członkami ochrony przyglądali się w milczeniu jak do niedawna dumny i potężny okręt zmienia się w
bezużyteczną kupę żelastwa. W kadrze ekranu pojawiły się inne jednostki zmierzające z różnych stron
na pomoc Feniksowi. Były to okręty należące do eskadry. Fregaty, Korwety, ścigacze. Najwyraźniej
było widać niszczyciela. Chociaż był trzecim co do wielkości okrętem, to znajdował się na bardziej
oddalonej pozycji. Do eskadry należały też dwa krążowniki i jeszcze jeden niszczyciel, ale nigdzie nie
mógł ich zlokalizować na ekranie. Noders zakończył rozmowę przez komunikator.
– Pani komandor, panie kapitanie, panie chorąży. – zwrócił na siebie uwagę całej trójki.
– Delegaci pragną się z Państwem natychmiast spotkać. – dokończył. – Kiciakamyk spojrzała na
Giebeha, zaraz potem na chorążego.
– Kapitanie, weź chorążego i spotkajcie się z delegatami, przeproś ich w moim imieniu, ale w
zaistniałej sytuacji nie mogę prowadzić rozmów. Muszę wrócić na Feniksa. Potrzebują mnie. Nie
mogę ich zostawić. – Giebeha tylko kiwnął głową. Nie było innego wyjścia. Sojusz musiał trwać, a
niepokoje i niesnaski muszą zostać zażegnane.
– Panie Noders, proszę mnie odprowadzić do doków. – Noders szybkim gestem ręki wskazał dwóch
ochroniarzy.
– Odprowadzicie Panią Komandor najszybszą drogą do doków. – ochroniarze zasalutowali i gestem
ręki wskazali Kicikamyk wejście do windy usytuowanej w centralnej części tarasu widokowego. –
Zapraszamy Panią Komandor z nami. – powiedział jeden z nich, po czym cała trójka ruszyła szybkim
krokiem.
– Państwa zapraszam ze mną. – zwrócił się Noders do kapitana i chorążego. Po czym stanęli na
ruchomym chodniku prowadzącym wzdłuż tarasu widokowego i ruszyli nim w dalszą drogę.
– Powodzenia. – pomyślała Kiciakamyk patrząc na oddalającego się od niej Giebeha. – Po chwili drzwi
windy rozsunęły się nie wydając żadnego dźwięku, ukazując proste jej wnętrze.

Ciąg dalszy w kolejnym wydaniu

Autor: argendor

Tagi:

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *