– Po co mi ta broń? Przecież mam własną. O co chodzi z tym starym komunikatorem? Po co mam oglądać załadunek? – Zastanawiał się. W pewnym momencie przypomniał sobie odwiedziny ministra Urkinsa w jego biurze. – Co on wtedy powiedział? Czerwony Smok wysłał swoje nowatorskie okręty w układy poza rubieżą. Biały karzeł i badania nad zdegenerowaną materią? A co jeśli i My badamy taką materię? Jeśli była jakaś tajna udana misja w celu pozyskania takiego czynnika? Czy korporacja byłaby w stanie przeprowadzić taką misję? Urkins marudził o fundusze, a korporacja chce nowych wyników. Zakładając że odbyła się udana misja, przelot na standardowym napędzie, budowa instalacji, pobór próbek, powrót… Nie, to niemożliwe. Wliczając do tego czas potrzebny na badania, to wręcz mało prawdopodobne, aby odbyła się taka misja. Ale jeśli udało się pozyskać materiał, przechwycić próbki lub chociaż wyniki, może udałoby się sztucznie wytworzyć taką materię? Jeżeli Smok wysłał tam swoje okręty, musi mieć pewność, że nie lecą na próżno. Musieli już taką misję odbyć. Wykradzenie jakiś elementów, próbek, wyników wtedy byłoby możliwe. Mogły być próby wzbogacenia głowic rakiet o taką materię. Reaktorów, albo chłodziw reaktorów, by zwiększyć wydajność. Reaktory na Feniksie nie były modernizowane, ale robot załadowywał chłodziwa. Jeżeli więc chłodziwa były wzbogacone o nową materię mogły wejść w niepożądaną reakcję z reaktorem. Czemu nie były wcześniej testowane? Czemu nie było nigdzie żadnych oznaczeń nowego rodzaju chłodziwa? A może rzeczywiście był to sabotaż? Jeżeli tak, to jak zostało to przygotowane? Jak udało się komuś podmienić miliony ton chłodziwa? Jest zbyt wiele pytań i żadnych odpowiedzi. Ale mam jakieś poszlaki, punkt zaczepienia. Potrzebuję więcej informacji, więcej danych. I przede wszystkim lepszego źródła bo z tymi rebeliantami to śmierdząca sprawa. Muszę pozyskać zaufanie Urkinsa, zbliżyć się do niego i wiem jak to zrobić. – Schował komunikator z powrotem do pudełka i włożył do szafki z przyborami kąpielowymi. Wyszedł z łazienki, ubrał się, sprawdził na kompadzie harmonogram zadań jakie czekają go w sztabie. Oraz czy przyszły jakieś nowe powiadomienia. Stwierdził, że przed pracą zdąży jeszcze „na jednego” i opuścił kwaterę.
Nie miał żadnego celu, żadnego umówionego spotkania. Ot tak wyszedł, żeby poukładać sobie w głowie pewne rzeczy, a może troszkę odreagować? Sam nie wiedział dokładnie, po prostu musiał wyjść, a w sztabie miał stawić się dopiero za kilka godzin. Siedział więc teraz w znajomej „Samotnej Komecie” i popijał najmocniejszy trunek jaki znalazł w karcie. Wypatrywał co jakiś czas znajomej twarzy Istii, ale niestety się nie pojawiała. Chciał z kimś porozmawiać, ale wiedział że na temat jego „śledztwa” nie powinien z nikim rozmawiać. W szczególności z jego otoczenia. Aby zająć czymś innym głowę, w myślach zaczął układać sobie plan działania. – Przejrzeć projekty Urkinsa. Wypunktować najbardziej intratne możliwości dla każdej frakcji w sztabie. Hmmmm… Może to być trudne zadanie, trzeba będzie pewnie coś zawoalować, zasugerować. Wpłynąć na obie frakcje, aby poparli jak najwięcej projektów. Zbliżyć się do Urkinsa i zdobyć interesujące mnie informacje. Dogadać się z naukowcami, aby puścili też coś pary odnośnie badań. To może być trudniejsze niż balansowanie między zwolennikami i przeciwnikami Urkinsa. A to co to? – Z zamyślenia wyrwał go dźwięk alarmu i nadany komunikat gdzieś na zewnątrz. „Uprasza się aby wszyscy pozostali w budynkach! Sektor zamknięty! Stan alarmowy! Uprasza się, aby wszyscy pozostali w budynkach! Sektor zamknięty! Stan alarmowy!” powtórzyło się kilka razy. W tej chwili zrobiło się małe zamieszanie. Nikt praktycznie nie został na swoich miejscach. Kilka osób się poderwało i wybiegło z lokalu. Kilka osób udało się do pomieszczeń wewnętrznych. Giebeha został na swoim miejscu. Wiedział, że budynek jest teraz „prześwietlany”. Cokolwiek działo się teraz na zewnątrz, zaraz wpadnie tu oddział porządkowy, aby wszystkich poddać kontroli. I nie mylił się. Po chwili w drzwiach pojawił się kilkunastoosobowy oddział policji. Sprawnie rozbili się na parę grup obstawiając wyjście i zaczęli kontrolować gości. Dwie grupy truchtem udały się w głąb budynku przeszukać pokoje. Giebeha spokojnie siedział na miejscu i kończył trunek. Najważniejsze, nie rzucać się, nie pyskować, zachować spokój i dać się skontrolować. Po minucie stanął przy nim jeden z funkcjonariuszy.
– Ręka! – rzucił ostro. Giebeha obrócił się do niego przodem tak aby jego twarz była jak najlepiej widoczna i wyciągnął rękę środkiem dłoni do góry. Funkcjonariusz szybko zidentyfikował Giebehę wyprostował się i zasalutował.
– Panie Pułkowniku co Pan tu robi? Proszę jak najszybciej opuścić sektor zagrożenia. – Powiedział, gdy rozległy się strzały gdzieś wewnątrz budynku. Funkcjonariusz na chwilę zamilkł z pewnością słuchając raportu, albo wydając rozkazy. Kilku funkcjonariuszy puściło się biegiem w stronę odgłosu strzałów.
– Panie pułkowniku. – zwrócił się ponownie. – Nadam Panu priorytet ewakuacji i do czasu przybycia eskorty zostanę tu z Panem. Proszę nigdzie nie odchodzić.
– Oczywiście. Dziękuję. – Odpowiedział. – A czy może mi Pan powiedzieć co się dzieje?
– Atak rebeliantów. Sparaliżowali kilka systemów w niższych poziomach, łącznie z systemem zaopatrywania w wodę. Udało nam się ich namierzyć i przypuścić atak, nie spodziewaliśmy się jednak zbrojnego konfliktu na taką skalę. Co rusz jesteśmy atakowani przez ich partyzantkę z różnych lokacji i te działania przenoszą się na coraz wyższe poziomy.
– Muszę dostać się do sztabu.
– Dobrze. Zaraz się dowiem co z eskortą. – Strzały w końcu ucichły. – Będą za pięć minut. Chodźmy w stronę wyjścia. Pojazd podjedzie pod same drzwi, więc kiedy powiem „teraz” szybko wyjdziemy z budynku i wsiądzie Pan do najbliższego pojazdu opancerzonego. Będziemy Pana cały czas osłaniać. Zrozumiał Pan Pułkowniku?
– Tak. – Odpowiedział. Gdy podeszli pod drzwi funkcjonariusz znowu się odezwał.
– Za drzwiami czeka lekki bot bojowy i monitoruje sytuację, więc proszę się go nie przestraszyć. Chwila. Pański pojazd utknął, wysyłam następny. Będzie za osiem minut.
– Jak to utknął?
– Jesteśmy atakowani zbrojnie Panie Pułkowniku. Toczymy bitwę.
– Nie do pomyślenia. Przecież wszystkie sektory są pod stałą kontrolą, macie oddziały szybkiego reagowania. Jak do tego doszło?
– Przejęli część systemów i sparaliżowali działania innych. Ale proszę się uspokoić nie dopuścimy do tego, aby się bardziej rozlali po Polis. Odzyskaliśmy już większość systemów i większość rebeliantów jest już aresztowana. Zostały się niedobitki. Dwie minuty do przybycia pojazdu, status bezpiecznie, proszę się przygotować Pułkowniku. – Giebeha tylko kiwnął głową ma znak że rozumie. Dwie minuty ciągnęły się w nieskończoność. Kiedy funkcjonariusz powiedział „teraz” drzwi się otworzyły, a dwóch policjantów do tej pory pilnujących wyjścia, szybko wyszlo obstawiając boki. Giebeha, lekko pchnięty do przodu, wyszedł za nimi, a funkcjonariusz z którym rozmawiał pilnował tyłów. Policyjny pojazd opancerzony stał może trzy metry od wyjścia i miał już otwarte drzwi. Giebeha zrobił szybki krok w jego stronę i zauważył znajomy znacznik na pojeździe. Funkcjonariusze wymachiwali bronią dookoła rozglądając się, więc nic nie zauważyli. Tylko bot zareagował obróciwszy się w bok zaczął pruć serią w stronę nadlatującego pocisku, ale za późno. Giebesze udało się rzucić w bok, gdy eksplozja podrzuciła pojazd do góry. Oszołomiony poczołgał się w stronę ściany, byle odsunąć się od płonącego pojazdu. Z drzwi lokalu zaczęli wybiegać ludzie, a wraz z nimi, inni funkcjonariusze, którzy od razu zajmowali dogodne miejsca do odparcia ataku. Ci, którzy mieli być jego obstawą, leżeli na ziemi. Jeden się poruszał, drugi właśnie wstawał, a trzeci leżał w bezruchu. Bot, który był najbliżej pojazdu był zniszczony. Pojazd który był celem, stał nadal, ale języki ognia i obfity dym wydobywający się przez otwarte drzwi, świadczyły o tym, że również mógł był zniszczony. Jeden z funkcjonariuszy padł na plecy. Reszta zaczęła strzelać. Nie mógł tutaj zostać. Przez chwilę rozważał powrót do budynku, ale jeśli front walk przeniesie się tutaj, a wszystko na to wskazywało, to będzie co najmniej uwięziony. Gdy po chwili kilka pocisków uderzyło pół metra nad nim, instynkt nakazał mu wziąć dupę w troki. Podniósł się z ziemi i prawie na czworakach, trzymając głowę nisko, puścił się pędem byle dalej od linii ostrzału. Dotarł do końca budynku, pamiętał, że zaraz za rogiem jest wnęka, w której jakiś czas temu chował się. Skręcił za róg budynku.
– Stój! – Usłyszał nagle.
Autor: Argendor