Rozległ się sygnał dzwonka. – Profesor Galiacci przed Drzwiami. – powiedział komputer.
– Zapraszam Profesorze, proszę wejść. – powiedziała Kiciakamyk i drzwi się rozsunęły ukazując korpulentnego jegomościa z mocno łysiejącą głową. Ten zrobił kilka kroków przechodząc przez drzwi do kwatery Komandor, a drzwi cicho zasunęły się za nim. – Profesorze proszę się rozgościć. Komandor gestem ręki zaprosiła aby usiadł na rogowej kanapie przy niewielkim stoliku. Galiacci tylko lekko kiwnął głową i usiadł na brzegu tarasując swoją postacią wejście do dalszych miejsc z tej strony stolika. Znowu rozległ się dzwonek i głos komputera zapowiedział kolejnych dwóch gości. – Profesor Ferrelth i Profesor Xianwoon przed drzwiami. – powiedział komputer. Galiacci poruszył się nerwowo.
– Zapraszam Panów Profesorów – powiedziała Kiciakamyk i drzwi znów się rozsunęły wpuszczając gości do środka. Gdy weszli, kiwnęli tylko głową na przywitanie w stronę Galiacciego. Xianwoon azjatyckim zwyczajem ukłonił się na powitanie z stronę Kicikamyk, a Ferrelth uścisnął jej dłoń.
– Usiądźcie proszę. – Wskazała im kanapę na której jednym końcu siedział Galicci. Obeszli ławę i usiedli.
– Za pozwoleniem, zanim zacznę poczekajmy jeszcze na… – nie dokończyła bo rozległ się dzwonek do drzwi a komputer zapowiedział ostatniego z gości.
– Zapraszam Profesorze Małowodow, proszę wejść. – drzwi rozsunęły się i do środka szybkim krokiem wszedł wysoki, szczupły, niemłody już mężczyzna z burzą niechlujnie przystrzyżonych kręconych włosów które sięgały mu za linię szczęki falując przy każdym kroku. W uchu miał komunikator przez który właśnie z kimś rozmawiał i rozwinięty wyświetlacz przez pół twarzy którym sterował lewą ręką, prawą gmerając w kieszeni. Nieprzesłoniętym okiem zlustrował pomieszczenie i wszystkich obecnych na nikim nie zawieszając wzroku. – Ale skalibrowaliście go? – kontynuował rozmowę. – wszystko dobrze podłączyliście? System zapakował się cały? To zróbcie to jeszcze raz, i jeszcze raz i jeszcze raz jeśli trzeba! Nie, nie interesuje mnie to jak, ma działać poprawnie. To ruszcie techników są jak dupa od srania! – wykrzyczał. – To wyjmijcie następny i sprawdźcie. Jest jakiś w ogóle skalibrowany? No to porównajcie pliki czy wszystkie są takie same. Czekam na rezultaty. – zakończył rozmowę i wyłączył komunikator. Ekran z połowy jego twarzy zniknął. – Dzień dobry Pani Komandor. Witam panów. Raczyła mnie Pani widzieć Pani Komandor, o co chodzi, tylko nie mam za dużo czasu więc proszę przejść od razu do sedna. – Niemal wyszczekał rozkazującym tonem. Jakby ktoś z jej podwładnych się do niej tak odezwał to za pięć minut dyndał by w skafandrze wyjściowym na lince za statkiem, do odwołania. Zaczęła mieć przeczucie że zapraszając do siebie jajogłowych na wyduszenie z nich trochę informacji w jakim konkretnie celu lecą za rubież to nie był najlepszy pomysł.
– Zaprosiłam Panów profesorów do siebie gdyż chciałam porozmawiać o celu misji i naszym współdziałaniu. Jakie Panowie mają cele i jakie środki będą Wam potrzebne aby nasza współpraca przebiegła jak najlepiej. Zaczęła Kiciakamyk starając się by jej głos zabrzmiał jak najspokojniej.
– Jestem Profesorem Nadzwyczajnym i proszę się tak do mnie zwracać. – Prawie wszedł jej w słowo Małowodow. – Rozumiem dlaczego zaprosiła mnie Pani na spotkanie. Sztab nie dał Pani pełnej informacji o celu i WADZE – podkreślił to słowo – mojej obecności. – Kiciakamyk pomyślała o skafandrach wyjściowych które tylko czekały do użycia. Małowodow z kieszeni w której gmerał przed chwilą ręką wyjął plakietkę z rozkazami sztabu i podał ją Kicikamyk. Wzięła ja do ręki. – trzy stopnie kodowania. – pomyślała. Małowodow w tym czasie kontynuował.
– To są stosowne rozkazy Korporacji i sztabu może sobie je Pani zatrzymać do wglądu. Zanim jednak Pani Komandor rozkoduje, streszczę je Pani. Jestem głównodowodzącym sekcji naukowej. Pani statek wraz z załogą oraz Pani osobą wedle tych rozkazów podlegają teraz mnie. Udajemy się do układu planetarnego DB+148656 w sektorze D6F gdzie interesuje nas planeta C. Mamy ją zbadać pod każdym kątem z założeniem możliwości przygotowania jej do kolonizacji. Pozostaniemy tam do zakończenia badań, a o tym kiedy zakończymy badania również Ja decyduję. Jeśli wyniki badań będą pozytywne, wyślę odpowiednie zawiadomienie do zarządu korporacji aby rozpoczęli etap kolonizacji. Do czasu przybycia floty kolonizacyjnej zajmie się Pani transportem najpotrzebniejszych części i elementów do budowy czasowych baz naziemnych ze stacji tranzytowej w sektorze D5F. Zwolnię Pani statek wraz z załogą w momencie przybycia floty kolonizacyjnej. Wszystko jasne? – czasie monologu Kiciakamyk przeszła przez etapy zabezpieczeń, wyjęła z plakietki mikrokartę, wsunęła ją do slotu w swoim komunikatorze i go założyła. Komunikator rozwinął ekran zasłaniający jej połowę twarzy i wyświetlił rozkazy. Niestety wszystko się zgadzało ze słowami Małowodowa. Skafander wyjściowy musiał poczekać. Na samym dole rozkazów widniały podpisy członków zarządu korporacji oraz dowódców sztabu gdzie rzucił jej się w oczy podpis jej dawnego dobrego znajomego pułkownika. – Ty chuju! W co mnie wpierdalasz? – pomyślała.
– Jeśli nie ma Pani więcej pytań, oraz rozwiałem wszelkie wątpliwości to wrócę do pilniejszych spraw. – Wychodząc spojrzał jeszcze znacząco na trzech profesorów siedzących na kanapie, ale nie odezwał się do nich ani słowem. Drzwi za nim się zasunęły. Kiciakamyk wyjęła kartę ze slotu i włożyła ją do plakietki którą położyła na półce. Spojrzała na siedzących w milczeniu naukowców.
– Może się Panowie czegoś napiją? – zaproponowała. – Do Panów też mam się zwracać tytularnie?
– Myślę że nie będzie takiej potrzeby Pani Komandor. – odpowiedział Ferrelth a pozostali pokiwali głowami na znak poparcia.
– Małowodow to straszny dupek. Ciężko będzie się z nim pracowało. Miałem już z nim do czynienia, to lizodup i karierowicz z manią wielkości i ego wielkości galaktyki. – powiedział Galiacci. – jestem klimatologiem jak Pani z pewnością wie. Już dawno temu mieliśmy na uwadze tą planetę, gdyż jest w ekosferze swojej gwiazdy, jest tam woda w stanie ciekłym a skład jej atmosfery sugeruje iż jest na niej tlen i życie.
– Do tej pory warunki ekonomiczne i techniczne nie pozwalały na dotarcie do niej. Ale teraz dzięki Pani okrętowi z najnowszymi nowinkami technicznymi jest to możliwe. – wszedł mu w słowo Xianwoon. – Jestem biologiem i będę badał formy życia na DB+148656C.
– A ja mogę prosić szkocką z lodem? – Spytał Ferrelth. – moja specjalizacja to ogólnie rzecz biorąc geologia, czyli sejsmologia, wulkanologia itp. Wszystko co w ziemi to moje. – zażartował.
– Wszyscy podlegamy Małowodowi. Zajmuje się terraformacją i zakładaniem kolonii planetarnych i pozaplanetarnych. Zaprojektował i zbudował już kilka Polis oraz kilka asteroidalnych kolonii wydobywczych. Myśli że jest pępkiem wszechświata, największym umysłem swojej epoki. Imbecyl. – skwitował Galiacci. Kiciakamyk postawiła szklankę z bursztynowym napojem w którym stukały dwie kostki lodu przed Ferrelthem. Ten podziękował i skosztował napój krzywiąc się lekko.
– To nie to samo co prawdziwa. Te dyfuzory żywieniowe nie potrafią zrobić nawet najpodlejszego trunku porządnie. A już herbata to prawdziwe paskudztwo. – Xianwoon pokiwał głową na znak że się zgadza z Ferrelthem odnośnie herbaty.
– Pani Komandor wybaczy, ale Małowodow przeklnie nas do piątego pokolenia jeśli nie będzie nas widział poganiających nasze ekipy. Dziękujemy za spotkanie i miłą pogawędkę ale musimy już wracać do zajęć. – powiedział Xianwoon. I wszyscy powoli wstali z kanapy dając do zrozumienia że zakończyli rozmowę.
– Dziękuję za Państwa czas, i w razie jakiejś potrzeby proszę zwracać się bezpośrednio do mnie na komunikator. – powiedziała grzecznościową formułkę, mając zarazem nadzieję że nikomu nie przyjdzie do głowy nawet niepokojenie jej jakąś durnotą. Wszyscy szybko opuścili jej kwaterę.
– Kurwa. Dyplomację trafił szlag, nie tak chciałam to przeprowadzić. Pieprzony chuj poniżył mnie przed swoimi podwładnymi. Już ja chujowi dam do wiwatu, niech no tylko kurwa poczeka. – pomyślała.
– Rubby.- Tak pani Komandor? – Zakaz wstępu kadry naukowej na mostek. Kategoryczny! – powiedziała. – Jeszcze tylko tego by mi brakowało aby mi się kręcili wszędzie. – Przyjąłem Pani Komandor. – odpowiedział głos SI z głośnika.
Reszta lotu przebiegała spokojnie, wręcz rutynowo. Gdy meldowała się na mostku zwykle słyszała „nic do zaraportowania” od swoich załogantów. Nawet się jej to zaczęło podobać, ot taki spokojny rejs wycieczkowy po nieznanym obszarze. Nawet znalazł się czas na trochę odpoczynku, relaksu, rozmyślania, na przykład po co korporacji nowe tereny tak daleko od centralnej kolonii, skoro bliższe tereny nie są jeszcze dobrze wyeksploatowane? No niby od dawna nie toczymy z nikim potężnych kampanii wojskowych i może fundusze w końcu na to pozwalają, a przecież taka mega korporacja musi gdzieś mieć przepływ zasobów. A może jest to szykowanie pod nowe kampanie wojskowe? Nowe terytoria, nowe sektory, nowe „Pola Chwały”? Ale czy to aż takie ważne? Korporacja chciała, korporacja ma. Ciekawe o czy rozmyślali podczas swoich podróży inni kapitanowie, ponad 1000 lat temu kiedy odkrywali okolice układu słonecznego? Kapitan Armaksy, Van Streyght, Zalimski, Garbanow, Spirmski, albo wcześniejsi odkrywcy tacy jak Cook, Vasco da Gamma, Kolumb, Bouganville i wiele innych. Ciekawe czy po tej misji będą następne odkrywcze wyprawy? Może i ona zapisze się w panteonie odkrywców wraz ze swoim statkiem? Komandor Kiciakamyk i załoga Dregon’s Eye odkrywcy nieznanych światów. Na samą myśl parsknęła śmiechem. Aż któregoś dnia będąc w kajucie włączył się głos Rubbyego. – Pani Komandor, zbliżamy się do układu docelowego. Osiągnięcie celu z aktualną prędkością 18 godzin 12 minut i 38 sekund. – Dziękuję Rubby – Potwierdziła że usłyszała i połączyła się z mostkiem. – Rinah, zmniejszcie prędkość do międzyplanetarnej, zaraz będę na mostku.
– Gdy tylko weszła na mostek przywitał ją Kapitan Rinah i bez protokolarnych ceregieli zaczął zdawać sprawozdanie.
– Dotrzemy do układu z aktualną prędkością za nieco ponad 4 dni. Podchodzimy do układu w płaszczyźnie pionowej do dysku ekliptyki co daje nam już teraz pełny podgląd całego układu planetarnego. Dałem już znać ekipie naukowej aby kończyli przygotowania do wysyłania dronów i sond badawczych, oraz poprosiłem o przybliżone koordynaty rozmieszczenia automatycznych stacji laboratoryjnych wokół interesujących ich obiektów. Czekam na ich odpowiedź. Zawiadomiłem również obsługę doków o przygotowaniach. Poza tym nic do zaraportowania.
– Dziękuję Rinah. Rubby co wiemy na temat naszego układu?
– Układ DB+148656 stanowi gwiazdę centralną i siedem planet. Gwiazda centralna jest półtora razy większa od ziemskiego słońca i jest gwiazdą stabilną. Jej wiek to… – Dalej Rubby. – Ponagliła Kicia. – Wiek układu planetarnego gwiazdy – Dalej Rubby – Powtórzyła. – Układ planetarny tworzył się przez – Rubyy! Konkrety proszę, historię zostaw jajogłowym. – Dobrze Pani Komandor – Odpowiedział. – Interesują nas dwie planety, planeta oznaczona literą C będąca w środku ekosfery gwiazdy, oraz planeta oznaczona literą D będąca na zewnętrznej części tej ekosfery. Planeta C składa się głównie z wody ciekłej oraz stałej, szacowana jej ilość to koło 80% a szacowany skład jej atmosfery stanowi 70% azot, 25% tlen, 1% argon, 0,5% dwutlenek węgla, 0,005% amoniak – Dalej Rubby. – Planeta D jest skalistą planetą której woda występuje zaledwie w 30% głównie na czapach polarnych. Szacowany skład jej atmosfery to 80% azotu, 18% tlenu, 1,05% dwutlenku węgla oraz w niewielkim procencie inne gazy. Średnia szacowana temperatura planety C to 200 C a na planecie D 120 C. Dzień na planecie C trwa 15 godzin i 53 minuty. Rok trwa 304 dni. Orbita planety C jest lekko eliptyczna co może spowodować efekt pór roku. Planeta C ma jeden księżyc który jest większą skałą z gruzu protoplanetarnego znajdującego się między planetą C a planetą B. Planeta D nie posiada księżyców, za to jej orbita jest bardziej eliptyczna. Na planecie D występują pory roku. Rok na planecie D trwa 532 dni, a dzień trwa 37 godzin i 3 minuty. Na obu planetach szacowana szansa na złożone życie wynosi 90% dla planety C i 70% dla planety D. Szacowane szanse na inteligentne życie na obu planetach wynosi 50%. – Dziękuję Rubby za wykład. A z takich informacji ważniejszych na „teraz” a nie dla przyszłych kolonizatorów? Pamiętaj że my mamy być tylko w pobliżu planety, nie będziemy na niej lądować, klimat, średnia temperatur, skład atmosfery to ciekawe rzeczy, ale nam zbędne. Powiedz nam coś co będzie nas dotyczyło, na przykład najlepsze miejsce do „zaparkowania” z uwzględnieniem celu misji i potrzeb kadry naukowej. – kolejny raz przerwała Rubbiemu Kicia.
– Uwzględniając moje bardzo okrojone dane, oraz aktualne wyliczenia zalecałbym umieszczenie statku na orbicie geostatycznej planety D a nie C ze względu na bliskość planety C i pasa asteroid czy też innymi słowy gruzu protoplanetarnego. Gdy planeta w swoich okresach zbliża się do niego istnieje realne ryzyko wytrącenia jakichś skał przez księżyc planety C i skierowania ich na powierzchnię planety. Ryzyko kolizji z takim odłamkiem jest dosyć duże. Orbita planety D jest bezpieczniejsza ze względu na brak bezpośredniego sąsiedztwa z pasem gruzu. Szanse na uniknięcie ewentualnej kolizji w przypadku „wystrzelenia” przez planetę C takiego odłamku jest sporo większe. Układ planetarny DB+148656 posiada w sumie 3 takie pierścienie gruzu. Między planetami A i B jest pierwszy pas aczkolwiek z małą ilością skalnych odłamków, ponieważ planeta A to planeta typu „gorącego Jowisza” oblewanego żarem swojego słońca. Planeta B ma również sporą masę i jest 2 razy większa od Ziemi. Planeta B jest skalistą planetą. Planeta C lekko masywniejsza od Ziemi i jej masa stanowi 1,12% masy Ziemi, za to planeta D stanowi 0,97% masy Ziemi. Kolejny pas asteroid czyli gruzu protoplanetarnego znajduje się między planetami B i C i ten pas jest dużo bardziej obfity niż pas między planetami A i B. Trzeci pas asteroid znajduje się za planetą F i jest największym pasem odłamków jaki znajduje się w tym układzie. Nie jest wykluczone że tworzy się tam jakaś planeta karłowata bądź znajduje się tam już jakaś planetoida. Na tę chwilę posiadam za mało danych aby potwierdzić lub wykluczyć taką obecność.
– Dziękuję Rubby za obszerne informacje, jednak rozkazy jakie otrzymaliśmy jasno mówią, że skupić się mamy na planecie C, o planecie D nie widziałam wzmianki w rozkazach. Zatem naszym celem jest planeta C. – Profesor Nadzwyczajny Małowodow dostał szyfrowaną wiadomość tydzień temu i mocą posiadanych przez niego praw, naniósł poprawki na rozkazy Połączonych Sztabów oraz przesłał ją do moich zasobów systemowych do wglądu dla dowództwa statku. Wysłałem Pani jak i Kapitanowi Rinahowi adnotację. Nie widziała ją Pani? – skwitował Rubby. Rinah tylko lekko kiwnął głową na znak że to prawda. – Kurwa mać! Ten chuj zafajdany nigdy nas nie puści jak tak sobie może zmieniać rozkazy. – pomyślała Kicia ale na głos powiedziała – No tak, zupełnie zapomniałam. Czyli sugerujesz planetę D Rubby? – Tak ze względu na bezpieczeństwo statku, sprzętu i załogi. – odpowiedział.
– Dobrze. Tak zróbmy. Argendor, czy jajogłowi wysłali jakiś harmonogram odnośnie czasów i miejsc rozlokowania swoich gratów? – Jeszcze nie Pani Komandor.
– Don, przeskanuj częstotliwości radiowe, może są tam jacyś obcy na tyle rozwinięci żeby wynaleźć radio i właśnie nadają? – Oby nie, Pani Komandor. Byłaby wtedy masa papierkowej roboty i bylibyśmy naprawdę „uziemieni”. – zażartował DonGenzon. – My już jesteśmy uziemieni Don. – pomyślała Kicia.
– Poruczniku Perlisty, kurs na planetę D. – Tak jest. – odpowiedział. – A ja się przejdę pogadać z jajogłowymi. Kapitanie, w Pańskie ręce. – Kicia skierowała się szybkim krokiem do wyjścia.
– Oczywiście Pani Komandor. – odpowiedział Rinah.
Małowodowa nie było w jego kajucie, i jakoś jej to nie zdziwiło. Znalazła go w wydzielonej specjalnie na potrzeby jajogłowych sekcji naukowej, gdzie stojąc nad jakimś sprzętem powarkiwał na podwładnych.
– Dzień dobry Panie Profesorze Nadzwyczajny Małowodow. – powitała naukowca z przekąsem.
– O, dzień dobry Pani Komandor. Cóż Panią sprowadza do mnie? Czy zechciała Pani znowuż zaprosić mnie na małą pogawędkę przy herbacie? Zabawiałbym Panią rozmową częściej, ale zabrała mi Pani dostęp na mostek. – odpowiedział z pretensją.
– To kwestia bezpieczeństwa nas wszystkich. Nie chciałabym, aby moi podkomendni rozpraszali się podczas wykonywania swoich obowiązków. Groziłoby to katastrofą. – uśmiechnęła się lekko do siebie na wieść że zabranie uprawnień ubodło jego dumę.
– Jak Pani widzi zapewne, jestem osobą bardzo zajętą, więc proszę przejść do rzeczy Pani Komandor. Będę miał czas na towarzyskie pogawędki dopiero PO zakończeniu misji.
– A ja właśnie w tej sprawie. – weszła mu w słowo. – Chciałabym wiedzieć czemu zmienił Pan rozkazy sztabów i jak mamy się do tego ustosunkować. Bo wie Pan, oryginalne rozkazy przesłane przez Korporację i Połączone Sztaby to jedno, a modyfikowane przez osoby trzecie to co innego. Odnoszę wrażenie że tych drugich nie muszę brać pod uwagę.
– Z przykrością muszę stwierdzić że musi Pani. Mam odpowiednie uprawnienia ze Sztabu i z Korporacji. Przede wszystkim z Korporacji bo przecież sztab jest jednostką należącą do Korporacji. Chyba nie muszę Pani tego objaśniać kto jest nad kim. Połączony Sztab, Admiralicja i inne wydziały jak na przykład naukowy pracuje dla Korporacji. JA mam rozkazy bezpośrednio z samej góry, co za tym idzie również i przywileje jak i stanowisko. Sztab ma mi pomagać, a Pani pracuje dla sztabu. To kto jest dla kogo? Ale dosyć tych personalnych przepychanek, mam nadzieję że nasza współpraca będzie się układać gładko i w pełnej posłuszeństwa harmonii. A gdy już nasza współpraca dobiegnie końca szepnę tu i tam o Pani dobre słowo. – puścił do niej oko. – Ale wracając do Pani pytania. Nie zmieniłem rozkazów. Dostałem w czasie lotu nowe szacunkowe dane z sugestią że planeta D bo przecież chyba o nią chciała Pani konkretnie zapytać prawda? Również może być brana pod uwagę jako planeta do eksploracji bądź jeśli warunki na to pozwolą kolonizacji i założenia nowej bazy wojskowej. Posiadam stosowne uprawnienia by rozkazy tylko MODYFIKOWAĆ, jeśli widzę w tym UZASADNIONY interes dla korporacji a nie ZMIENAĆ tak jak Pani próbuje tu zasugerować. A dwie skolonizowane planety to chyba jest uzasadniony interes, prawda? Do zmian rozkazów nie posiadam stosownych uprawnień. Oczywiście dzięki tym zmianom nasza współpraca potrwa troszkę dłużej, ale przecież nie mamy określonych ram czasowych. Możemy tu przebywać ile tylko chcemy, bądź będę uważał za stosowne. Czy odpowiedziałem na Pani wszystkie pytania?
– Myślę że na razie tak, ale jeszcze chciałabym mieć pewność, oczywiście dla dobra misji, że posiada Pan stosowne… jak Pan to ujął? A, tak. Przywileje odnośnie swobodnej modyfikacji rozkazów Połączonych Sztabów.- Małowodow ciężko westchnął. – Dobrze. Czy użyczy mi Pani swojego kompada? Bo przecież mój może być dla Pani mało wiarygodny, a nie chce się logować na jakimś powszechnym komunikatorze. – Nie, wystarczy mi Pański. – odpowiedziała. Małowodow wyjął z kieszeni małe pudełeczko i zacisnął je w dłoni. Chwilę tak potrzymał po czym uniósł do ust i dmuchnął w zamkniętą dłoń. Położył pudełeczko na blacie i stuknął je palcem. Chwilę później wyświetlił się ekran a Kiciakamyk dyskretnie odwróciła się, by Małowodow mógł swobodnie wprowadzić kod. Gdy chrząknął odwróciła się ponownie w jego stronę, niemal niezauważalnym ruchem dotykając komunikator w swoim uchu. Kompad Małowodowa wyświetlał już stosowne dokumenty. – Proszę sobie na spokojnie przejrzeć. – powiedział. Kicia ruchem palca przewinęła dokumenty a gdy dojechała do ostatniej strony ukazała się sygnatura korporacji wraz z sygnaturą Połączonych Sztabów. Dokumenty wyglądały autentycznie i co gorsza świadczyły o tym że Małowodow może „zaanektować” sobie dowolny statek, stację i ludzi jeśli tylko nie są w trakcie działań bojowych i rażąco nie jest sprzeczne z ich poprzednimi działaniami.
– Wszystko się zgadza, dziękuję. – powiedziała. – Nie będę zabierać Panu cennego czasu. To wszystko co chciałam wiedzieć.
– Dziękuję za ostrożność Pani Komandor. – odpowiedział Małowodow. – To chyba prawda co o Pani mówią.
– A co mówią? – spytała.
– To że bezpieczeństwo i rozwaga są u Pani na pierwszym miejscu. – schował wyłączony kompad do kieszeni. Kicia była już przy drzwiach z laboratorium kiedy do jej uszu doszło ciche „szach i mat” wypowiadane przez jej rozmówcę.
– A i jeszcze jedno. – odwróciła się tyłem do drzwi i spojrzała na Małowodowa. – Nadal czekamy na harmonogram wysyłania sond i autolabów które mieli Panowie nam przygotować. Proszę się pospieszyć bo planowany przylot do punktu docelowego przewidywany jest za 24 godziny i byłoby marnotrawstwem późniejsze latanie po układzie i rozstawianie sprzętu. – Małowodow spojrzał się na nią ponuro.
– Już jest prawie gotowy. Gdyby nie rozmowa z Panią już byłby na mostku.
– W takim razie nie przeszkadzam więcej i do widzenia. – Komandor wyszła przez drzwi które cicho zasunęły się za nią. Zrobiła kilka kroków i upewniwszy się, że nikogo nie ma obok i nikt nie usłyszy wywołała przez komunikator Rubbiego.
– Widziałeś Rubby? – spytała.
– Tak pani Komandor.
– Możesz mi sprawdzić te dokumenty czy są prawdziwe?
– Oczywiście że mogę.
– Ile czasu ci to zajmie?
– Chwilę.
– Jak to chwilę? Nie musisz ściągnąć danych z serwerów sztabu czy korporacji? Nie musisz czekać na przyznanie dostępów itp.?
– Nie Pani Komandor. Te dokumenty które Pani Pokazał Małowodow przyszły razem z pakietami personalnymi kadry naukowej i są jawne dla Pani jak i Kapitana Rinaha i z całą pewnością są autentyczne. – Odpowiedział Rubby.
– To czemu nic nie mówisz!? Kurwa, znowu się wygłupiłam przed nim. Muszę działać bardziej rozważnie. – Przełączyła komunikator i po chwili usłyszała głos Rinaha.
– Tak Pani Komandor?
– Kapitanie, proszę pocisnąć maszynownię, chcę być na miejscu za 24 godziny.
– Co? Ale dlaczego? – nie krył zdziwienia Rinah.
– To rozkaz Kapitanie. Wykonać.
– Tak jest!
Przez chwilę zastanawiała się gdzie ma skierować swoje kroki czy na mostek czy do swojej kwatery wykorzystać ostatnie kilka godzin spokoju, na relaksie, może coś przeczyta dla rozrywki? Ostatecznie nogi zadecydowały same, bo głowa pogrążona była nad możliwymi posunięciami Małowodowa i przyszłymi problemami z tym egoistycznym dupkiem. Zanim się zorientowała znalazła się przed wejściem do mesy. – No tak, tu odpoczywa moja załoga to czemu ja nie miałabym? – pomyślała. Zrobiła krok do przodu i drzwi bezszelestnie się rozsunęły ukazując pokaźnych rozmiarów salę, obszerny bar z dyfuzorami żywieniowymi, gros stolików przy których siedziało całkiem sporo ludzi, ławy, krzesła, i inne wyposażenia. W dalszej części było drugie pomieszczenie na różnego rodzaju gry taneczne czy akcji w wirtualnej rzeczywistości, stoły bilardowe, mini hokeje, tenis stołowy i inne urządzenia służące do rozrywki których nie pamięta albo nie zna nazw. Kilka osób siedzących najbliżej wstało i zasalutowało jej, na co odpowiedziała dając znak „spocznij”. Podeszła do pierwszego z brzegu dyfuzora i nacisnęła losowe danie z menu. Po chwili pojawił się talerzyk z bliżej nieokreśloną masą chlapniętą czymś brązowym. Spojrzała na wyświetlacz dyfuzora. „Puree ziemniaczane z pieczarkowym sosem” widniał napis ale po chwili zmienił się na „ danie mięsne”, „surówka”, „napój”. Nie miała wcale ochoty na jedzenie ale trzeba było w końcu sprawiać pozory że w jakimś konkretnym celu tutaj przyszła. Wybrała napis „napój” a dyfuzor wyświetlił listę dostępnych napoi. Tak samo jak wcześniej nacisnęła pierwszy lepszy bez patrzenia co to. Z dyfuzora wyskoczył kubeczek już napełniony różowawym płynem. Nie sprawdzała co to. Ogarniało ją jakieś dziwne odrętwienie, obojętność, uczucie pustki. Wzięła swój zestaw i usiadła przy najbliższym wolnym stoliku. W mesie robiło się coraz ciszej. Coraz więcej oczu było z uwagą zwróconych w jej kierunku a gwar rozmów, śmiechów, sprzeczek i przekrzykiwań gdzieś się rozwiewał. Podobnie jak przebywający w mesie załoganci się rozwiewali. Siedziała przy stoliku grzebiąc widelcem w papce i co chwila kiwnięciem głowy odpowiadała na salutowanie wymykającej się załogi. Wiedziała przecież że mają czas wolny. Oni też wiedzieli że Ona wie że mają czas wolny. A jednak gdzieś w podświadomości zostaje reguła że jak szef patrzy to trzeba pracować. Aż przyszło jej do głowy pewne powiedzenie sprzed tysięcy chyba lat które słyszała w szkole i wtedy się jej bardzo spodobało. – Zaraz, jak to było… Kapitańskie oko coś tam toczy? Tuczy? A może roztacza? – zastanawiała się. – Kapitańskie oko urok swój roztacza. – parsknęła śmiechem gdy ułożyły się jej w głowie te słowa. W między czasie kilka osób zdążyło opuścić mesę. – No ładnie. – pomyślała. – Nic dziwnego że załoga się wymyka gdy widzą chichoczącego do siebie dowódcę. Nie wiedziała co zrobić, czy wbić oczy w papkę i zająć się pałaszowaniem, czy dosiąść się po prostu do jakiegoś stolika i walnąć głupim tekstem w stylu „no co tam słychać w szerokim świecie”? Nie to stanowczo odpadało. Już koniec robienia z siebie idiotki, wystarczy. A może w coś zagrać? Już miała wstać i przejść się do drugiej części pomieszczenia z grami gdy piknął komunikator w jej uchu sygnalizując nadejście wiadomości, a po chwili odezwał się glos Rubbiego.
– Pani Komandor.
– Tak Rubby?
– Oczekująca wiadomość do Pani od Profesora Nadzwyczajnego Małowodowa, z adnotacją „pilne”.
Przez chwilę wahała się czy otworzyć i przeczytać ją tutaj, ale chyba już dość stresowania załogi podczas ich czasu wolnego obecnością przełożonego. – Dziękuję Rubby, odbiorę ją na mostku. – Wstała od stolika, niezjedzoną papkę wraz z napojem wrzuciła do utylizatora i szybkim krokiem wyszła z mesy. Jednak po chwili pomyślała że jak jest to coś pilnego od Małowodowa to nie ma co się tak śpieszyć. – A może jednak w coś zagram? – Złośliwość wyszła tak sama z siebie lecz poczucie obowiązku wzięło górę i skierowała się w stronę mostku.
Usiadła w swoim fotelu i otworzyła wiadomość. Pobieżnie przeczytała wszystkie oficjalne formułki i jej wzrok spoczął na głównym tekście. Uśmiechnęła się pod nosem rozkoszując się tym co było między wierszami.
„Z przyczyn technicznych zwracam się z prośbą do Pani Komandor Kiciakamyk o wydanie rozkazu zmniejszenia prędkości okrętu Dragons Eye będącego pod jej dowództwem. Prośbę moją uzasadniam napotkanymi problemami technicznymi przy ekwipunku naukowym i możliwością niewykonania części harmonogramu zadań w czasie i miejscu dla nich zaplanowanym.
Prof. Nadzw. Dr. Hab. J. A. Małowodow”
– Jeden do dwóch dupku. – pomyślała zadowolona. – jeszcze tylko jeden punkt dla mnie i możemy wtedy zakończyć przepychanki personalne. Ale chętnie jeszcze nie raz utrę ci nosa.
– Panie Perlisty, proszę zmniejszyć prędkość do międzyplanetarnej, przeliczyć czas dotarcia do punktu docelowego. Panie Argendor, proszę przeliczenia gdy będą gotowe wysłać do kadry naukowej i wysyłać im ponaglenia co trzy godziny do momentu aż otrzymamy od niech harmonogram zadań. Ponadto coś nowego? – Nic do zaraportowania Pani Komandor. – powiedział Rinah.
Don, jakieś sygnały? – Nie Pani Komandor. – I bardzo dobrze. Jak wyliczenia Panie Perlisty? – Spytała.
– Sześćdziesiąt siedem godzin i pięćdziesiąt trzy minuty do punktu docelowego Pani Komandor. – odpowiedział.
– Wyliczenia wysłane, ponaglenie za trzy godziny od teraz. – poinformował Argendor.
– Straciłeś ponad jeden dzień przez swoje ego dupku. – pomyślała Kicia.
Autor: argendor