Telefon rozdzwonił się z samego rana. Zaspana Kicia podniosła głowę z poduszki i spojrzała na zegarek.
“Ki diabeł dzwoni o 6.00 rano?”
Podniosła się niechętnie, bo dzwonek natrętnie nie pozwalał się zignorować. Na wyświetlaczu pojawił się Domin. Zdziwiona odebrała:
– Halo?
W słuchawce usłyszała trzaski, stuki, szuranie i jakieś krzyki Domina:
– Zbierz… (trzaski) za godzinę… (stukanie)… Weź klucze…. (długi sygnał w słuchawce).
Wszelkie próby oddzwonienia kończyły się nieodebranym połączeniem. Niechętnie się budząc, pomyślała, że jedyne klucze, jakie posiada to te do redakcji, więc chyba chodziło mu o zebranie wszystkich w redakcji za godzinę.
“O 7.00 w redakcji, no chyba ma nierówno pod sufitem!” – westchnęła, a potem stwierdziła, że wszystko się zgadza, więc wysłała wiadomość wszystkim, po czym ruszyła biegiem do łazienki, żeby w godzinę się wyrobić.
“Pogięło go!” – raz jeszcze westchnęła odczytując kolejne wiadomości od współredaktorów. Spotkali się pod drzwiami redakcji, każdy zaspany i zdziwiony, każdy tak samo zaskoczony.
– O co biega? – zapytał Argendor
– Żebym to ja wiedziała – wzruszyła ramionami Kicia
– Nie można było poczekać do południa? – oburzył się Thomashino
Narzekanie redaktorów przerwały trzaski i histeryczny śmiech dobiegający zza drzwi redakcji.
– Co do…? – wykrzyknął Luciano
– Wchodzimy? – zawahała się Kicia
– W zasadzie brakuje jeszcze Beatki, Azumi i Domina. – rzekł Thomasinho – Ale…
Kolejny trzask i salwa śmiechu przerwała jego rozmyślania. Argendor pierwszy nacisnął na klamkę i dziarskim krokiem wmaszerowali do środka, by zatrzymać się tuż przy drzwiach. Obserwator z zewnątrz mógłby wymalować piękny obrazek ze stojącej z rozdziawionymi gębami czwórki towarzyszy. Redakcja przemeblowana została na coś w stylu pola bitwy. Po jednej i drugiej stronie leżały przewrócone bokiem stoły służące za schronienia, na środku leżała cała masa kauczukowych kulek.
– Kryyyyyyć się! -usłyszeli z prawej strony głos Domina. Nie zdążyli jednak, zanim nie dosięgnęła ich salwa kauczukowych pocisków. Zasłaniając się rękoma przed bolesnymi razami wpadli za stoły, skąd dochodził głos Naczelnego Najskromniejszego.
– Co tu się odjaniepawla? – wykrzyknął Luciano
– Azumi wpadł w szał. – odparł w miarę spokojnie Domin zbierając kulki i montując je w pośpiesznie zrobionej z ołówków i gumki procy.
– Ale, dlaczego? – zapytała zdziwiona Kicia
– Bo pokazałem mu list gratulacyjny, jaki przyszedł do redakcji, za jego tekst.
– Jaki tekst? -zapytał Thomasinho – I dlaczego szał?
– No szał bo ciężko mu znieść bycie czytanym – westchnął Domin i korzystając z chwilowej przerwy, wychylił się i dość sprawnie zaczął posyłać kulki jedna za drugą w przeciwległy koniec redakcji. Po zdławionym przekleństwie można było wnioskować, że przynajmniej jedna trafiła
– To zawsze był wariat – mruknął Argendor – Ale jaki tekst?
– No to musiał być teeeeeeen z przemówieniem o prem…. – zaczął Luciano, ale zanim zdążył dokończyć pozostała trójka rzuciła się na niego powalając go na podłogę, tak żeby nie mógł dokończyć zdania. Z odsieczą przyszła kolejna salwa kulek o Azumiego.
– No co? – obruszył się Luciano, chowając się za sąsiednim biurkiem – Przecież i tak je dostaliśmy, więc nie rozumiem, o co biega.
Nagle zapadła cisza. Z przeciwległego końca redakcji zaczął dochodzić złowieszczo-histeryczny śmiech Azumiego.
Domin odwrócił się powoli w stronę Kici.
– Cholera – jęknęła, zrywając się na nogi i panicznie szukając schronienia. Wypadła jak tylko szybko mogła, chowając się za sąsiadujący z biurkami regał.
– Jakiej PREMII? – zawył Domin – Dałaś im coś bez mojej zgody?
Napiął procę i poleciała kolejna salwa kulek, tym razem w stronę regału. Złowieszczy śmiech nabrał na sile i Azumi dołączył do Domina.
Wtedy właśnie otworzyły się drzwi i stanęła w nich Beatka, prowadząc za sobą ciemnowłosą kobietę.
– Nic się nie martw, Kasiu, to zupełnie normalne towarzystwo, będziesz się tu dobrze czuła. – rzekła i spoglądając na pomieszczenie redakcji, zaniemówiła.
– Zapewne – odparła Kasia i wybuchnęła perlistym śmiechem.
Tymczasem za plecami Beatki i Kasi z piskiem opon zatrzymało się kilka policyjnych transporterów, z których błyskawicznie wysiadł oddział odzianych w pancerze i wyposażonych w tarcze funkcjonariuszy. Nie czekając na rozkazy dowódcy od razu pomaszerowali w kierunku redakcji. Beatka z Kasią widząc co się dzieje przytomnie postanowiły nie stać dłużej na drodze ich przemarszu i oddaliły się z miejsca wydarzeń. Policjanci weszli do budynku i natychmiast ustawili się szczelnie jeden obok drugiego, tworząc zaporę uniemożliwiającą komukolwiek ucieczkę. A przynajmniej ucieczkę drzwiami. Azumi z Dominem nie przebierając w słowach „poprosili” przybyłych, aby opuścili pomieszczenie redakcji, po czym wzięli ich na cel i zaczęli strzelać piłeczkami. Ani mocne słowa, ani tym bardziej piłeczki nie zrobiły wrażenia na formacji zaprawionej w bojach na tłumieniu walk na wojnach gildyjnych. Kicia wykorzystując fakt, że nie była już celem ostrzału wróciła za barykadę ze stołów do reszty towarzyszy.
– Co tu się dzieje? – powiedziała – To nie może być prawda, ja chyba śnię! Kto ich w ogóle tu sprowadził?
– Dostaliśmy anonimowe zgłoszenie o zakłócaniu spokoju – wybrzmiał głos zza kordonu
– Ja skądś znam ten głos… – powiedział Luciano – ale to nie możliwe.
– Podobno porwali go kosmici – dodał Thomasinho – to musi być ktoś inny.
Tymczasem Domin zaczął ponownie ostrzeliwać policjantów wykrzykując jednocześnie:
– Odejdź, nie jesteś prawdziwy!!
Gdy amunicja piłeczkowa się wyczerpała kordon funkcjonariuszy rozstąpiła się, a oczom redaktorów ukazał się Pablop.
– Tęskniliście? – zapytał. Omiótł wzrokiem swoje byłe miejsce pracy, po czym splunął pogardliwie i dodał: – Aresztuję was wszystkich! I dodam wam jeszcze zarzut znieważenia funkcjonariuszy na służbie.
– Tak nie można! To jest bezprawie! – krzyknęła oburzona Kicia.
– Ja nie łamię prawa, prawo to ja! – odpowiedział Pablop, po czym zwrócił się do oddziału:
„Brać ich”.
Chwilę potem skierował się do wyjścia. Redaktorzy po kolei zostali wyprowadzeni z budynku krzycząc „wolne media” i „precz z dyktaturą”. Niedługo potem wszyscy siedzieli w areszcie.
– I na co mi było odbierać ten telefon – przebiegało co chwilę przez głowę Kici. – A miałam na dziś takie piękne plany. Wszystko przez… – spojrzała w tym momencie na Domina.
– Nie patrz tak na mnie – rzucił w jej stronę, jakby umiał czytać w myślach. – to wszystko przez niego – kiwnął głową w stronę Azumiego, który w dalszym napadzie szału na przemian szarpał się z kratą celi i próbował ją przegryźć.
Kicia spojrzała w kierunku Luciano, Agrendora i Thomasinho, którzy podawali sobie na przemian przemyconą kałczukową piłeczkę, odbijając ją od ziemi. Miała wyrzuty sumienia, że ściągnęła ich do redakcji.
– Słuchajcie, nie możemy tak siedzieć, musimy coś wymyślić i się stąd wydostać! Kończą się wakacje i musimy pracować nad nowym wydaniem gazety!
– Azumi już nad tym pracuje – powiedział Luciano i rzucił piłeczką do Agrendora.
– Ale i tak nie mamy na czym pracować, bo przez redakcję przeszedł tajfun – Dodał agrendor i przekazał piłeczkę do Thomasinho.
– Głodny jestem – rzekł ten ostatni.
– Ludzie, ogarnijcie się! – krzyknęła Kicia – ten nalot to nie może być przypadek!
– Może to sprawka naszej konkurencji? – zastanawiał się głośno Domin – chcą przejąć władzę w mieście i związane z nią wpływy.
– O jakich wpływach mówisz? – zapytał Luciano.
– Yyyyyyyy…, ten, noooo…, o prestiżu oczywiście. No przecież nie o władzy i bogactwie z tym związanym. Nieeeee, przecież bym wam o tym powiedział.
Wszyscy spojrzeli podejrzliwie na Domina. Nawet Azumi przestał gryźć stalowe pręty i skierował wzrok na Redaktora Naczelnego. Tymczasem w korytarzu dało się usłyszeć kroki. Ciężkie buty uderzające o posadzkę zwiastowały zbliżającego się gościa. Po chwili oczom redaktorów ukazał się Pablop. Miał niezadowoloną minę, a ręce trzymał w kieszeni.
– Chyba macie bardzo wysoko postawione znajomości, bo dostałem rozkaz was wypuścić.
– Coooooo? – krzyknęli redaktorzy, po czym skierowali wzrok kolejny już raz na Domina
– Nnnnnie ppppppatrzcie tttttaaaak, jjjjjja nnnicccc nnnnnie wwwwiem. – wystękał Domin.
– Nie guzdrać się, wychodzić mi i to migiem, zanim zmienię zdanie.
Aresztanci po kolei opuścili celę w przeświadczeniu, że Redaktor Naczelny nie był z nimi do końca szczery.
Stali przed posterunkiem w milczeniu. Żar gorącego lata zniechęcił do działania, rozmarzył i zanurzył ich w otchłani bezmyślenia. Dziewczyny skierowały twarze w stronę słońca napawając się jego ciepłem i łapiąc promienie z nadzieją zbrązowienia. Luciano z tęsknotą spojrzał w stronę zamkniętych drzwi budynku policji marząc o chłodzie panującym wewnątrz.
– Może by tak wrócić i złożyć zeznania? – powiedział, chociaż bez przekonania.
– Waryjot – mruknął pod nosem Domin nieświadomy, że właśnie stracił zaufanie współpracowników.
– Yyy, nigdy już tam nie wrócę – rzekł się spokojnym głosem Thomasinho i rozglądał się dalej po ulicy wypatrując na niej jakiegoś ruchu, może taksówki, może wiatru.
– Wiem – zaproponował nagle Agrendor – idziemy na łódki! Wszyscy za mną. – zawołał i ruszył dziarskim krokiem.
Szli w kierunku przystani przyglądając się mijanym domom i sklepom. Właściwie byli już na miejscu, kiedy na jednym z budynków zobaczyli szyld z napisem „Szynk” i poczuli głód oraz nagłe pragnienie.
– Dobrze, wejdźcie i poczekajcie na mnie tutaj. Pójdę po klucze i przypłynę po was – powiedział Agrendor, który zatrzymał się nie usłyszawszy za sobą stukania obcasów dziewcząt, po czym oddalił się.
Domin otworzył szklane drzwi i wszedł do ciemnego lokalu, w którym pachniało rybami i rumem. Za nim weszli pozostali, ale zapach ich odstraszył. Dali tylko wskazówki co ma im zamówić i wyszli. Z głębi baru wyszedł barman i przyjął zamówienie. Usiedli w ogródku piwnym, pod parasolem i obserwowali spacerujące po brzegu jeziora mewy oraz rybitwy różnej maści i kolorów, białe brązowe, małe i duże.
– Kasiu – przerwał ciszę Domin, szczęśliwy, że jego zespół powiększył się o rysownika – czy możesz zrobić obrazki do naszych opowiadań?
– Chętnie – bez wahania odezwał się Kasia – mam kilka szkiców ze sobą. KasiaP1984 ożywiła się i bez namysłu otworzyła szkicownik i zaczęła pokazywać prace.
Domin oglądał je z miną konesera, prawdziwego znawcy sztuki. Myśl, że te prace wkrótce mogą zdobić strony jego bloga wprowadzała w nim dziwne napięcie. Zastanawiał się, czy blog to jest dobre miejsce do eksponowania tych dzieł sztuki. A może zostać marszandem sztuki – taka myśl przyszła mu do głowy.
– Kapitalne rysunki. Piękna kreska, i te cienie. Sama to narysowałaś? – pytał z niedowierzaniem, a jego twarz rozjaśniła się. Kiedy coś szczególnie przykuwało jego uwagę mrużył oko i ściągał rysy w grymas pełen powagi. Tak było tym razem.
– Czasami sama mam wątpliwości – roześmiała się wesoło – Wiesz, nie raz mam wrażenie, że ktoś mi podpowiada co mam narysować, wtedy biorę kolorowe ołówki i rysuję szybko, w pośpiechu, jakby w panice, że zaraz odejdzie, że nie uchwycę szczegółów, które widzę w swojej głowie. Tak, zatracam się w malowaniu, zupełnie.
Rozmowę przerwał zgrzyt blachy kadłuba jednomasztowca o kamienny brzeg rzeki i odgłos rozdzieranego drzewa. Na rufie stał Argendor i machał do nich. Podeszli bliżej. Jacht był imponujący, a uwagę zwracał rozłożony żagiel w przepięknych barwach. Kiedy podeszli bliżej ich oczom ukazał się mieniący się w słońcu złoty napis PremiA. Oniemieli. Nikt nie był w stanie wypowiedzieć ani słowa.
Nie wiadomo ile tak stali oślepieni słońcem. Nikt nie śmiał wejść na jacht o nazwie, która we wszystkich wywoływała dreszcze i była kością nieporozumień i niezgody w zespole od bardzo dawna. Skąd ta łódka? Czyja ona jest? I wreszcie, co oznacza ta nazwa?
Z tego otępienia wyrwał ich hałas dolatujący z Szynku. Obejrzeli się za siebie. Na ulicy leżały porozrzucane kartki. Przechodnie odchodzili trzymając w dłoniach rysunki Kasi. Jeszcze inni przeglądali i plądrowali te, które pozostały jeszcze w szkicowniku. Dwóch mężczyzn wydzierało z rąk papier wielkości A3 wykrzykując przy tym głośno, aż rozerwali ją na pół.
– Dawaj to, ty miglancu!!!
– Sam jesteś miglanc!!! Byłem pierwszy, jest mój. Oddaj to! Puszczaj!
– Oddajcie rysunki!!! – zawołał Domin i skierował się pośpiesznie w ich stronę. Panowie oddalili się w pośpiechu trzymając w dłoni każdy swoją część kartki, zanim do nich dotarł. Biegał jeszcze dłuższą chwilę wzdłuż ulicy, to w prawą, to w lewą stronę, wykrzykując przy tym niezrozumiałe nikomu słowa. Nikt go jednak nie słuchał. Wszyscy się już rozeszli i znikli w bramach kamienic. Na ulicy po za nimi nie było nikogo. Szkicownik Kasi był pusty.
Co zrobili przechodnie z rysunkami?? Do jakich domów zawędrowały? Czy ozdobią ściany ich mieszkań? Tego się pewnie już nie dowiemy nigdy.
Trzask łamanego drewna nie zwiastował nic dobrego, szuranie o kamienny brzeg i bulgotanie wody sugerowały że coś poszło nie tak. Agrendor zaczął powoli opadać w dół wraz z okrętem, który powoli nabierał wody, wszyscy patrzyli na to otwartymi ustami. Jedyny Nimod nadal walczył z przechodniami starając się zdobyć kilka rysunków. Kapitan szybkim krokiem wbiegł na dziób łajby i skoczył na brzeg, obrócił się na pięcie i ze smutkiem patrzył jak jego nowy nabytek idzie na dno. Kicia podeszła do niego i spokojnym głosem powiedziała:
– Łatwo przyszło, łatwo poszło, ale spójrz na to z dobrej strony, przynajmniej Nimod tego nie widział.
– Czego miałem nie widzieć ? – podszedł w momencie kiedy już tylko maszt wystawał ponad tafle wody.
– Nic – powiedziała Beatka, patrząc na kilka poszarpanych stron w dłoni naczelnego. – Tylko tyle udało się uratować?
– Niestety.
Nad miasto zaczęły nadciągać ciemne chmury, wiatr przybrał na sile, zapowiadała się niezła zawierucha. Kicia spojrzała w niebo i obróciła się do reszty. -Może lepiej chodźmy zanim zacznie padać, trzeba zrobić porządek w redakcji, w końcu niedługo wracamy do pracy.
Wszyscy ruszyli do biura, pierwsze krople deszczu, przywitały ich tuż przed samym wejściem. Wiatr był już dość silny, drzewa zaczęły delikatnie się pochylać. Pomieszczenie wyglądało jak pole bitwy, poprzewracane biurka za którymi chowali się wojownicy, pełno gumowych kulek. Pełno papierów, które powypadały z teczek, które spadły z półek, pęknięte kilka monitorów.
– To pora brać się do pracy – powiedziała Beatka i w tym momencie zgasło światło. – Nimod zapłaciłeś rachunek za prąd?
– Tak… przynajmniej chyba tak.
– Tak – powiedziała Kicia. – zrobiłam to w zeszłym tygodniu, bo wiedziałam, że zapomnisz.
– Więc to musiała paść sieć – powiedział Thomasinho. – W sumie zaczęło dość mocno wiać, pewnie linia nie wytrzymała.
– To rozpalmy ognisko, będzie widać i upieczemy kiełbaski – powiedział z uśmiechem Argendor.
– Normalnie jakbym słyszał Azu i jego genialne pomysły – rzekł Nimod rozglądając się po biurze. – A gdzie on tak w ogóle jest?
– Nie wiem, kto miał go pilnować? – zapytała Kicia z niepokojem w głosie. – To się źle skończy, musimy go poszukać.
– W taką pogodę? – Beatka spojrzała przez okno, błysk pioruna oświetlił wnętrze. – Nawet parasol nie pomoże, nic mu nie będzie jest dorosły … chyba.
Kicia wzruszyła ramionami i wyciągnęła z jednego z kartonów na półce kila świeczek w szklankach, ustawiła je na jeszcze stojących biurkach i zapaliła. Wszyscy patrzyli na ilość świeczek jaka została ustawiona ze zdziwieniem.
– No co? To nie pierwszy raz kiedy nie ma tu prądu, trzeba się jakoś zabezpieczyć – powiedziała Kicia patrząc na Nimoda.
– Przecież przeprosiłem, poza tym też mogłaś przypomnieć – powiedział z wyrzutem naczelny.
Każdy wziął się do pracy, chłopaki zaczęli ustawiać biurka z powrotem na miejsce, kobiety chwyciły za miotły i zaczęły zamiatać kulki, które co jakiś czas obijały się o siebie i podskakiwały. Sprzątanie szło im gładko, nim się obejrzeli pomieszczenie wyglądało już jakby nic się nie stało, poza kilkoma zniszczonymi przedmiotami ustawionymi w kartonie przy drzwiach. Wiatr nie ustawał, deszcz mocno uderzał w okna, biuro co chwila wypełniało się blaskiem piorunów.
– Teraz chyba nie pójdziemy do domów, przemokniemy zanim dojdziemy do stacji – powiedziała Beatka patrząc na oberwanie chmury.
– Jeszcze trochę poczekamy, może przejdzie, potem będzie trzeba iść się wyspać – odparła Kicia, odstawiając ostatnie teczki na półkę.
Drzwi delikatnie zaskrzypiały, dwa metaliczne uderzenia o podłogę wypełniły biuro, jeden delikatny, dźwigni spustowej, drugi dość głośny granatu, który wylądował na środku biura. W otwartych drzwiach stał przemoczony do suchej nitki Azu, trzymając w zawleczkę na jednym z palców.
Ciąg dalszy nastąpi
Autorzy: kiciakamyk, Thomasinho, Beatka Szczęśliwa, A.A.