Home / Opowiadania / A.A. / Droga do domu

Droga do domu

Poranna pobudka nigdy nie była tak ciężka, nim otworzył oczy już wiedział ,że ten dzień będzie ciężki. Miękkie łóżko i zapach lawendy, czuł dziwne ciepło, przykryty kołdrą, leżał chwilę zastanawiając się co się dzieje. Otworzył powoli oczy, rude włosy tuż przy jego ustach, biała pościel w niebieskie kwiaty, nie był u siebie, to było pewne. Nie pamiętał nic z zeszłej nocy, ostatnie co utkwiło mu w pamięci to dziwne drinki, które pili. Powoli wyślizgnął się z łóżka, starając się nie obudzić śpiącej kobiety. Jego ubranie spokojnie leżało na pobliskim krześle, ubrał się pospiesznie i cichutko wyszedł z mieszkania. Z jednej strony chciał wiedzieć, co się stało, ale z drugiej nie był pewien, czy na pewno chce.

Dzielnica nie wyglądała znajomo, budynki ze starej, czerwonej cegły, czyste chodniki. To miejsce nie przypominało slumsów w których mieszkał, włożył ręce do kieszeni, nie miał w nich nic.

-No pięknie, ani telefonu, ani portfela, nawet nie mam jak zamówić taksówki – wymamrotał do siebie.

Ulice były puste, pierwsze promienie słońca dopiero co oświetliły to miejsce, wszyscy pewnie jeszcze spali. Nie wiedział nawet w którą stronę ma iść, nigdy nie był w tej części miasta. Nikogo żeby zapytać się o drogę, albo przynajmniej dowiedzieć gdzie jest. Ruszył na wschód, albo dojdzie do miejsca które kojarzy, albo wyjdzie z miasta, obie te opcje, były korzystne, bo wiedziałby przynajmniej gdzie, jest albo jak dostać się do centrum. Okolica wyglądała przyjaźnie, starał się sobie usilnie przypomnieć wczorajszy wieczór. Jedyne co pamiętał, to były jakieś strzępy informacji. Bar, do którego weszli coś koło dziesiątej, chyba nazywał się “Pod Koniczynką”, w każdy weekend odwiedzali inny bar w mieście. Nie dlatego że nigdy nie chcieli ich wpuścić gdzieś dwa razy, ale stało się to tradycją jeszcze na studiach. Dookoła ich akademika było sporo barów, kiedyś postanowili zrobić sobie bursztynowy maraton i wypić jedno piwo z każdego z nich w ciągu jednej nocy. Nie udało im się to, przy piątym już mieli dość, ale postanowili, że ich maraton obejmie całe miasto, każdy weekend inny bar.

Pamiętał małą, ruda kelnerkę, ledwo jej pokaźny biust wystawał ponad stolik, nie była karłem, proporcje miała normalne, ale była bardzo niska. Okrągłe złote okulary, zza których migotały błękitne niczym letnie niebo oczy, ozdabiały jej twarz. Nie mógł się na nie napatrzeć, hipnotyzowały go swoim pięknem. Miała przepiękny uśmiech, wystające do przodu kły nadawały jej dziwnego uroku. Obrócił się na chwilę i spojrzał za siebie, na nadal widoczne stopnie prowadzące na klatkę schodową, z której niedawno wyszedł.

-Czy to mogła być ona? – wymamrotał pod nosem. – Nie, to niemożliwe, jeszcze nigdy nie był tak pijany, żeby coś takiego zapomnieć.

Ruszył dalej. Pamiętał, że mieli parę piw, potem kilka szotów, ktoś zaproponował koktajle, byli już dość wcięci, że wydawało się to dobrym pomysłem. Kolorowe drinki z parasolkami, tęcza w szklance, chyba nawet tak się nazywały. Słodkie, że aż mdliło, albo to dlatego, że już mieli dość sporo wypite, nie był pewien. Przypomniał sobie jeszcze ich zapach, pachniały dziwnie oceanicznie, jakby stał na plaży, gdzieś na karaibach. Był tam kiedyś z rodzicami na wakacjach, szum wody i zapach oceanu, pijąc przypominał sobie ciepły piasek między palcami.

Ulice nadal świeciły pustkami. Nie można się było dziwić, w końcu weekend, nikt nie wstaje tak wcześnie. W sumie to nawet nie widział, która jest godzina, w panice nawet nie rozejrzał się dobrze po mieszkaniu w poszukiwaniu zegarka. Chłodny poranny wiatr trochę odświeżył jego pamięć, przypomniał sobie jeszcze blondynkę. Jeden z jego znajomych zaczął ją podrywać, miał już sporo promili, więc był odważny. Chyba nie była z tego faktu zadowolona. I jeszcze ten osiłek z kolegami, to chyba była jego dziewczyna. Ruszyli mu na ratunek, pijacka bójka, pamiętał że wyszli na zewnątrz. Zdawał sobie sprawę, że to nie był dobry pomysł, ale był już tak wstawiony, że nie bał się tego. Chwiał się na nogach, ale trzymał gardę, przypomniał sobie lecącą w jego stronę pięść. Tutaj film mu się urwał, nie pamiętał jak wstał i co było dalej, pamiętał tylko ból głowy i zimny chodnik, potem ciemność.

Zatrzymał się na skrzyżowaniu, czerwone światło, niby nic nie jechało, ale wolał się zatrzymać na chwilę. Nagle zza rogu wyjechał czarny samochód, wystawił kciuk, nikłe szanse że się zatrzyma, ale to zawsze jakaś nadzieja, na podwózkę, albo przynajmniej informacje gdzie jest. Ku jego zdziwieniu, stanął tuż obok niego, okno się otworzyło, w środku siedział mężczyzna po trzydziestce, dziwnie znajoma twarz.

-Adam? – zapytał z niedowierzaniem.

-Wsiadaj, wszystko wyjaśnię na miejscu, teraz pora wracać do domu.

Zszokowany wsiadł do środka, podróż nie była długa, zatrzymali się dokładnie w miejscu z którego tu przyszedł. Spojrzał się na drzwi, potem na Adama, który wyszedł przed niego.

-Chodź, wszystko ci wyjaśnię w środku.

Weszli po schodach na pierwsze piętro, przeszli przez białe drzwi do mieszkania. Mała rudowłosa kelnerka, którą pamiętał z baru rzuciła się na niego i przytuliła mocno, była zdecydowanie starsza niż pamiętał. Teraz miał okazję rozejrzeć się po mieszkaniu, na ścianach w korytarzu wisiały zdjęcia ślubne z nim w roli pana młodego. Wszystkie wspomnienia niczym fala zalewające zatokę wypelniły mu głowę. Pobyt w szpitalu, zaniki pamięci, ślub i lata spędzone razem. Sięgnął do kieszeni koszuli, było tam pogięte zdjęcie ślubne. Miał je tam na właśnie taki wypadek, ale nawet nie wpadł na to, żeby tam zajrzeć.

Autor: A.A.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *