Home / Opowiadania / kiciakamyk / Dzień jak co dzień

Dzień jak co dzień

Admirał Kiciakamyk obudziła się z potwornym bólem głowy i brzucha. Wczorajsza kolacja była wyśmienita, ale niestety coś w niej nie grało. Może połączenia z trunkami? Prawdę mówiąc nie pamiętała, ile mogła wypić. Zwlekła się wolno z wyra i poczłapała do łazienki. Codzienny obraz nędzy i rozpaczy ustąpił obrazowi jak po kataklizmie atomowym. Hmmm… interesujące. No nic, trzeba jakoś doprowadzić się do używalności. Bycie admirałem na Dragon’s Eye międzygwiezdnym niszczycielu klasy Proton zobowiązywało…

Kiedy weszła na mostek załoganci popatrzyli lekko skonsternowanym wzrokiem po sobie. Prawdę mówiąc po wczorajszym świętowaniu, nie liczyli, że zobaczą ją dzisiaj o tak wczesnej porze i to jeszcze w pracy. Wyglądała najdelikatniej mówiąc ciekawie. Mimo, iż na twarz zdołała nałożyć perfekcyjny makijaż, znana była z minimalizmu w tej kwestii. I to dzisiaj chyba nie do końca służyło założonemu celowi. Jej cera była blado-szara a oczy mało przytomne. Widać było ciężki wysiłek, jaki wkłada w utrzymanie zawartości żołądka w swoim miejscu.

– Panowie! Raportować! – nakazała

Wśród załogantów zapanowała jeszcze większa cisza. W końcu odezwał się porucznik Argendor.

– Pani admirał chyba powinna zrobić sobie dziś dzień wolnego, jakoś tak nie wygląda Pani za dobrze.

W tym momencie Kicia zerwała się na równe nogi i w podskokach pobiegła do najbliższego miejsca odosobnienia.

– Ona zawsze jest taka uparta? – zapytał Boomhauer.

– Taaaak, tylko nie wiem, co się stanie, jak jej to powiesz. – odparł MadHatter.

– Robby – odezwał się DonGenzon – dawaj najlepszy eliksir świata.

– Się robi! – odpowiedziała pokładowa sztuczna inteligencja i wypuściła wiadomość w odpowiednie miejsce.

Po chwili na mostku zjawił się automat żywieniowy trzymając na wysięgniku kieliszek z czymś zielonym. Postawił szybko na stoliku przy fotelu Kici i nie zwlekając wycofał się do kuchni.

Kiedy Kicia wróciła na swoje stanowisko, załoga starała się być jak najbardziej pochłonięta swoimi zadaniami.

– To co z tym raportem? – zapytała.

– Jak już wspomniałem – odważył się odezwać Argendor – dzisiaj to chyba nie jest najlepszy dzień na…

– To ja decyduję o tym, co i kiedy. – ucięła

– Ale…

– Żadnych, ale! – wykrzyknęła i jej wzrok padł na kieliszek z zieloną cieczą. Podniosła go, uważnie się mu przyglądając. Zawartość pachniała miętą.

– Śmiało! – wykrzyknęli chórem załoganci

– Dzisiaj i tak mamy wszyscy wolne przebiegi – dokończył szybko Argendor, zanim znów zdążyła mu przerwać.

– Wolne przebiegi? -odparła w zamyśleniu przyglądając się podejrzliwie zielonej cieczy.

– No przecież dzisiaj poniedziałek, startujemy ze wszystkim jutro i w czwartek. Skonsternowanym wzrokiem powiodła po próbujących stłumić śmiech współtowarzyszach.

– Ach to zyćko na krawędzi! – westchnęła i wlała w siebie szybko zawartość trzymanego kieliszka

Wszyscy wokół pracowicie spoglądali w ekrany przy swoich stanowiskach. Tym razem twarz Kici nabrała koloru wypitej cieczy.

– To do jutra Panowie! – krzyknęła i znów w podskokach wybiegła z mostka.

– Jak jej ktoś powie, że wczoraj pod koniec imprezy śpiewała, może raczej nie przeżyć do następnego dnia – wymruczał pod nosem DonGenzon, ale tak, żeby wszyscy słyszeli.

Wszyscy obecni, jak jeden mąż, ryknęli salwą śmiechu.

Autor: kiciakamyk

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *