Home / Opowiadania / Beatka Szczęśliwa / Hazardowy problem

Hazardowy problem

Lato kończy się już, ale wyspa Fiore nie pustoszeje. Event trwa. Mieszkańcy miasteczka wabieni muzyką odwiedzają Kasyno-statek. Nagród jest mnóstwo, jak co roku. Jednak mieszkańcy niechętnie podchodzą do koła, by je zakręcić. Przyglądają się grającym, jakby próbowali odgadnąć system gry. Wszyscy marzą o Posterunku dla wartownika, ale tylko nielicznym udaje się go zdobyć. W pobliżu trapu stoi Max, syn piekarza i liczy zebrane dzisiaj dublony:
– Dwa, trzy, cztery – mruczy do siebie i sprawdza kieszenie – ale mam jeszcze to – wyciągnął sakiewkę. Twarz mu rozpromieniała.
– Dzisiaj na pewno mi się uda, wygram diamenty. Idę.
Zdecydowanym krokiem wszedł na statek i zniknął w kasynie.
Widziała go Wiki, wieśniaczka z Fiore. Żal jej się go zrobiło, a jeszcze bardziej jego starego ojca, który spłaca długi syna, gdy ten zaciąga nowe. Słyszała jego rozmowę z klaunem, gdy przechodziła obok ławki z begoniami, na której obaj siedzieli. Klaun wmówił mu, że jak bardzo mocno zakręci kołem posypią się diamenty, mnóstwo diamentów
– Niemądry ten Maxymilian, przecież nagrody są tylko rzeczowe, wszyscy to wiedzą, ale on uwierzył klaunowi – bawiła ją naiwność chłopca, więc się uśmiechnęła. Zaraz jednak uśmiech zniknął z jej twarzy. Przeraziła ją pełna sakiewka, którą wyciągnął.
– Skąd Max ma tyle pieniędzy? – myślała – muszę o tym porozmawiać z Almą. Gdzie ona może być? Acha, już wiem.
Alma po pracy chodzi nad Wesoły kanał, gdzie karmi dzikie kaczki swoimi makaronikami.
– Tam ją znajdę.
Ruszyła szybkim krokiem. Kątem oka spojrzała na Scenę epoki średniowiecza. Przedstawiała wiedźmę Agatę spaloną na stosie za uprawianie czarnej magii. To moja babka – pomyślała i poczuła jak ciarki przeszły jej po plecach. Wzdrygnęła się i poszła dalej. Gdy przechodziła obok Tawerny bohaterów widziała jak karczmarz wyrzuca Dantego za drzwi
– Już mi stąd, to nie jest miej dla takich oprychów jak ty! – krzyczał za nim.
Dante popchnięty mocno stracił równowagę i przewrócił sie na bruk. Wiki nie lubiła tego chłopaka, czasami się go nawet bała. Więc teraz nie przejęła się jego losem, tylko poszła dalej. Z daleka zobaczyła Almę.
– Witaj Alma, jak dobrze, że cię odnalazłam. Muszę z tobą koniecznie porozmawiać.
Podeszła do niej bliżej i zauważyła jak dziewczyna ociera łzę z policzka. Płacze? – zdziwiła się, ale szybko odrzuciła taką myśl – czemu by miała płakać? pewnie jakiś paproszek wpadł jej do oka – wytłumaczyła sobie.
– Przed chwilą widziałam Maxa jak wchodził do Kasyna z sakiewką pełną pieniędzy. Wiesz co się stanie, jeżeli zaciągnie nowe długi. Piekarnia pójdzie do antyka na sprzedaż, za grosze. Ten klaun naopowiadał mu tyle głupot, a on we wszystko uwierzył. Zła jestem na niego za to. Możesz porozmawiać z ojcem Maxa? – powiedziała jednym tchem.
– Witaj Wiki. Jesteś bardzo wrażliwą osobą i tak bardzo przejmujesz się losem innych. Ale wiesz, że ja nie mogę się wtrącać w sprawy rodzinne mojego pracodawcy. Co bym mu miała powiedzieć i dlaczego miałby mnie posłuchać?
– Robisz najlepsze makaroniki w całym mieście. Gdyby nie ty, on już dawno zamknąłby wytwórnię.
– Przykro mi, ale nie mogę nic zrobić. Wczoraj był Gentrian w wytwórni, chce ją wykupić. Zostawił zadatek. Jego wiatrak jest nowoczesny, a piekarnia stara. Myszy harcują na strychu. Może to i lepiej. Max zostanie korsarzem. Już rozmawiał o tym z gubernatorem.
Wiki aż usta otworzyła ze zdziwienia, że takie zmiany mogą wkrótce nastąpić w ich malym miasteczku.

Autor: Beatka Szczęśliwa

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *