Musiała minąć dłuższa chwila, nim jego oczy przywykły do jaskrawego światła na tyle, żeby mógł je w miarę swobodnie otworzyć. Był w jakimś niewielkim pomieszczeniu, o którym ciężko było cokolwiek powiedzieć. Cztery białe ściany i prosty stolik z jednym krzesłem. Nie było drzwi ani okien – żadnej drogi ucieczki, ani nawet możliwości ustalenia, gdzie się znajduje. Ręce i nogi miał wolne, więc mógł się swobodnie poruszać, choć lekkie zawroty głowy utrudniały utrzymanie równowagi.
– H-halo? Jest tu ktoś? – zapytał, jednak nie doczekał się żadnej odpowiedzi. – Kurna, w co ja się wpakowałem…
Powoli obszedł całe pomieszczenie, przesuwając dłońmi po gładkich ścianach. Żadnych szczelin ani otworów – wyglądało to tak, jakby ktoś wybudował ten pokój wokół niego. Nie było nawet lampy, mimo, że przecież coś dawało światło.
Usiadł na krześle, odruchowo próbując sięgnąć do kieszeni po papierosa. Ta była jednak pusta. Westchnął ciężko i oparł łokcie na stole. Twarz ukrył w dłoniach, wziął kilka głębokich oddechów. Co się właściwie stało?
Przypomniał sobie zniszczone biuro redakcji i prostokątny otwór w ścianie. Kasetka, którą dostał od ślusarza – który z kolei miał ją podobno od Alexa – idealnie pasowała do tego otworu. Później pojawiło się lekkie ukłucie, ciemność i głos gdzieś z oddali. “Mamy cel” – powtórzył w myślach. Przejechał dłonią po karku, na którym miał lekko swędzące wybrzuszenie, jakby po ukąszeniu komara.
– Pewnie chciałby pan zapalić?
Głos rozbrzmiał tak nagle, że Pablop podskoczył na krześle, a jego serce przyspieszyło.
– Kto… kto to?!
– To nie jest w tej chwili istotne. Taki będzie dobry, jak mniemam?
– Co… – ze zdumieniem zauważył, że na stole leży papieros. Powoli wziął go w dłoń i obejrzał, po czym spojrzał na sufit, a następnie pomacał stolik od spodu. – Jak… skąd…
– To też możemy uznać za nieistotne, tak samo jak to w tej chwili. – końcówka papierosa nagle się rozżarzyła. – Zapalniczki też pan nie ma. Proszę nie dziękować.
Pablop bez słowa, lekko drżącą ręką, zbliżył papierosa do ust i się zaciągnął. Po sekundzie wypuścił pokaźny kłąb dymu, który niemal od razu się rozpłynął.
– Czy to…
– …sen? – dokończył głos. – A może pan umarł i teraz czeka na osąd? Może jest pan więziony przez kosmitów lub inne istoty z Ziemi, spoza niej, lub może nawet spoza naszego wymiaru?
– Magia?
– A czym jest magia?
– No… – spojrzał na papierosa.
– Może to po prostu technologia? Zdolność manipulowania otaczającą nas materią?
Pablop zmarszczył brwi i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć.
– Dość tego – poderwał się, gubiąc papierosa i niemal przewracając krzesło. – Pokaż się! To ja tu będę zadawał pytania!
Zapadła cisza, przerywana jedynie ciężkim oddechem Pablopa.
– Proszę bardzo.
Odskoczył w tył, zderzając się plecami ze ścianą. Przed nim pojawił się mężczyzna albo kobieta. Pablop nie wiedział, czy to szok, czy może środek nasenny wciąż jeszcze działał. A może to ten papieros? Choć starał się skupić myśli, nie mógł pojąć kim ani czym jest ta postać. Nie mógł dostrzec żadnych cech, nie mógł opisać jej ubioru. Nawet nie był pewien, czy pojawiła się dopiero teraz, czy może stała przed nim od samego początku lub może wcale jej tu nie było. Jakby była na skraju percepcji, nie pozwalając jego zmysłom na żadną analizę.
– Czy to, że może pan mnie zobaczyć, cokolwiek pomogło?
– Idź pan… pani… po prostu idź w chusteczkę, czymkolwiek jesteś. – wymamrotał.
Postać się delikatnie poruszyła.
– Dlatego właśnie to kim jestem, jest nieistotne.
Dopiero teraz Pablop zdał sobie sprawę, że nawet głos nie był ani kobiecy, ani męski. Po prostu był.
– Proszę usiąść – postać wskazała na krzesło.
– Po cholerę?
– Nie wyjaśnię panu wszystkiego, ale wystarczająco, by mógł pan podjąć decyzję.
– Jaką decyzję?
Postać znów wskazała na krzesło. Po chwili wahania odkleił się od ściany i powoli podszedł do stolika. Usiadł, starając się nie spuszczać wzroku z tajemniczego bytu. Nawet nie wiedział, kiedy i jak, nagle zdał sobie sprawą, że postać zasiada na krześle po drugiej stronie stolika. Już nawet się nie dziwił, że przecież przed chwilą było tu tylko jedno krzesło.
– Rozumiem, że może być pan trochę… skołowany. Nie jest to nic dziwnego, w tej sytuacji. Ludzki umysł nie lubi rzeczy, których nie może wyjaśnić. Dlatego tworzy kosmitów, bogów… Stara się przypisać wygodną definicję, która wyjaśnia wszystko, ale i jednocześnie nic. Proszę wybaczyć pytanie, ale czy jest pan wierzący?
– A co cię… – powstrzymał się. – Powiedzmy, że po tym co widziałem, mogę być otwarty na różne rzeczy.
– Świetnie, to trochę ułatwi dojście do porozumienia. Zapewne nawet teraz próbuje pan stworzyć w myślach jakąś twarz, nadać znajome rysy. Szuka pan gestów i mimiki, gdy mówię. Czy pańska odpowiedź mnie usatysfakcjonowała, a może rozbawiła? Może nawet rozgniewała lub po prostu znudziła?
Pablop zamyślił się na moment. Rzeczywiście wciąż starał się nadać swojemu rozmówcy jakieś cechy, wyobrażał sobie jego lub jej reakcje.
– No… – skinął lekko głową. – Ale…
– Jak już mówiłem, to jest nieistotne, a i tak poświęciliśmy na to dużo czasu. Przejdźmy więc może do tego, co się wydarzyło wcześniej – na stole pojawiła się kasetka od ślusarza. – Wie pan, co to jest?
– Hm… – wzruszył ramionami. – Dostałem to od pewnego człowieka.
– Który z kolei dostał do od pańskiego przyjaciela?
– Nie rozpędzajmy się z tym przyjacielem, ale tak. W każdym razie, gość twierdził, że to od niego.
– Ciekawa sprawa, z tym pańskim nie-przyjacielem. Alex, prawda? Zwykły redaktor, który nagle wszedł w posiadanie czegoś niezwykłego.
– Co jest takiego niezwykłego w tym pudełku?
– Raczej co było… Samo opakowanie nie jest ważne. Tamten starszy mężczyzna coś panu powiedział, prawda? I proszę nie mówić, że głupoty.
Pablop spojrzał na postać i natychmiast odwrócił wzrok. Czuł się niekomfortowo w obecności tego czegoś.
– Jakieś gł… niestworzone rze… – westchnął. – Coś o jakimś portalu, który go wessał.
– A tenże portal pojawił się tuż po tym, jak pański kolega założył zegarek, który wcześniej znajdował się w szkatułce?
– No tak mówił.
– Powiedział prawdę.
“Teraz to nawet, kurna, nie mam jak zanegować” – odparł w myślach. – Nie rozumiem, jaka w tym moja rola. – dodał na głos.
– Pańska rola… Żadna, powiem wprost. W każdym razie, póki nie wszedł pan w posiadanie tego – skinął na szkatułkę – i nie zaczął się tym interesować.
– Dalej nie rozumiem…
– Cóż… powiedzmy, że sprawa szkatułki, jej zawartości, oraz pańskiego zaginionego kolegi, a także wszystkiego co z tym powiązane, to nie jest coś, co powinno zyskiwać rozgłos.
– Aha… czyli chcecie mnie uciszyć, tak?
– To trochę bardziej skomplikowane. Jak pan się domyśla, gdybyśmy chcieli pana uciszyć, już byśmy to zrobili.
– Tak jak ślusarza?
– Jednakże znając pańskie umiejętności i doświadczenie – postać zignorowała pytanie i kontynuowała – doszliśmy do wniosku, że możemy dać panu szansę.
– A czy ślusarz dostał szansę? – zacisnął pięści – Albo Genzo? Bo jak się domyślam, to jego też dranie dopadliście.
– Pański kolega, Genzo, już dokonał wyboru. Mogę powiedzieć tylko tyle, że żyje. Pan także, niezależnie co zdecyduje, za kilka chwil wyjdzie stąd żywy.
Pablop oparł się na krześle. Miał mętlik w głowie, nie wiedział co myśleć. Nie miał nawet pewności, czy to wszystko dzieje się naprawdę. Jeśli nie, to i tak mu nic nie zaszkodzi. A jeśli tak… chyba i tak nie miał wyboru.
– Dobra, mam dość. Daj zapalić i mów o co chodzi. Tylko prosto, bez żadnych zawijasów.
Chwilę później miał już papierosa, który pojawił się i zapalił tak samo jak poprzedni. Nie analizował, nie myślał o tym, po prostu delektował się dymem. Postać odczekała chwilę, po czym kontynuowała.
– Skłamię, jeśli powiem, że nie przyglądaliśmy się waszej redakcji. Docieraliście w różne miejsce, poruszaliście mniej i bardziej niewygodne tematy. Tak to powinno funkcjonować, nie mamy o to pretensji. Jak pan jednak rozumie i z czym się pan już niejednokrotnie spotkał, są rzeczy, które powinny zostać tajemnicą.
– Takie jak korupcja i lenistwo wśród władz?
– Też, choć nas akurat te rzeczy nie obchodzą. To są… że tak powiem, bardzo przyziemne sprawy, choć oczywiście istotne dla społeczeństwa.
– Więc co wy chowacie w tajemnicy?
Na jednej ze ścian nagle pokazał się obraz. Było to nagranie, wyglądało na to, że zrobione z jakiegoś drona. Przedstawiało jedną z uliczek miasta widzianą z lotu ptaka. Pablop od razu skojarzył, że było to przed zakładem ślusarza. Po kilku sekundach widać było, jak wychodzi stamtąd drobna postać, na pierwszy rzut oka kobieta.
– Przecież to jest…
– Tak, proszę oglądać dalej.
Widać było, jak osoba na nagraniu zakłada coś na nadgarstek. Sekundę później została zasłonięta przez coś okrągłego, wirującego. Gdy zniknęło, uliczka znów była pusta. W miejscu, w którym stał przed chwilą Alex, leżała teraz tylko mała, prostokątna szkatułka.
– O kur… – Pablop niemal wypuścił papierosa z ust.
– Jak pan widzi, ślusarz mówił prawdę.
– Ale… co to… gdzie on zniknął?
– Sami chcielibyśmy wiedzieć. Sposób działania tego artefaktu wciąż nie jest do końca pojęty.
– Coś o tym wiem – skrzywił się – w końcu siedziałem z nim w jednym biurze.
– Mówię o urządzeniu, które założył na nadgarstek.
Postać poruszyła lekko dłonią. Film cofnął się o kilka klatek, po czym powiększył. Rzeczywiście, widać było, że Alex ma jakiś zegarek.
– Co to takiego? – zapytał Pablop – To ten artefakt?
– Jeden z wielu – postać przytaknęła – Szukaliśmy go od dłuższego czasu, niestety mimo wysiłków, nie byliśmy w stanie wpaść na odpowiedni trop. Urządzenie musiało się uaktywnić samoczynnie, jeszcze w waszej redakcji, prawdopodobnie w trakcie eksplozji. To pozwoliło nam go namierzyć, jednak trwało to zbyt długo.
– Pewnie Alex znalazł go przypadkiem, jak badał co się stało.
– Zapewne tak. Gdy przybyliśmy, artefaktu już nie było ani nie emitował żadnego sygnału. Zaczęliśmy przeczesywać miasto dronami. Szczęście w nieszczęściu, że jeden z nich był w pobliżu, gdy odnotowaliśmy kolejną aktywność.
– No dobra, ale co z Alexem?
– Sam artefakt nie jest niebezpieczny dla użytkownika, a w każdym razie nie powinien być. Nie wiemy, jakie skutki mogła wywrzeć na niego eksplozja. Jeżeli więc pański kolega nie wpadł w inne tarapaty, to raczej nic mu nie jest.
– Inne tarapaty?! – Pablop uniósł brwi. – Po czymś takim może być jeszcze coś innego?
– Owszem, może. Zalecam jednak nie zajmować sobie tym myśli, bo i tak nic to nie da. W tej chwili zarówno artefakt, jak i Alex, są poza naszym zasięgiem.
– Co to znaczy? Gdzieś w górach, w jakiejś jaskini? Na wyspie?
– Tak… choć to oczywiście trochę bardziej skomplikowane, a nie chcę za bardzo przedłużać naszej rozmowy. Wciąż nie wie pan, jakie są opcje i co właściwie chcę zaproponować.
– Więc do rzeczy.
Obraz zniknął ze ściany, a postać obróciła się w stronę rozmówcy.
– Jak już pan zapewne zauważył, świat jest trochę bardziej skomplikowany, niż mogłoby się wydawać. Są rzeczy, które ciężko zrozumieć, które mogą zahaczać o abstrakcję lub wyobrażenia szaleńca. To co pan dzisiaj widział i tak jest dość przystępne dla nienawykłego do takich rzeczy umysłu. Nie każdy może się w to zagłębić. Pytał pan o to, czy zlikwidowaliśmy ślusarza. Otóż nie, nie zrobiliśmy tego. To był przykład umysłu, który po prostu nie wytrzymał tego co ujrzał.
– A wysadzenie redakcji? To wy?
Postać pokręciła głową.
– A ten nalot kilka tygodni temu?
– To my.
– Czemu?
– Nadszedł czas wyboru. Tak jak pański kolega, Genzo, teraz i pan musi podjąć decyzję. Może to wydać się znajome, lub nawet zabawne, ale…
Na stole pojawiły się dwie pigułki – niebieska i czerwona. Pablop spojrzał na nie z uniesionymi brwiami, po czym przeniósł wzrok na rozmówcę.
– Chyba sobie jaja robisz.
– Tak będzie prościej. Jeśli zażyje pan niebieską pigułkę, obudzi się pan w swoim łóżku. Nie będzie pan pamiętał tej rozmowy, tego pokoju. Zapomni pan o ślusarzu, szkatułce, portalu. Zapewniam, że już pan więcej tutaj nie trafi.
– Aha, a jak wybiorę czerwoną, to obudzę się w swoim prawdziwym ciele, w prawdziwym świecie?
– Czemu zakłada pan, że pańskie ciało i świat nie są prawdziwe? – postać przekrzywiła głowę.
– No nie wiem… – Pablop teatralnie rozejrzał się po pokoju.
– Czerwona pigułka także sprawi, że obudzi się pan w swoim własnym łóżku. Taka tylko różnica, że nic pan nie zapomni, a nawet otrzyma możliwość poznania większych tajemnic.
– Gdzie haczyk?
– Cóż… musimy mieć pewność, że nie powie pan o słowo za dużo, przy nieodpowiednich osobach. W pańskim krwiobiegu będą krążyły nanoboty, które w mgnieniu oka uśmiercą pana, jeśli tylko wydamy im odpowiednie polecenie. Będziemy słyszeć i widzieć to co pan.
Pablop ostatni raz wciągnął dym z dopalającego się już papierosa. To wszystko osiągnęło taki poziom abstrakcji, że nie był w stanie się ani roześmiać, ani zdenerwować po usłyszeniu propozycji. Portale, artefakty, pigułki, nanoboty…
– Zaraz… mówiłeś, że Genzo też stanął przed wyborem. Co wybrał?
– Sam się go pan zapyta, gdy podejmie pan swoją decyzję. On nie miał nikogo, kim mógłby się sugerować.
“Niebieska, czerwona, niebieska, czerwona… Kurna, zachciało mi się być dziennikarzem… Zabiję tych, co mnie w to wpakowali…” – myśli kotłowały mu się w głowie. “I co, całe życie na podsłuchu? W pubie, w kiblu, w burdelu… O nie nie, na pewno nie…”
– Powiem tylko na zachętę, że po niebieskiej jest straszny kac. Efekt uboczny czyszczenia pamięci… – odezwała się postać.
– Pomocne… – odparł Pablop i wyciągnął dłoń po pigułkę.
***
Następny dzień zaczął się od okropnego bólu głowy.
– O ja pierdzielę… – wyjęczał Pablop, z trudem zwlekając się z łóżka. – Wody…
Krok za krokiem, w okropnych męczarniach skierował się do kuchni. W ustach miał tak sucho, że był pewien, że kartografowie już zaczęli rysować mapy nowej pustyni. Przejście kilku metrów zajęło mu całe wieki. W końcu dopadł do zlewu i odkręcił zimną wodę na całą moc, po czym przystawił usta do orzeźwiającego strumienia. Nim w pełni zaspokoił pragnienie, z pokoju rozległ się dźwięk komórki. Okropny, świdrujący dźwięk, który teraz starał się rozerwać jego głowę. Mamrocząc przekleństwa wrócił do łóżka i chwycił telefon z nocnego stolika.
– Halo?
– Halo, Pablop? To ty?
– A kurna jak myślisz?
– Aha… ja pierdziele… ale mam kaca po tej imprezie. Nigdy więcej… mnie nie namówisz.
– Ta… Genzo, wal się. Zadzwonię kiedy indziej.
Pablop rozłączył się i rzucił telefon na łóżko. Sam odwrócił się i tym razem skierował do łazienki. Oparł się o umywalkę i spojrzał w wiszące na ścianie lustro. Wyglądał i czuł się tak, jakby przebiegło po nim stado koni, a później jeszcze parę słoni na poprawkę.
– Ty padalcu… Mam nadzieję, że słyszysz i czujesz to co ja – powiedział do swojego odbicia – A mówiłeś, że to po niebieskiej jest kac…
Autor: Domin