Domin siedział odrętwiały przy kuchennym stole u Pablopa. Nawet nie pamiętał, jak się tu znalazł. Pamiętał tylko, że nie pozwolił się zabrać do Nerona i tyle, że Pablop wlał w niego jakiś alkohol. Resztą była pociętym filmem. Przewijał się scenami to do przodu, to do tyłu. Strach, a potem satysfakcja dziennika. Potem krzyk kobiety. Jego nieprzytomna próba rozsunięcia regałów i widok zmiażdżonego ciała. Chyba nawet próbował resuscytacji. Mnóstwo policji. Jego mózg wypierał makabryczne sceny. Ale było coś, co nie dawało mu spokoju. Wyczuwał dziennik, ale potem coś jeszcze. Jakieś nikłe uczucie triumfu, potem olbrzymi strach i ból urwany w okamgnieniu. Czyżby to była Kicia, czy tylko jego zmęczony mózg dawał mu fałszywe sygnały?
Pablop odchrząknął wybijając go po raz kolejny z zamyślenia.
-No dalej, chłopie! Musimy się pozbierać! Mamy wizytę u Ionna. Nie wiem, co ta rozmywająca się brunetka znów wymyśliła, ale wkręciła się w jego śledztwo od samego początku.
– Mhm – mruknął Domin – musimy chyba trochę wytrzeźwieć…
– Nie jesteś pijany! Wypiłeś herbatę z rumem!
– Aha… – znów wymruczał Domin – chyba niewiele pamiętam.
Pablop przewrócił oczami.
– Jakim cudem ty żeś się uchował w tym świecie z taką słabą głową? Ale to nic, jeszcze cię naprostuję. – spojrzał na Domina z lekkim powątpiewaniem. – No, kiedyś. Zbieraj się.
– Pablop…
– No co? Podstawić wiadro?
– Hm… Nie. Nie to. To dziwne, ale tam w bibliotece… – próbował dobrać słowa, ale przychodziło mu to z trudem. – Było coś… jeszcze.
– W sensie coś poza dziennikiem?
– Tak… albo nie, nie jestem pewien. Po prostu wydaje mi się, że… Gdy te regały się przesuwały. Gdy… I chwilę przed tym. Był dziennik i coś jeszcze.
– No ale co? Może ci szejpcośtam?
– Nie. – Domin pokręcił głową. – To było coś… strasznego. Jakbym czuł… Śmierć.
– No wiesz… W końcu ona…
– Nie, nie chodzi tylko o to. To coś… – zmarszczył brwi i przez chwilę siedział w bezruchu. – Nie, musiało mi się wydawać. To pewnie tylko szok.
– Domin, bo ci na otrzeźwienie strzelę w mordę! Weź się człowieku pozbieraj! – Pablop nie wytrzymał. Był kłębkiem nerwów, ale starał się również nie pokazywać tego przy wyraźnie bardziej roztrzęsionym przyjacielu. Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Jak to się mogło wydarzyć? Obiecali przecież czuwać! Widocznie nie są tak bardzo sprawni, jak mówili. Co mają powiedzieć Ionnowi? No przecież nie uwierzy w te bzdury o magii. Musi coś w miarę sprawnie wymyśleć, zanim zamkną ich obu w wariatkowie. Popatrzył na przyjaciela. Domin był obrazem nędzy i rozpaczy. Mocno to przeżywał, chyba faktycznie tracił zmysły. Może uda się go jakoś wyciągnąć na wakacje? W końcu szejpcośtamy zapłaciły niemałą sumkę. Przynajmniej z tym byli słowni. Tylko niestety czuł, że to jeszcze nie koniec.
***
Stali w starej dzielnicy miasta, przed nimi rozciągały się szerokie i wysokie murowane schody, z wysokimi betonowymi murkami po obu ich stronach, na dole zwieńczone dwiema wielkimi kulami. Na górze trójkątne zadaszenie z wielką gwiazdą sprawiedliwości i niebieskim napisem “POLICJA”. Powoli wspięli się na szczyt, pomiędzy dwiema środkowymi kolumnami przywitały ich drzwi obrotowe, prowadzące do wnętrza. Ciężkie metalowe obramowanie z pancernym szkłem z zatopioną wewnątrz metalową siatką, obracało się bardzo wolno, automatyczny system drzwi lekko piszczał, same drzwi lekko zgrzytały gdy zablokowały przejście za ich plecami. Wnętrze było jasne, oświetlone przez wielkie świetliki w kształcie kopuły nad ich głowami. Ściany pomalowane na jasny kolor, na wysokości ich głów obite kasztanową boazerią. Podłoga była pokryta wielkimi płytami mającymi imitować marmur i mozaiką na środku przedstawiającą tą samą gwiazdę sprawiedliwości która wisiała nad wejściem. Naprzeciw nich znajdowała się długa biała lada zabudowana od frontu, tak, że nie było widać nic pod spodem i co znajduje się na niej samej. Tylko po prawej stronie wystawał czubek jakiegoś kwiatu, tuż obok głowy jednego z funkcjonariuszy. Brązowowłosy mężczyzna spojrzał przez swoje cienkie okulary prosto na nich i zapytał spokojnym tonem:
– Panowie chcą zgłosić przestępstwo, czy jakaś sprawa medialna?
– My do komendanta Ionna – powiedział spokojnym tonem Pablop
– Pierwsze piętro ostatnie drzwi po prawej.
Powoli weszli po schodach biegnących wzdłuż lewej ściany na pierwsze piętro. Im bardziej zbliżali się do szczytu tym głośniejszy stawał się gwar policjantów i dźwięki dzwoniących telefonów. Na otwartej przestrzeni po lewej stronie od wejścia, poustawiano biurka w sześciu grupach, po dwa skierowane do siebie, lekko przesunięte dając miejsce na małe krzesło ustawione przy każdym z nich. Przy każdym ze stanowisk stał fotel obrotowy skierowany do monitora komputera. Przy niektórych siedzieli funkcjonariusze przesłuchujący drobnych przestępców skutych kajdankami lub przyjmujących zgłoszenia. Szli spokojnie. Pablop spoglądał na salę, uśmiechając się sam do siebie, półgłosem wymamrotał:
– To przywołuje wspomnienia.
Domin spojrzał na niego, ale nic nie powiedział.
Delikatnie zastukał w do połowy przeszklone matową szybą drzwi z napisem: “Komendant Ionn”.
– Wejść. – usłyszeli zmęczony głos.
Wnętrze biura było dobrze oświetlone przez wielkie okno, znajdujące się za plecami mężczyzny siedzącego przy metalowym biurku. Na biurku leżała żółta teczka, a w rogu stało zdjęcie odwrócone do nich plecami. Przy lewej ścianie stała czarna kanapa, przy niskim szklanym stoliku z drewnianymi nogami, na którą zawieszono krajobraz jakiejś łąki z drzewem. Przy prawej ścianie zaś stał szeroki regał z poustawianymi książkami z kodeksem karnym i grube teczki. Przy tym zaś ustawiony metalowa szafka na akta, zamykana na kluczyk.
Usiedli na krzesłach naprzeciw biurka. Ionn spojrzał na nich ze współczuciem. Wyglądali tragicznie. Pablop jak zwykle próbował grać, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Domin przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy. Przeklął się w duchu, że nie dało się załatwić formalności już na miejscu i dać im w spokoju odpocząć, ale niestety musieli podpisać swoje zeznania. Wyjął teczkę z aktami sprawy, którą starał się jak najbardziej przyspieszyć. Technicy uwijali się jak w ukropie. Pomagała jakaś przemiła brunetka, z komendy głównej. Dlaczego akurat ktoś wyżej się zainteresował, jeszcze nie miał pojęcia, ale papiery się zgadzały, a i współpraca była całkiem przyjemna. Spojrzał na siedzących przed nim mężczyzn i westchnął. Musiał to jakoś delikatnie zrobić.
W aktach w lewym rogu spinaczem do papieru wpięte były zdjęcia z miejsca zbrodni. Na frontowym widniała twarz kobiety – tak zmasakrowana, że nie można było dopatrzeć się żadnych cech szczególnych. Cała zakrwawiona i pocięta, z wystającymi kośćmi które przebiły jej skórę. Szeroko otwarte oczy wychodziły na wierzch od ciśnienia jakiemu została poddana. Kolejne zdjęcia nie były lepsze. Ciało miała podobnie zmasakrowane, leżące w kałuży krwi, powyginane na wszystkie możliwe strony. Połamane kości nóg i rąk przebijały jej skórę. Samo miejsce zbrodni nie było ładniejsze – przesuwane szafki na korbę całe wymalowane czerwienią jej krwi. Z samego raportu niewiele wynikało, ciało zbyt zmasakrowane, żeby ustalić konkretną przyczynę śmierci, lecz nie pozostawiało wątpliwości, że doszło tutaj do zmiażdżenia z wielką siłą.
Ionn schował zgrabnie zdjęcie i podał każdemu do podpisania protokół zeznań.
– Mam tutaj już w zasadzie wszystkie potrzebne dokumenty. Musicie zerknąć, czy wszystko się zgadza i podpisać. – powiedział podając im odpowiednie strony.
Zarówno Pablop jak i Domin podpisali bez namysłu i spoglądania na treść.
– A co z tamtym gościem? – zapytał Pablop.
– Ah… – Ionn machnął ręką. – To już nie wasz ani nasz problem. Zajmie się tym inny… wydział.
– Spychologia wiecznie żywa – Pablop uśmiechnął się krzywo i wstał. – No nic, wszystko podpisane, to my nie trujemy i zawijamy.
***
Wyszli na świeże powietrze. Obaj odetchnęli z ulgą. Teraz myśleli tylko o tym, żeby jakoś zapomnieć. Stali tak patrząc w zamyśleniu w dal, gdy podeszła do nich zgrabna brunetka. – Znowu ty? – pierwszy Pablop otrząsnął się z zamyślenia.
– Tak, musimy porozmawiać, chodźcie za mną. – zakomenderowała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– No chyba nie mamy wyboru. – bąknął Domin.
Nie uszli daleko. Gdy znaleźli się w zaułku tuż za zakrętem, świat zmienił się. Znaleźli się w pokoju ze stołem i krzesłami. Jedna ściana była przeszklona, a za nią widok na stół, na którym leżało coś przykrytego białym prześcieradłem. Coś, co łudząco przypominało kształtem człowieka.
Domin chwycił się za głowę i oparł o ścianę. Pablop spojrzał na towarzysza, starając się zrozumieć, co się dzieje:
– Co wy mu robicie? – krzyknął.
– Proszę się odsunąć – powiedziała istota, która jeszcze przed chwilą była atrakcyjną brunetką, i zdecydowanym ruchem wskazała krzesło. Gdzieś na granicy percepcji Pablop odnotował, jak coś podniosło Domina i posadziło na krześle obok.
– Wyciszę twój ból. – powiedziała istota i dotknęła głowy Domina – Opowiedz, co czujesz. Domin zdziwiony skupił się na tym, co się dzieje. Zamknął oczy. Niewyraźne obrazy zaczęły mu przelatywać przed powiekami.
– Strach, olbrzymi strach! – wyjąkał – Widzę książki. Jakąś postać. Potem ból i ciemność. Nie! Pablop zerwał się na równe nogi, ale powstrzymała go nieznana siła. Istota podeszła jeszcze raz do niego. Dotknęła tym razem jego głowy i powiedziała:
– Będziesz przez chwilę widział, to co on. Jego to już nie boli, więc siedź proszę spokojnie. Znikąd pojawił się drugi fotel i obaj siedzieli teraz obok siebie. Domin patrzył na to, co znajdowało się za szybą.
– Czy to jest?
– Tak, to ona. – przytaknęła istota.
– Czy to co widzę i czuję, to też od niej?
Tym razem i Pablop zobaczył scenę z biblioteki, tuż przed śmiercią Kici. – Tak. Wyczuwasz artefakty. Teraz możesz się nauczyć, jak dokładnie to do ciebie przychodzi.
Pablop widocznie spięty z niedowierzaniem popatrzył na Domina.
– Czy wy musicie go katować? Przecież ona nie żyje. Dajcie już spokój!
– Niezupełnie – odezwała się tajemniczo istota – to, co w tej chwili czujesz, to jest dokładnie to, co czuje artefakt. W tym przypadku ona.
– Jak? – wykrzyknęli i znów poderwali się z foteli.
– Sami zobaczcie.
Prześcieradło zdawało się przykrywać raczej stertę rupieci, niż ludzkie ciało. Niespodziewanie jednak to co jest pod nim zaczęło drgać. Zmieniało swój kształt krótkimi, szybkimi ruchami – niczym w filmie poklatkowym. Domin i Pablop podeszli do szyby. Spoglądali nic nierozumiejącym wzrokiem, jak powoli sterta rupieci pod prześcieradłem zaczyna przybierać formę ludzkiego ciała, a później nagle siada. Materiał opadł na tyle, by odsłonić twarz i ramiona. Kicia rozejrzała się lekko zamroczona, aż w końcu odszukała wzrokiem szybę i ujrzała dwóch mężczyzn, wpatrujących się w nią z rozdziawionymi gębami. Uśmiechnęła się i pomachała do nich.
– To już dla mnie za wiele… – Domin runął na ziemię jak kłoda.
Pablop spojrzał na nieprzytomnego towarzysza, na bezkształtną istotę, znów na Kicię, po czym ciężko westchnął.
– Za mało piję… – powiedział cicho i z głuchym łoskotem poszedł w ślady Domina.
Autorzy: kiciakamyk, A.A., Domin