Przyszła do niego nad ranem. Jak zawsze pachniała lawendą i bzem. Jej dotyk koił i dawał wytchnienie w bólu. Co go podkusiło, żeby rzucić się na ratunek temu dzieciakowi? Nie mógł patrzeć, jak przez głupotę dorosłych ginie niewinne dziecko. To działo się zbyt szybko. Król zarządził polowanie na dzika. Polowanie, jak tysiące innych. Jako królewski łucznik brał udział już w wielu. Tym razem jednak, król postanowił zabrać ze sobą pięcioletniego syna. Mały wystraszył się szarżą dzika i zaczął wrzeszczeć i uciekać… tyle że w złą stronę. Tylko refleks i szybkość Tarrana ocaliła młodego przed nieuniknioną śmiercią. Zapłacił za to głębokimi ranami na ciele i wyrokiem śmierci. Taaaaak… oprócz serca miał też język. Niewyparzony język. Ostatkiem sił i przytomności zdążył jeszcze zwyzywać króla od kretynów, a królewskie dziecko od bękartów. To się nie mogło inaczej skończyć. Kazali go leczyć, aby mógł dożyć do publicznej egzekucji. Dla przykładu.
Dotyk Lany wyrwał go z mrocznych wspomnień. Przychodziła codziennie i opiekowała się nim nie tylko lecząc rany, ale poświęcając chwilę na rozmowę. Znali się od dziecka. Dorastali na tym samym zamku, jednak widując się sporadycznie. On wyrósł na przystojnego czarnowłosego młodzieńca, królewskiego łucznika. Miał wokół siebie zawsze wianuszek dziewcząt, a i było się z kim napić wieczorami. Żadna z tych osób nie zajrzała teraz do niego.
Lana z kolei zawsze kryła się po kątach. Była przeciętnej urody i nigdy nie budziła zainteresowania. Stała się ceniona za swoją wiedzę, ale z tego też względu unikana.
Miała piękne zielone oczy i rude włosy, które związywała w luźny ogon.
Mimo, że przychodziła codziennie zmieniać opatrunki, rany bardzo wolno się goiły. Któregoś dnia podczas rozmowy, Tarran poprosił Lanę o coś, co pozwoli mu odejść z godnością. Nie chciał czekać, na publiczną szopkę z nim w roli głównej. Dzisiaj miała mu to podać. Rozebrał się i czekał, aż odprawi swój codzienny rytuał nad jego wszystkimi ranami. Długo ją przekonywał, w końcu uległa jego prośbom. Maść miała zabić w ciągu jednej nocy.
Kiedy skończyła odwróciła wzrok. Chciał jej podziękować. Złapał za rękę i pocałował. Zdziwiona spojrzała na niego. Nie wiedział dlaczego, ale delikatnie chwycił jej podbródek i pocałował. Zaskoczony poczuł, że odwzajemnia jego pocałunek. Popatrzył w jej oczy i poczuł, coś czego jeszcze nie czuł. Jej dotyk koił, ale teraz dawał coś jeszcze. Palił od wewnątrz, przyjemnym ogniem. Zsunął rękę w dół szyi Lany. Nie protestowała. Rozpiął guziki jej luźnej koszuli i pocałował ramię. Wędrował ustami w dół. Dalej nie protestowała, zaczęła odwzajemniać pieszczoty. Ich nagie ciała reagowały na każdy dotyk. Opadła na łóżko, ciągnąc go za sobą. Zawahał się przez chwilę.
– Ja umieram, Lana.
Przyciągnęła go do siebie i zaplotła w uścisku.
– Nie tym razem – wyszeptała.
Próbował jeszcze zrozumieć, ale utonął w głębinach falującego oceanu.
Autor: kiciakamyk