Świat jest pełen niebezpieczeństw i niezrozumienia. Nigdy nie wiadomo, do czego zdolni są Bogowie, więc najlepiej nie wchodzić im za mocno w drogę. Sprawy jednak mogą się bardzo skomplikować, kiedy Bogowie między sobą postanowią udowadniać swoje racje. Nie ma ucieczki przed tym. Zawsze Cię znajdą i postanowią wykorzystać do swoich celów. Jedyna nadzieja i ratunek w tym, że któryś postanowi jednak wesprzeć swego uniżonego sługę i będzie mu zależało na tym, co możesz mu zaoferować. Tak jest z każdym.
Tradycja z kolei to podyktowana przez wiarę lista rzeczy, które trzeba, wolno czy pod żadnym pozorem nie wolno. Tradycja i wiara rządzą każdą społecznością i pomagają przetrwać najgorsze czasy w łasce Bogów. Nie chcemy przecież popadać w ich niełaskę, prawda? Rodzina tradycyjnie postępująca, to możliwość przetrwania w zdrowiu. Szczególnie jeśli ma się do wyżywienia czworo dzieci. Moje starsze siostry trafiły dość szczęśliwie w wyborze rodziców na mężów. Wyjechały, założyły rodziny i żyją sobie spokojnie. Mój młodszy brat nie będzie musiał się z tym zmagać. To on ma moc wyboru.
I tak stałam się czarną owcą w rodzinie. Nie chcąc rozsierdzić Bogów i rodziców, którzy bogobojnie wykonują każdą najmniejszą wzmiankę o tradycji wiary, potulnie wyszłam za mąż za starego zrzędę, któremu niczego innego w głowie nie było, tylko potomstwo, którego nie mogła mu dać jego pierwsza żona. Uciekałam, ile mogłam. Brzydziłam się nim. Dlaczego kobieta jest własnością w tym świecie, to nie wiem, ale na pewno wolę umrzeć, niż oddać się w jego łapy. Chowałam się w uniwersyteckiej bibliotece. Pomagałam tam uczonym w przepisywaniu ksiąg. Wychodziłam wcześnie rano, wracałam na tyle późno, żeby mój mąż już spał. A nawet jeśli nie spał, to stawiałam mu na stole na tyle mocne trunki, że nie miał siły, ani zwinności dobrać się do mnie. Były momenty strachu i grozy, na szczęście jeszcze jestem zwinniejsza od niego. Noce spędzałam w stodole na sianie, wynosząc z domu pościel. Nie zauważył, że zrobiłam tam sobie azyl. W końcu sam wyrzucił mnie z domu, żądając rozwodu. Nie czekałam długo. Nie zamierzałam też obarczać rodziców zapłatą za siebie. Na uniwersytecie pozwolono mi zostać i zamieszkać w małym pokoiku w zamian za pomoc w sprzątaniu, gotowaniu i oczywiście prowadzeniu biblioteki. W końcu poczułam, że mogę kierować swoim życiem. Ale Bogowie niestety zwrócili na mnie swoją uwagę.
Pewnego razu uniwersytet odwiedził kapłan Vereny z Zakonu Tajemnic. Pomogłam mu znaleźć kilka interesujących go tomów. Nie dawał mi jednak spokoju. Wypytywał o różne księgi, a ja posłusznie chcąc dobrze wykonać swoją pracę, wskazywałam wszystko, czego potrzebował. Po kilku dniach spędzonych na rozmowach, zaproponował mi służenie bogini Verenie. Dacie wiarę?! Zostałam wybrana, przez Verenę! Jak już mówiłam, Bogowie tylko wiedzą, co dla nas szykują. Sprzeciw mógłby być katastrofalny w skutkach. Z drugiej strony wrodzona ciekawość świata nie pozwoliły na odrzucenie takiej propozycji.
I tak oto dziwnym zrządzeniem losu, stałam się kapłanką. Właściwie na razie tylko uczennicą, ale Verena już wyznaczyła mi swoje zadania. Nie zdążyłam się tak naprawdę dobrze wszystkiego nauczyć. Nie wiem, jak funkcjonuje świat i wola boska. Nie do końca mam pojęcie, jak ją wykonać. Ale wiem jedno – wszyscy tutaj mają pełne ręce roboty. Każdy stara się, oprócz nauczania nas, nowych adeptów, wykonywać jeszcze wiele dodatkowych obowiązków. Kapłan Felix, ten sam, który mnie znalazł w bibliotece uniwersyteckiej, stał się również moim mentorem. To on starał się pokazać mi wszystko i objaśniać, jak co działa i co robić. Niestety musiał wyruszyć w kolejną podróż w poszukiwaniu kolejnej księgi. Nie dostał również pozwolenia na zabranie mnie ze sobą. Miałam pozostać na miejscu i kontynuować naukę, co było w zasadzie dobrym rozwiązaniem.
Nie minął nawet tydzień od jego wyjazdu, gdy otrzymałam list od władz świątyni:
“Amalyn Falkenheim z ramienia świątynnego z Bechafen, w którym pobierasz nauki kapłańskie, zostałaś wyznaczona do zażegnania pewnego problemu. Chodzi dokładnie o słuszne rozpatrzenie sprawy w pobliskim Remer. Kapłanka Shallyi ma zostać skazana na śmierć za domniemane zatrucie wody na znak czczenia mrocznych potęg. Masz w miarę możliwości, jako bezstronny obserwator, uznać czy została ona słusznie osądzona i w razie konieczności wydać stosowny raport dla świątyni w Bechafen. O szczegółach sprawy, dowiesz się na miejscu. Wyruszysz w drogę wozem niejakiego Landolfa Schönbergera – kupca i przewoźnika, który zmierzał w tamtą okolicę, zabierając po drodze różnych podróżnych.”
Nie dano mi zbyt wiele czasu na pakowanie. Podróż miała zacząć się następnego poranka.
Autor: kiciakamyk