Home / Opowiadania / A.A. / Wędrówka

Wędrówka

Dziś w nocy, do naszego obozowiska w lesie przyszła zakapturzona postać. Wyglądał jak mężczyzna, strasznie wychudzony, bo peleryna, którą się zakrywał była wąska. Nie było widać jego ciała, ani twarzy, kaptur dobrze ją zakrywał. Bez słowa usiadł przy ogniu i patrzył na tańczące ogniki. Światło nie ujawniło jego twarzy, cień dziwnie zakrywał jego wygląd. Nikt z nas nie śmiał nic powiedzieć, w każdym z nas mieszały się uczucia, strach, ciekawość, respekt, gniew. Roztaczał dziwną aurę, żaden z nas nie miał zamiaru go atakować, ani przed nim uciekać i nie miał też śmiałości się odezwać. Siedzieliśmy chwilę wpatrzeni w niego, ale powoli przyzwyczailiśmy się do jego obecności.

Od rana było jakoś dziwnie, zakapturzony nieznajomy siedział cały czas w tej samej pozycji, wpatrzony w dawno już wygaszone płomienie. Nikt wielce nie zwracał na niego uwagi, jakby dla nich on zawsze tam siedział. Zjedliśmy śniadanie, on cały czas siedział, wpatrzony w milczeniu w jeden punkt. Spakowaliśmy wszystko i wsiedliśmy do karawany, on wsiadł z nami, jakby był częścią naszej grupy od dawna. Nikomu nie wydawało się to dziwne, poza mną. Coś wyraźnie nie pasowało mi w tej całej sytuacji.

Wieczorem dotarliśmy do miasta. Harken jak zawsze wziął każdemu osobny pokój. Pięć kluczy, choć nasza grupa zawsze składała się z czterech. Nieznajomy dostał własny pokój. Harken nawet nie zwrócił uwagi na to, dla niego nieznajomy zawsze z nami był. Nikt się do niego nie odzywał słowem. Przy stole podczas kolacji siedział z nami, nic nie jadł nic nie pił, tylko patrzył się na nas. Nie widziałem jego oczu, ale wiedziałem, że patrzy na nas, obserwuje.

W nocy wydawało mi się, że słyszałem coś dziwnego z sąsiedniego pokoju. Nieznajomy go zajmował, jakieś dziwne, jakby inkantacje, albo modlitwy w nieznanym języku, kiedy podszedłem do ściany żeby się przysłuchać, zamilkły. Resztę nocy przespałem niespokojnie.
Rano przy śniadaniu, wszyscy byli bardziej rozmowni, niż przez ostatnie dni, traktowali nieznajomego jak członka ekipy, rozmawiali z nim. On nie odzywał się słowem, ale reszta reagowała jakby słyszeli odzew z jego strony. Do mnie docierała tylko połowa tych rozmów. Nieznajomy siedział cały czas w bezruchu, tylko obserwując.
Ruszyliśmy w dalszą podróż, ale nie opuszczało mnie dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Nie mówię teraz o tej całej sytuacji, ale w mieście. Miałem złe przeczucie że jeszcze o nim usłyszę i to nie w dobry sposób.

Nie musiałem długo czekać, na potwierdzenie moich obaw. Dzisiaj przy kolacji doszły nas słuchy o tragedii jaka przytrafiła się w Dorsten. W środku dnia zrobiło się ciemno i przyszedł silny wiatr, spadła silna ulewa. Znikąd pojawiły się demony, zalewając miasto mordując wszystkich. Nielicznym tylko udało się uciec. Mieliśmy zamiar wrócić i pomóc, ale po tym jak usłyszeliśmy ogrom zniszczeń jakie tam się dokonały, lepiej było iść dalej i powiadomić ludzi żeby mieli się na baczności.
Tym razem nie zostaliśmy na noc, czasem tak bywa, że nie ma wolnych pokoi, albo czas nas nagli. Jedyne co było dziwne, to Harken, który nigdy nie oddaje nikomu lejcy na noc. Pozwolił nieznajomemu prowadzić, miałem bardzo złe przeczucie co do tego, ale zobaczymy rano.

Dobrze myślałem, że to do niczego dobrego nie prowadzi, nieznajomy zabrał nas do wrót jakiejś świątyni. Nie kojarzę tego miejsca, podróżowaliśmy tą trasą już od lat. gdzie on skręcił? Jak tu dotarł?
To miejsce nie jest przyjemne, pełno martwych drzew, zero zieleni i te dwa posągi. Po obu stronach wejścia wielkie statuy zakapturzonych postaci, podobnych do wędrowca. Po raz pierwszy zobaczyłem jego twarz. Wychudzona, sama skóra i kości, jakby wstał z grobu, nie miał oczu, albo przynajmniej sprawiał takie wrażenie, nie było widać nic, tylko mrok. Rozłożył ręce i wrota się otwarły nikt nawet nie zareagował. Jakby widzieli to już setki razy.

Wchodzimy do środka, trzymam się z tyłu i postaram się pisać jak długo tylko mogę. Jeśli tu zginę i ktoś znajdzie ten notatnik proszę zawróć i nie idź dalej.
Ciemne korytarze, pochodnia ledwie oświetla ściany, mam problem żeby widzieć co się dzieje, a co dopiero pisać. Ale mam wrażenie, że nie jesteśmy tu sami, jakieś dźwięki nas otaczają i to nie brzmi na szczury, jest znacznie większe.
Nieznajomy prowadzi nas, wyraźnie zna drogę, nie wiem co nas czeka, ale to nic dobrego.
Ostatnia komnata, ruchem dłoni rozpalił płomienie, cztery filary, nie wiem co nas czeka, ale na pewno tego nie przeżyjemy.

Jej krew nas zbawi, jej cierpienie nas wyzwoli, oddajcie pokłon pani mroku, oddajcie cześć pani naszego serca.

Autor: A.A.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *