Home / Opowiadania / Thomasinho / Wiadomość – rozdział 4 część 3

Wiadomość – rozdział 4 część 3

Wszyscy troje weszli do domu i zasiedli przy stole w salonie.
– Czy ktoś życzy sobie coś do picia? – zapytał gospodarz.
– Ja dziękuję – odpowiedział komisarz wyciągając jednocześnie notatnik z kieszeni płaszcza.
– A ja herbatę poproszę, jeśli to nie problem – włączyła się Marzena.
– Oczywiście.
– Mariusz skierował swe kroki do kuchni. Przygotowując herbatę spojrzał przez okno na Sarę
„patrolującą” teren przed domem. Słyszał też, jak Marzena z komisarzem o czymś rozmawiali za
jego plecami, ale przez szum gotującej się wody w czajniku nie potrafił usłyszeć o czym. Gdy w
końcu wrócił do salonu, postawił na stole dwa kubki. Siadając w fotelu zwrócił się zaciekawionym
głosem do policjanta:
– Co Pana do mnie sprowadza, komisarzu?
– Praca – odpowiedział bez zastanowienia- A cóżby innego?
– Nie mogło to poczekać do rana? – wtrąciła się Marzena – jest już dosyć późno, a kolega
potrzebuje odpoczynku.
– Jeśli chodzi o napaść na mnie, to niewiele pamiętam, niestety niewiele będę mógł pomóc –
przerwał jej Mariusz – poza tym nic nie zgłaszałem i nie będę zgłaszał. I tak z tym nic nie zrobicie.
Szkoda mojego czasu.
– Ta napaść, jak Pan to nazwał, może mieć związek z inną sprawą, którą się zajmujemy.
Jestem zmuszony zbadać wszelkie okoliczności.
– Ale że to może mieć związek z tą zamordowaną? – przerwała komisarzowi Marzena.
– Dla dobra śledztwa nie mogę udzielać szczegółowych informacji.
– Taaaaaa… I to Pan tu zadaje pytania…?
– No właśnie.
– Komisarz odchrząknął i nic nie mówiąc przeniósł wzrok na Mariusza. Programista poczuł,
jakby powietrze wokół niego zgęstniało, zrobiło się ciężkie, lepiło się do skóry, ciężko było je
nabrać do płuc, żeby podtrzymać podstawowe funkcje życiowe. „Przesłuchiwani muszą nie mieć z
nim lekko” – pomyślał.
– Niestety, nie pomogę – odpowiedział w końcu drżącym głosem – usłyszałem za sobą kroki,
ale zanim się odwróciłem, zobaczyłem gwiazdki. Nie wiem co się potem działo aż do odzyskania
przytomności w karetce.
– Może coś wcześniej? W drodze do domu? Może gdzieś był zaparkowany jakiś pojazd, ktoś
się kręcił w okolicy?
– Przykro mi, nic nie przykuło mojej uwagi.
– W porządku, na razie mi to wystarczy – powiedział komisarz podnosząc się powoli z fotela
– Gdyby jednak Pan sobie coś przypomniał, proszę się ze mną skontaktować. Zdaje się, że
zostawiłem wizytówkę przy pierwszej wizycie.
– Taaaaaak, chyba tak. – stwierdził zakłopotany programista – Zdaje się, że wsadziłem ją do
szuflady.
– To ja już pójdę, trafię do wyjścia – powiedział komisarz, po czym skierował wzrok na
Marzenę – proszę przypilnować narzeczonego, żeby nie wplątywał się już w żadne tarapaty.
– Dobrze komisarzu, tak zrobię – odrzekła Marzena jednocześnie rzucając Mariuszowi
złośliwy uśmieszek.
– Gdy tylko komisarz wyszedł z domu, Mariusz utonął w rozmyślaniach. Jak przez mgłę
widział wydarzenia sprzed kilku godzin pamięć nie chciała jednak współpracować. Choć może to
jeszcze efekt urazu i za jakiś czas pewne wspomnienia zaczną do niego wracać? Słyszał gdzieś w
tle słowa Marzeny, coś do niego mówiła zabierając kubki po herbacie ze stołu. Słyszał głos, ale
same słowa do niego nie docierały, jakby po drodze do jego uszu zmieniały się w niezrozumiały
szum bez ładu i składu. Nie próbował ich zrozumieć, chciał się skupić na obrazach sprzed domu,
które powoli odtwarzał. Jadąc do domu nikogo nie widział, to samo, kiedy szedł z zakupami do
drzwi. Nie zarejestrował żadnego ruchu, nic podejrzanego. Nagle sobie uświadomił, że Sara
strasznie szczekała. Musiała wiedzieć, coś czuć. Kartka na drzwiach. Kroki za plecami.
– Czy Ty mnie w ogóle słuchasz? – niemal krzyknęła Marzena jednocześnie potrząsając
Mariuszem. Nie przywykła do sytuacji, w której ktoś ją tak ignoruje.
– Ten wytrzeszczył na nią oczy, jakby pierwszy raz w życiu widział ludzką istotę.
– Pytałam, czy…
– Kartka! – wykrzyknął Mariusz.
– Co proszę? – tym razem Marzena zrobiła wielkie oczy patrząc na kolegę.
– Ktoś na drzwiach przyczepił kartkę
– Masz na myśli tą kartkę? – Marzena wyjęła z kieszeni poskładany kawałek papieru.
– Skąd to masz? Dlaczego nie powiedziałaś o tym wcześniej. Czemu nie pokazałaś jej temu
gliniarzowi?
– Mariusz wypowiadał słowa jakby strzelał z karabinu. Czuł się, jakby popełnił poważne
przestępstwo ukrywając dowody przed policją. Marzena w odpowiedzi wzruszyła ramionami i
podeszła do drzwi wpuścić Sarę, która zaczęła w nie skrobać dając znak, że chce wejść.
– Jakoś mi to umknęło – odpowiedziała w końcu – poza tym i tak by z tym nic nie zrobili, a
dla nas może to być waż na wskazówka.
– Programista schował twarz w dłoniach. „Jak ona może to traktować z takim spokojem” –
pomyślał. Tymczasem Marzena, jakby czytała w jego myślach dodała:
– Czy sam parę minut temu nie powiedziałeś Panu komisarzowi, że nie będziesz zgłaszał
napaści, bo i tak nic z tym nie zrobią? Ale, wracając do tematu – dodała po chwili – początkowo
zakładałam, że napastnik podłożył tą kartkę po ataku, jako ostrzeżenie. Natomiast to, co
powiedziałeś wcześniej może oznaczać, że on już tam był, kiedy wróciłeś do domu. Czyli albo
zaczaił się, albo po prostu wróciłeś za wcześnie i nie zdążył się oddalić niezauważony, a atak to
czysty przypadek. Albo i jedno, i drugie, chciał zostawić kartkę, a skoro się nawinąłeś, to
postanowił „wzmocnić przekaz”.
– Dziękuję za takie przypadki – programista dotknął opatrunku, ból głowy znowu zaczął
nieznośnie pulsować. Sięgnął po kolejną tabletkę, którą dostał w szpitalu.
– Nie marudź, myślę, że po prostu to oznacza, że jesteśmy blisko rozwiązania i sprawca czuje
się zagrożony.
– A ja myślę, że to oznacza, że jestem obserwowany przez nie wiadomo kogo i nie wiadomo
do czego może się posunąć, żeby uchronić się przed odpowiedzialnością. Powinniśmy dać tą kartkę
policji, żeby dokończyła sprawę.
– Nie ma takiej opcji! – powiedziała Marzena tonem nieznoszącym sprzeciwu. Po pierwsze
jakby nasza duszyczka chciała, żeby oni się tym zajęli, to by się sama do nich zgłosiła.
– Szkoda, że tego nie zrobiła – mruknął pod nosem Mariusz.
– Po drugie, raczej nie mają tam tak błyskotliwych umysłów, które by skumały o co chodzi.
Założę się, że prędzej by egzorcystę wezwali.
– Zaległa chwilowa cisza. Marzena miała już zacząć kontynuować swoją przemowę, gdy
zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz, po czym bez słowa skierowała się do wyjścia.
Mariusz odprowadził ją wzrokiem, po czym zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu opierając ją o
zagłówek fotela. Chciał poukładać w myślach wszystkie sprawy. Poczuł, jak Sara położyła się na
jego stopach. Nie ruszył się nawet, pozostając cały czas w zadumie, po czym w krótkim czasie
zapadł w sen.
Gdy Mariusz się obudził, było już jasno. Zobaczył Marzenę krzątającą się po salonie
– Która godzina? – spytał.
– Miło, że królewicz się wyspał. – zignorowała jego pytanie – Mi radiotelegrafistka skutecznie
to uniemożliwiła.
– Poważnie? – Mariusz nie krył zdziwienia – to chyba przez te proszki ze szpitala. Muszę iść
do lekarza, żeby mi ich więcej przepisał i problem przestanie być problemem.
– Przestań, musimy rozwiązać tą zagadkę. Myślę, że jesteśmy już bardzo blisko. – ton
Marzeny wskazywał, że traktowała sprawę ambicjonalnie. Chciała pokazać, że nie ma zadania,
któremu nie sprosta.
– Hmmm… – Mariusz wtrącił po chwili – masz rację. Jeszcze jeden atak na mnie i sprawa się
rozwiąże sama. Wieczny spoczynek i koniec z moją bezsennością.
Marzena zgromiła wzrokiem programistę, gdy ten się zaśmiał ze swojego żartu. Po chwili chciała
coś dodać, ale dźwięk telefonu poinformował ją o nadejściu wiadomości.
– Włącz telewizor! Szybko! – niemal rozkazała Mariuszowi.
– Jakbyś nie zauważyła, to nie mam…
– To komputer – nie dała mu dokończyć – jakiś serwis informacyjny. Szybko!
– Coś się stało? – Mariusz nie krył zdziwienia.
– Nie gadaj tyle, tylko odpalaj kompa.
Programista włączył komputer, a gdy tylko wpisał czterocyfrowy PIN, Marzena mu go wręcz
wyrwała z rąk i zaczęła przeglądać strony internetowe serwisów informacyjnych. Po chwili obróciła
ekran w stronę kolegi. Na nim wielkimi literami krzyczał nagłówek tekstu: „Morderca z Katowic
złapany”. Krótki tekst poniżej informował, że sprawca został schwytany w dniu dzisiejszym około
godziny 4, przyznał się do winy oraz złożył wyjaśnienia. Z uwagi na medialność sprawy, na
godzinę 14 zwołano konferencję prasową. Do tego czasu policja nie będzie udzielać jakichkolwiek
informacji.
– Czyli to koniec? – Mariusz powiedział cicho i wypuścił z ulgą powietrze.
– Na to wygląda.
Marzena jeszcze przez chwilę przeglądała inne portale informacyjne w poszukiwaniu dalszych
informacji, po chwili jednak poddała się i usiadła na podłodze. Z jednej strony była zawiedziona, że
to nie ona rozwiązała problem, z drugiej jednak poczuła ulgę. Siedzieli tak przez chwilę w ciszy,
którą przerwał dźwięk informujący o nadejściu komunikatu na komputerze. Oboje ze zdziwieniem
podeszli do ekranu. Mariusz otworzył okno komunikatora, na którym ukazał się tekst: „Nie ufajcie
doniesieniom medialnym”. Spojrzeli na siebie, ale żadne z nich nie napisało odpowiedzi. Po kilku
sekundach na ekranie pojawił się kolejny wpis: dane logowania do konta e-mail Justyny Zając.

Autor: Thomasinho

Tagi:

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *