Oboje wpatrywali się w przesuwające się po ekranie dwa punkty: Jeden z nich miał twarz Justyny, na drugim widniał obrazek bliżej nie określonego stworka. Marzena powoli przesuwała pasek czasu w aplikacji, bez gwałtownych ruchów, jakby mógł jej umknąć jakiś szczegół. Wreszcie punkt należący do Justyny zatrzymał się, a drugi z nich niezmiennie zbliżał się do niej. W końcu oba punkty spotkały się. Marzena na chwilę zatrzymała czas na ekranie, wzięła głęboki oddech i wytarła spoconą z nerwów dłoń o nogawkę spodni.
– Czyli mamy naszego sprawcę? – zapytał Mariusz szeptem. Ale ten szept zabrzmiał dla Marzeny jak krzyk. Drgnęła nerwowo.
– Poczekaj, zobaczymy co stanie się dalej – odpowiedziała i zaczęła dalej przesuwać pasek postępu.
Przez krótką chwilę oba punkty tkwiły nieruchomo w miejscu, po czym „stworek” ruszył w dalszą drogę.
– Ruszył dalej – powiedziała cicho Marzena.
– A Justyna stoi w miejscu – odpowiedział tak samo cicho programista.
Po kilku minutach drugi z punktów dotarł w okolicę jednego z wieżowców na osiedlu Tysiąclecia, po czym zniknął.
– Nasz nieznajomy chyba skończył trening – powiedziała jakby do siebie Marzena.
– A Justyna cały czas stoi w miejscu – dodał Mariusz – myślisz, że coś się tam stało?
Marzena nie odpowiedziała. Wzruszyła ramionami, po czym wróciła do śledzenia dynamicznej akcji na ekranie. Gdy w końcu dotarła do końca paska czasu, punkt z twarzą dziewczyny zniknął.
– Dość niespodziewany rozwój akcji – przerwał ciszę Mariusz.
Marzena nie odpowiedziała. Była jak w transie, zamknięta we własnym świecie szukała odpowiedzi na dręczące ją pytanie, co się tam wydarzyło. Zaczęła nerwowo przesuwać pasek czasu na ekranie, jakby szukając jakiegoś przeoczone szczegółu.
– To nic nie da, niczego więcej się z tego nie dowiemy – kontynuował zrezygnowany Mariusz.
Marzena jakby go nie słyszała, dalej zapatrzona w ekran szukała jakiejś wskazówki. Mariusz tymczasem przeniósł wzrok na Sarę, która siedząc przy nim zrobiła minę porzuconej sieroty.
– Bebok – nagle ciszę przerwał głos Marzeny.
– Co proszę? – zapytał zaskoczony programista.
– Bebok. Taki nick ma użytkownik, którego śledziliśmy. Nic tu więcej nie ma na jego temat, połączenia profilu z fb, czy choćby zdjęcia, dzięki któremu można by go odszukać. Chyba bardzo dba o swoją prywatność.
– Bebok powiadasz? – Mariusz się chwilę zamyślił – mam wrażenie, jakbym znał kiedyś osobę, która używała takiego pseudonimu. Faktycznie zdjęcie profilowe mogłoby mi rozjaśnić nieco moją kiepską pamięć.
– Chyba jesteś trochę za młody na kłopoty z pamięcią? – Marzena zapytała uszczypliwie.
– Nie. Po prostu rzeczy mało ważne są wypierane przez te istotniejsze.
Marzena jeszcze przez chwilę przeglądała profil Justyny, po czym szybkim ruchem zamknęła laptopa i energicznym ruchem się podniosła.
– Ubieraj buty, jedziemy – rzuciła nagle.
– Jedziemy? Ale że niby gdzie? – Mariusz był wyraźnie zdezorientowany.
– Jak to gdzie? Powęszyć! – odpowiedziała pewnym tonem Marzena – Tutaj już nic nie zdziałamy.
Mariusz niepewnie ruszył za koleżanką, zastanawiając się co tym razem wymyśliła, cieszył się, że jednak podejmuje jakieś działania w sprawie. Zawołał jeszcze Sarę. Ta zadowolona z perspektywy wspólnego spaceru ruszyła za towarzystwem.
– Możesz mi w końcu powiedzieć gdzie jedziemy? – nie dawał za wygraną Mariusz.
– W naszą ślepą uliczkę. Może tym razem znajdziemy coś, co umknęło nam ostatnim razem.
Mariusz westchnął ciężko, nie spodziewał się po tej wyprawie jakiegoś wielkiego przełomu. Z drugiej jednak strony, jeśliby to miało pomóc w ostatecznym rozwiązaniu sprawy, warto było spróbować.
– Swoją drogą, co to jest „Bebok”? – zapytała niespodziewanie Marzena.
– Co proszę? – programista nie krył zdziwienia pytaniem.
– No, „Bebok”, ten drugi biegacz miał taki nick w aplikacji.
– Nie wiesz? Nie pochodzisz z tych rejonów?
– A czy kiedykolwiek mówiłam, że pochodzę?
– W sumie niewiele o sobie mówisz – zauważył Mariusz – poza tym to jest tak popularny termin, że chyba każdy się z nim kiedyś zetknął.
– Widocznie jestem wyjątkowa – Marzena pochyliła się w kierunku deski rozdzielczej, żeby Mariusz jeszcze wyraźniej ją widział – No więc?
– Bebok to taki śląski stwór, demon, straszyło się nim dzieci, kiedy były niegrzeczne. Pewnie w każdym regionie ludzie mieli podobne legendy.
Marzena się zamyśliła
– Wiesz co, chyba nigdy nie wierzyłam w podobne bajki.
– Skoro nie jesteś tutejsza, to skąd pochodzisz? – zapytał Mariusz.
Marzena jednak nie odpowiedziała. Obróciła głowę w prawo i zaczęła się przyglądać spacerującym ludziom. Mariusz nie naciskał na odpowiedź, reszta drogi przebiegła w milczeniu.
Po dotarciu na parking wszyscy troje udali się na miejsce, do którego zaprowadziła ich wiadomość. Gdy Sara pobiegła obwąchiwać pobliskie trawniki i krzaki, Mariusz z Marzeną przeprowadzili krótkie oględziny okolicy.
– Justyna stała mniej więcej w tym miejscu, a nasz Bebok wybiegł z tamtej alejki – wskazała palcem Marzena – czyli nie mogli się widzieć aż do momentu, aż na siebie wpadli.
– Czyli albo się tu umówili i na niego czekała, albo… – Mariusz zaczął niepewnie
– Albo spotkała tu kogoś innego, a Bebok spotkał ich przypadkiem.
– To by pasowało. Dlatego nasz biegacz po chwili ruszył dalej, a Justyna została na miejscu.
Oboje spojrzeli na siebie. Przez chwilę milczeli, lecz po kilku sekundach Mariusz postanowił przerwać ciszę:
– Myślisz o tym samym, co ja?
– Musimy znaleźć naszego Beboka! – Marzena odpowiedziała bez zastanowienia.
Mariusz zawołał Sarę i wszyscy troje udali się na osiedle Tysiąclecia.
Autor: Thomasinho

