Home / Opowiadania / Domin / Złoty sen

Złoty sen

Ciężki właz redakcyjnego sejfu otworzył się powoli.
– Ahh, zapach złota i pieniędzy – powiedział Domin, zaciągając się powietrzem które wyleciało mu na powitanie ze śluzy. Z uśmiechem wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się, napawając się blaskiem wypolerowanych i równiutko ułożonych kilku ton sztabek złota.
– Moje skarby, tylko moje… – powiedział, po czym rzucił się na leżącą obok stertę banknotów, służących mu za leżak, z którego mógł podziwiać swoje bogactwo.
– A może byś tak kolejkę ułożył?
***
– Tak tak, tylko jeszcze chwi… – nie zdążył dokończyć zdania, gdy wysłużone krzesło postanowiło w końcu odmówić posłuszeństwa i runąć razem z nim na ziemię. Stęknął z bólu i przetarł zaspane oczy. Na tle poplamionego, miejscami pleśniejącego sufitu redakcji, dostrzegł zrezygnowaną twarz Kicikamyk.
– A mówiłam, że nowe krzesła by się przydały – powiedziała.
– Nowe krzesła kosztują – wstał i spojrzał na resztki swojego – Eh, na śmietnik. Azumi! Oddasz mi swoje krzesło.
– Ymm… Ale to właśnie było moje… – odpowiedział Azumi, odrywając się na moment od swoich spraw. – Tydzień temu zabrałeś mi je po tym, jak popsuło się krzesło Argendora. A było to chwilę po tym, jak krzesło Thomasin…
– Generalnie nie mamy krzeseł – przerwała mu Kiciakamyk.
– Ani kolejki! – dodał Azumi chichocząc, po czym szybko schował się za przegniłe biurko, cudem unikając lecącego w jego stronę zszywacza.
– No – przytaknęła Kiciakamyk.
– Kolejka i kolejka… wy tylko o tej kolejce… – nadąsał się Domin – Żeby była kolejka, to muszą być materiały.
– Jest ciągle moje opowiadanie – odezwał się Argendor.
– Ymm… Ale żeby była kolejka, to potrzeba więcej niż jednego materiału. Za co ja wam w ogóle płacę?!
– Ale ty nie pła… – tym razem Azumi nawet nie zdążył dokończyć, bo musiał zająć się unikaniem pędzących resztek swojego byłego fotela.
– W sumie na siedząco łatwiej się pisało… – rozmarzył się Thomasinho.
– Nie wspomnę o malowaniu – wtrąciła Aquarolina.
– Ty masz chociaż sztalugę. A jak ja ostatnio chciałem postawić kropkę, to długopis przebił kartkę i utkwił w spróchniałym blacie mojego biurka – Thomasinho wskazał na okrągłą dziurę.
– No tak… jeśli sztalugą nazwać ten przerdzewiały trzepak z naciągniętym na nie brudnym prześcieradłem… To tak, masz rację – rozłożyła ręce.
– Przepraszam, że przerwę… – DJ AMBA wychylił głowę przez dziurę w drzwiach toalety – Papier się skończył…
– Znów?! – załamał ręce Domin – Mówiłem wam, że on ma warstwy. Wystarczy rozdzielać. I nie zawsze trzeba wyrzucać, czasem się nadaje do ponownego użytku.
– Co? – wszyscy spojrzeli na niego z nutą niepokoju.
– No co? Drogi jest. Jedna rolka na miesiąc musi starczyć.
Aquarolina z westchnięciem zdarła prześcieradło z trzepaka i rzuciła Ambie.
– Masz, i tak nikt nie kupił farb…
– No i widzicie? Brawo, to jest właśnie współpraca – ucieszył się Domin i wskoczył na biurko Thomasinho, żeby wszyscy go lepiej widzieli – Wspólnymi siłami i wyrzeczeniami odkujemy się od dna, i będę… Ymm… Będziemy bogaci! Zrobimy to razem, jako zespół, pokonując wszystkie przeciwno…
Rozległo się chrupnięcie, po czym Domin zapadł się do pasa w mebel.
– Mówiłem, że wbiłem długopis w blat – Thomasinho wzruszył ramionami.
– Weź ty po prostu ułóż kolejkę – Kiciakamyk pacnęła się w czoło.

Autor: Domin

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *