No tak, już na start zaleciało kryminałem. Ja i rozprowadzanie nielegalnych środków odurzających. Nic z tych rzeczy. Nie zostałem też sprzedawcą samochodów. Więc o co chodzi? Po kolei.
Wszystko, co się stało by się nie stało, gdyby nie FoE. Choć początkowo chciałem być samodzielny i nie nastawiałem się na interakcję z innymi graczami, w pewnym momencie stwierdziłem, że to droga do niczego i otwarłem się trochę bardziej. Poznawałem nowych ludzi, którzy w różnym stopniu doprowadzili mnie do gildii, w której się obecnie znajduję. Tam, dołączając do gildyjnego kanału na Discordzie mogłem z ludźmi podyskutować na tematy bardziej przyziemne. I tam też między innymi lepiej poznałem osobę (być może niektórzy domyślą się o kogo chodzi), która potrafi wyczyniać cuda z darów natury. A jednym z jej wyrobów były różnorakie nalewki. Często dzieliła się każdym etapem ich wyrobu: od zbiorów składników, aż do zlewania gotowych produktów w butelki. W końcu w którejś rozmowie, gdzie wyrażałem głęboki podziw dla jej „hobby”, na pytanie, czy to trudne, stwierdziła coś w stylu: „wyszukaj w internecie pierwszą lepszą książkę z przepisami i rób!”.
I tym samym wbiła mi szpileczkę w moją męską dumę. No bo co, ja nie zrobię?
Na pierwszy ogień poszła nalewka z jarzębiny (przepis dostałem w formie zdjęcia z książki). Wielu może się zdziwić, bo przecież jarzębina nie jest jadalna. Stąd najpierw tą jarzębinę należy porządnie (co najmniej 25 godziny) potrzymać w zamrażalniku. Sam przepis nie był przesadnie trudny i po około dwóch tygodniach miałem gotową moją pierwszą nalewkę. Smak był… ciekawy, lekko wytrawny. Zmotywowało mnie to do podjęcia kolejnych prób. Odpaliłem zatem wyszukiwarkę i zamówiłem „Atlas nalewek”. Jakież było moje zdziwienie, gdy w paczce znalazłem książeczkę formatu A5 i grubości mniej, niż 5 mm. Wielce mi atlas. Pomijając wstęp o historii alkoholowych wyciągów przeszedłem od razu do informacji, co należy wiedzieć, zanim rozpocznę wyrób nalewek. Zawierał on wiele wskazówek skąd brać najlepsze produkty, jak łączyć alkohol z cukrem, aby się nie skrystalizował, jak przechowywać gotowe produkty i najważniejsze: w co się wyposażyć, żeby zacząć swoją przygodę z nalewkami. Mądrzejszy o nową wiedzę udałem się na zakupy. Nabyłem dwa gąsiory, kilkanaście butelek (na początek), lejki, sitka, filtry. Uderzyła mnie jednak cena nalepek na butelki. Kilkanaście złotych za 20 nalepek? Rozbój w biały dzień!!! Na szczęście są sklepy internetowe i tam zamówiłem resztę brakujących rzeczy.
Skoro miałem już wszystko do produkcji, czas nadszedł na wybór mojej kolejnej nalewki. Zacząłem przeglądać atlas w poszukiwaniu czegoś łatwego, szybkiego no i oczywiście z dostępnych o tej porze roku produktów. Wybór padł na cytrynówkę, która według przepisu miała być gotowa już po siedmiu dniach. Udałem się zatem do sklepu po cytryny i niezbędną ilość wódki. To był chyba jeden z najdłuższych tygodni w moim życiu. W końcu jednak nadszedł ten dzień, kiedy zlałem alkohol i zmieszałem go z syropem z wody i miodu (wg autora do cytrynówki znacznie lepszy jest miód). Po pierwszej degustacji byłem lekko… zawiedziony. Bardziej bowiem niż cytrynę wyczuć można było smak skórek z niej, które w niewielkiej ilości również znajdowało się w gąsiorze. Jednakże moje „króliki doświadczalne” zgodnie stwierdziły, że po drugim kieliszku każdy kolejny smakuje coraz lepiej. Poza tym czas ma działać na korzyść nalewki, kto wie zatem, jak będą smakować za jakiś czas te, które jeszcze są zabutelkowane?
Nie załamując rąk zacząłem rozmyślać nad kolejnymi moimi wyrobami. Tym razem wybór padał już na produkty, które wymagały znacznie więcej czasu na ich wytworzenie, ale i leżakowanie. Jako, że rozpoczął się sezon na truskawki, wybór padł zatem na ten owoc, a w dalszej kolejności na czereśnie. Zanim jednak słodziutkie truskawki zostały zalane wódką, usłyszałem jakże motywujące słowa moich rodziców, że z truskawek się nie robi nalewek, że to nie wyjdzie. No bo przecież oni próbowali. No pewnie, bo do książki trafia przepis, który nie działa. Nie zrażając się negatywnymi opiniami postanowiłem spróbować. Do odważnych świat należy. Obie nalewki, według zapisów w atlasie, mają to do siebie, że robi się je bardzo szybko, ale po zakorkowaniu butelek muszą długi czas (pojęcie względne) leżakować. Truskawka 3, a czereśnia aż 6 miesięcy. Zatem kiedy tylko obie były gotowe zacząłem szukać nowych wyzwań. Gdy tylko miałem dostępne naczynia tworzyłem kolejne moje produkcje. Była nalewka jagodowa, orzechówka, limonkowa (nie znalazłem limonek w sklepie, więc kupiłem podobnie wyglądające limetki, nie pytajcie mnie czym się różnią) w dwóch wersjach: słodzona syropem z wody i cukru oraz tzw. farmaceutów, tj. na mleku. Jednak chyba największym moim arcydziełem została nalewka z porzeczek. Według autora przepisu prawdopodobnie jedna z najlepszych nalewek, jakie można zrobić. Same owoce zażywały kąpieli w alkoholu niemal przez rok! A dokładnie przez 11 miesięcy. Po zlaniu płynu, zrobieniu syropu z owoców i zabutelkowaniu powinna ona leżeć jeszcze co najmniej kolejny rok, czyli mniej więcej w okolicach najbliższego sylwestra będzie gotowa do spożycia.
Za mną intensywny rok jeśli chodzi o produkcję nalewek (składający się głównie z czekania), obfitujący również w zabawne sytuacje, gdy w sklepie wkładałem kolejne butelki wódki do koszyka, gdy od tyłu zaszedł mnie pracownik ochrony proponując, że przyniesie mi z zaplecza całą skrzynkę. Myślałem, że się ze wstydu pod ziemię zapadnę. Oczywiście w całym tym okresie nie udało mi się zrobić wszystkiego, co założyłem wcześniej. Było tak m.in. z nalewką sosnową (minął czas na zbieranie pędów), czy czarnego bzu (na krzakach nie było wystarczająco dużo owoców). Jednakże cały rok przede mną i wiele nowych wyzwań. W końcu wiosna za pasem, przyroda się budzi do życia i dzieli się z nami swoimi darami.
Ci, którzy dostali do tego miejsca zastanawiają się pewnie, dlaczego zatytułowałem w ten sposób moją opowieść. Już tłumaczę. Niedawno rozmawiałem z moją mentorką, której to wysłałem na spróbowanie jedną z moich naleweczek. W pewnym momencie podzieliłem się z nią moim przemyśleniem, że tyle w tak krótkim czasie tyle butelek zapełniłem różnymi trunkami, a praktycznie żadnego nawet nie skosztuję, wszystko komuś rozdaję. Ona w tym momencie rozbawiona odpowiedziała: „No widzisz, to teraz, tak jak ja, będziesz jak dobry dealer. Rozprowadza, ale sam nie bierze”.
Autor: Thomasinho