Home / Opowiadania / argendor / Ad Astra Rozdział 1 – część 3

Ad Astra Rozdział 1 – część 3

– Winda pierwsza, zapraszam. – rozległ się miły kobiecy głos nagranego komunikatu. W środku były zamontowane proste ławki więc wszyscy usiedli. Komandor lekko się zdziwiła, że ochroniarze pozwolili sobie na takie „rozluźnienie” w czasie służby w towarzystwie kogoś z dużo wyższym stopniem, ale nie miała zamiaru ich ganić. Miała swoje sprawy. Uaktywniła komunikator, przełączyła na sygnał wewnętrzny myśliwca czekającego w dokach. 

– Sierżancie Yen, odbiór. 

– Tu sierżant Yen. Słucham Pani Komandor.

– Proszę szykować maszynę. Odlatujemy natychmiast jak tylko wsiądę na statek.

– Yy, tak jest! – usłyszała w słuchawce i rozłączyła się. Przełączyła komunikator na łączność z Feniksem i jeszcze parę razy spróbowała go wywołać. Bez powodzenia. Winda w końcu się zatrzymała. Po wyjściu z niej szybkim krokiem pokonali paręnaście metrów korytarza i doszli do holu, gdzie znajdowały się wykrywacze broni i wejścia do doków. Doszli do jednych drzwi. Ochroniarz podszedł do panelu i przyłożył rękę do skanera. Drzwi rozsunęły się ukazując stojących po drugiej ich stronie marines, którzy na widok dowódcy stanęli na baczność. 

– Witamy z powrotem Pani Komandor. A gdzie pozostali? – zapytał jeden z nich nie widząc nikogo poza dwoma ochroniarzami. 

– Jeszcze zostają. My musimy lecieć. 

– Gdy dotarli do myśliwca Kiciakamyk zwróciła się do marines.

– My lecimy, wy zostajecie tutaj. Będziecie teraz pod dowództwem Kapitana Giebeha i zaczekacie na niego. Zostawiłam mu odpowiednią wiadomość. W razie problemów, wiecie co robić. 

– Tak jest! – Zasalutowali. Kiciakamyk wsiadła na statek i od razu udała się do pilotów. Wszyscy byli już gotowi. Cała trójka siedziała na swoich miejscach przyssani do „foteli”. Na głowach mieli kaski wizyjne zasłaniające całą głowę łącznie z twarzą. Kaski nie miały gogli, przesłony czy szyby przez którą piloci mogli patrzeć na otoczenie i nie było takiej potrzeby. Osoba w takim kasku widziała wszystko co działo się w statku jak i poza nim, pod warunkiem że kask był sprzężony z tą osobą. Każdy pilot miał swój osobisty kask, podobnie jak uniform synaptyczny, który odczytywał każdy najmniejszy ruch mięśni i przekazywał poprzez „fotel” do komputera. Uniform taki dodatkowo utrzymywał mikroklimat w jego wnętrzu, regulował temperaturę, wilgotność, dostarczał tlen, pokarm, wodę, a także mógł odprowadzać nieczystości. Uniform nazywany był  „skórą”, a przez to, że trzeba było nosić go na gołe ciało, pilotów nazywano „golasami”. „Fotel” na którym siedzieli piloci był sprzęgnięty z uniformami i odczytywał wysyłane przez nie impulsy. Nie był „przypisany” tylko do jednego pilota. Każdy kto miał na sobie „skórę” mógł na nim usiąść i pilotować statek. „ Fotel” jak nikt w nim nie siedział był zwykłym prostym fotelem, podobnym do wypoczynkowych zestawów domowych. Jakby ktoś usiadł na nim w zwykłym ubraniu lub mundurze, nadal pozostawał zwykłym fotelem. Ale jak siadał ktoś w „skórze” fotel zmieniał kształt, rozrastał się, obejmował całe nogi, brzuch, ręce, ramiona, a zagłówek stabilizował głowę. Tylko przednia część głowy i klatka piersiowa zostawały nieosłonięte.  Stanęła nad fotelem pilota sierżanta Yen, która siedziała w środku wysunięta do przodu. Po jej obu stronach byli nawigator i strzelec. 

– Startujmy. – powiedziała krótko komandor. 

– Autoryzacja startu. – Z głośnika usłyszała głos Yen.

– Zejście do tunelu startowego. – Platforma pod myśliwcem zaczęła opadać na niższy poziom, a gdy zeszła na dół i została zablokowana zasunął się szyber nad statkiem oddzielając ich od pokładu doków. 

– Silniki gotowe, sprawność 100%. Systemy gotowe, sprawność 100%. Włączam poduszkę inercyjną. Włączam podłogę magnetyczną. Nie chce się pani rozsiąść Pani Komandor? Mamy zielone światło. Start za 10 sekund. Kiciakamyk odwróciła się, podeszła do domontowanych na szybko kilku wygodniejszych foteli zamontowanych specjalnie dla delegacji i usiadła w jednym z nich. Nie chciała lecieć na negocjacje standardowym pasażerskim „autobusem” jak nazywali wahadłowce. Myśliwiec tej klasy był szybszy, bardziej wszechstronny, no i swoją silą rażenia mógłby w razie zasadzki zrobić niezły bałagan. 

– 2… 1… Start! – dokończyła liczenie Yen. Myśliwiec został wyrzucony z ogromną prędkością przez działo magnetyczne, którym był tunel startowy. Yen sekundę po opuszczeniu stacji uruchomiła silniki główne i manewrowe.

– Gdzie lecimy? – zapytała.

– Na Feniksa. – odpowiedziała komandor.

– Koordynaty wprowadzone. Odezwał się nawigator. – Ale. Ale niema go tam. 

– Zlokalizuj go ręcznie, przeskanuj większy teren. 

– Jest. – powiedział po chwili. – Wygląda na to że dryfuje w stronę słońca. Chwila… On spada w stronę słońca! Jest uszkodzony! A nawet rzekłbym zdewastowany! Pani Komandor co się stało? Zostaliśmy zaatakowani? Daję Pani obraz. Proszę założyć hologogle.

– Nie wiem. i jak najszybciej muszę się tego dowiedzieć. Muszę jak najszybciej wrócić na mój okręt. Daj maksymalne możliwe przybliżenie. – powiedziała zakładając hologogle.

Obraz chwilę zafalował, lekko rozmył się i po chwili dopasowywania hologogli do użytkownika wyostrzył ukazując wszystko w trójwymiarze. Feniks złamany był w połowie prawie pod kątem 90o w płaszczyźnie poziomej i jakieś 30º w płaszczyźnie pionowej. A za nim ciągnął się ogon zgubionych części, elementów i kapsuł ratunkowych. Nie było już widać nowych gejzerów gazów i płynów które wytrąciły go z miejsca i wprawiły w chaotyczny lot wirowy.   

– Z tego co widzę Pani Komandor to będzie ciężko zsynchronizować się do jego obrotów aby móc zadokować. Jeśli w ogóle działają jakieś doki. – odezwała się Yen.

– Jakieś na pewno działają. Przecież mamy kilka rozmieszczonych akumulatorowni. – odpowiedziała Kiciakamyk. – Musimy spróbować. Postarajcie się go wywołać, muszę połączyć się z mostkiem.

Tagi:

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *